XXIII. Co się wydarzyło po feralnej nocy

679 125 673
                                    

Camille siedziała na swoim łóżku i płakała. Jej drobnym ciałem już dawno nie wstrząsały tak gwałtowne fale szlochu. Była druga w nocy, a Jean wciąż nie wracał do domu. Bolało ją, jak ją potraktował, jednak strach o to, co się teraz z nim działo, przysłonił wcześniejsze wydarzenia. Przecież na ulicach Paryża było tak niebezpiecznie, zwłaszcza nocą! Ktoś mógł zobaczyć bogato odzianego mężczyznę i okraść go, a nawet zabić! Tak jak jej ojca...

Nie chciała nawet myśleć o tym, że Jeana mógłby spotkać podobny los jak hrabiego de La Roche'a. Pamiętała ból i niedowierzanie, jakie towarzyszyły jej, gdy Hugo powiadomił ją o bestialskim mordzie na ojcu. Jej męża nie mógł spotkać taki sam koniec... Obawiała się coraz bardziej. W końcu był wstawiony, a w takim stanie ludzie nie myśleli racjonalnie... Wybaczyłaby mu całą dzisiejszą kłótnię, byle tylko wrócił.

Starała się przestać płakać i usnąć, jednak gula w gardle skutecznie jej to uniemożliwiała, a podsuwane przez wyobraźnię obrazy zwłok Jeana leżących w rynsztoku tylko potęgowały jej szloch. Łkanie hrabiny de Beaufort słyszalne było w całym pałacu. Rankiem wielu służących zastanawiało się, co też było jego przyczyną.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Camille zerwała się z łóżka, mając nadzieję, że to jej mąż wrócił. Ku jej zdumieniu w progu stał Alexandre. Pocierał oczy rączkami i ziewał.

— Co się stało, synku? — zapytała z troską.

— Diane płacze i słyszę ją w swoim pokoju — jęknął.

— Już do niej idziemy, kochanie.

Wzięła go za rączkę i podążyła do pokoju córeczek. Charlotte o dziwo spała, Diane jednak wierciła się na posłaniu, szlochając i krzycząc. Camille poczuła ucisk w brzuchu na widok cierpień swego dziecka. Nic nie bolało jej bardziej niż męki bliźniąt i Lottie. Wypuściła dłoń Alexandre'a z uścisku, podeszła do łóżeczka dziewczynki i usiadła na jego skraju.

— Co się stało, moje słoneczko? Miałaś zły sen? 

— Dlaczego papa do mnie nie przyszedł? — zawodziła. — Nie mogę bez niego zasnąć. Gdzie on jest?

Żołądek Camille ścisnął się jeszcze bardziej. Dlaczego Jean musiał tak postąpić? Ona mogła cierpieć, ale dlaczego i dzieci, które przecież nic mu nie zawiniły, skazywał na katusze? Przecież zawsze tulił Diane do snu i doskonale wiedział o tym, że bez tego dziewczynka nie zaśnie. Nie miała nawet pojęcia, co jej odrzec. Nie było innego wyjścia, musiała skłamać.

— Poszedł do wujka Fransa, ciocia Antoinette prosiła go, by dziś tam został... Może chciałabyś spać ze mną, skoro papy nie ma?

— Tak, maman, chcę — odparła, nieco już uspokojona.

— Ja też chcę! — krzyknął Alexandre.

Camille uśmiechnęła się do nich sennie.

— To chodźcie, moje maleństwa.

I wzięła ich za rączki. Zasnęli razem, wtuleni w siebie. Dla Camille nie było nic lepszego niż spanie z dziećmi, może jedynie gdyby Jean był tu z nimi, czułaby się bezpieczniej. Bliźniaki również były zadowolone. Spały spokojnie, zapominając o tym, że ich papa gdzieś przepadł.

 Spały spokojnie, zapominając o tym, że ich papa gdzieś przepadł

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Camille i JeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz