VII. Jean odnosi zwycięstwo

778 138 393
                                    

Pierwszego marca, nad samym ranem, Napoleon i jego wojsko wylądowali w zatoce Juan na Riwierze. Tak rozpoczął się lot orła ku stolicy, którego świadkami póki co były tylko gwiazdy, księżyc i granatowe niebo. Przez sześć dni i nocy Bonaparte zmierzał przez alpejskie ścieżki w kierunku Grenoble. Tam czekały na niego rojalistyczne oddziały generała Marchanda.

Do spotkania obu armii doszło na łące położonej nad brzegiem jeziora Laffrey. Było wczesne popołudnie, dość ciepłe. Słońce dopiero wspinało się na szczyt nieboskłonu. W jego promieniach Napoleon z dumnie zadartym podbródkiem prezentował się wielce dostojnie i majestatycznie. Jak cesarz, którym jeszcze kilka miesięcy wcześniej był. 

Wszędzie słychać było stukot ciężkich, żołnierskich butów i przyśpieszone oddechy wojaków. Podkomendni Bonapartego obawiali się spotkania z armią królewską. Wiedzieli, że są tylko awanturnikami, którym za nieposłuszeństwo wobec Burbona grozi stryczek.

Dojrzeli oddział Marchanda. Po czołach i karkach wielu z nich spłynął pot. Oto być może nadszedł dzień, w którym zamkną oczy na wieki. Nerwowe oczekiwanie na to, co miało się stać, dobijało wielu z nich. Wtem usłyszeli rozkaz Napoleona. Nakazał im opuścić broń. Armie spotkały się.

Bonaparte postąpił nieco w przód, by ludzie Marchanda mogli go ujrzeć. Wewnątrz drżał ze strachu, wiedział jednak, że jeśli teraz pokaże rojalistom, że nic nie jest w stanie go przerazić, udowodni im, że jest w stanie osiągnąć wszystko. 

— Żołnierze piątego pułku! — zakrzyknął donośnie. — Czy mnie poznajecie?

Wrażenie, jakie wywarł na ludziach Marchanda, było oszałamiające. Oto znów widzieli swego cesarza w pełni glorii i chwały. I chociaż jakiś oficer dał rozkaz do strzelenia, żaden z żołnierzy nie ośmielił się otworzyć ognia do Bonapartego. Stali i wpatrywali się w niego jak urzeczeni, a on wciąż krzyczał:

— Jeśli jest ktoś między wami, kto chce zabić swego cesarza, niechaj to uczyni! Oto jestem!

Tego dla żołnierzy było już za wiele. Rzucili się ku swemu cesarzowi z okrzykami radości. Całowali jego buty, płaszcz, niektórzy nawet płakali ze szczęścia, poruszeni jego heroizmem i wielkością. A on stał tam, niewzruszony jak monument, snując plany dalszego marszu na Paryż. Tego samego dnia wojska cesarskie zajęły Grenoble bez żadnego wystrzału, przy poparciu miejscowej ludności. Wydarzenia nie mogły się ułożyć dla Napoleona lepiej. Zanim przybył do Grenoble, był ledwo awanturnikiem, usiłującym odzyskać władzę. Teraz miał uwielbienie i poparcie tłumów. Był księciem, jak sam nazwał się później w swym pamiętniku. Trzy dni później triumfalnie wkroczył do Lyonu.

Mimo tego, co sobie postanowił, Jean nie przestał pić

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mimo tego, co sobie postanowił, Jean nie przestał pić. Kolejnego dnia wytrzymał do osiemnastej, później jednak odczuł przemożną chęć napicia się alkoholu, której nie potrafił zaradzić. Wziął więc karafkę i uraczył się winem. Głos z tyłu głowy mówił mu, że znów zawiódł, że jeszcze nie minął dzień od jego postanowienia, a on już je złamał, Jean jednak zignorował go. Kiedy nie otumaniał go alkohol, wciąż miał przed oczyma martwe ciało Dymitra, małego Aleksandra trzymanego przez matkę w ramionach i zapłakaną twarz Iriny. Po powrocie do domu zdobył się na to, by powiadomić ją o śmierci męża. Otrzymał nawet od niej list z odpowiedzią, który od roku leżał zapieczętowany w jego sekretarzyku. Nie miał odwagi go otworzyć. Jego udręczony umysł nie wytrzymałby rozpaczy i bólu, które wyzionęłyby z listu Rosjanki.

Camille i JeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz