XXXII. Rozpacz i szczęście

730 120 393
                                    

James wrócił do domu, upokorzony i poniżony. Jego duma i poczucie godności zostały zdeptane przez mężczyznę, którym całe życie pogardzał. Nie potrafił znaleźć słów, które określiłyby to, jak bardzo źle się czuł. Najwłaściwszym stwierdzeniem byłoby chyba, że chciało mu się płakać, lecz James nie uważał go za trafne. On przecież nigdy nie szlochał.

Wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Pragnął upić się i zapomnieć o dzisiejszym dniu. Walka o Camille przerosła jego możliwości psychiczne. Gdy rozchodziło się o hrabinę de Beaufort, tracił nawet właściwą sobie nonszalancję, wyzbywał się dumy i pychy. Byłby gotów służyć jej przez całe życie, byle tylko wybrała jego.

A ona wciąż wolała tego przeklętego Francuzika.

James nie mógł się z tym pogodzić. Jeszcze gorzej było mu na myśl, że zrobił z siebie idiotę, przychodząc do Camille i próbując ją uwieść.

Zaklął głośno, widząc w bawialni Catalinę bawiącą się z Belle i Alvarem. Nie powinna go dziwić jej obecność, gdyż nakazał służbie wpuszczać ją w razie jego nieobecności, teraz jednak była osobą, której najmniej by się spodziewał.

Poprawił włosy i starł nieco krwi z twarzy, Catalina jednak zdążyła już zauważyć, że był poturbowany. Nie dało się też ukryć jego złamanego nosa.

Kobieta podniosła się z miejsca i zaczęła iść w kierunku Jamesa. Miał wrażenie, że jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona ze złości. Belle zerwała się z podłogi i podbiegła do ojca. Znalazła się przy nim szybciej niż Hiszpanka. Krzyknęła, gdy zobaczyła przekrzywiony nos Jamesa i cieniutką strużkę krwi sączącą się z kącika jego ust.

— Co ci się stało, tatusiu? — zapłakała. — Dlaczego wróciłeś od mamusi taki biedny?
I dlaczego mnie ze sobą nie zabrałeś?

James spojrzał na Catalinę. Na jej twarzy malował się gniew połączony z poczuciem upokorzenia. Domyśliła się wszystkiego. Nie musiał okłamywać Belle.

— Bo tam był ten brzydki pan, kochanie. A on cię nienawidzi. Mnie też.

— To on cię zbił?

— Tak, Belle. Ale ja jego też zbiłem — westchnął ciężko.

Do dziewczynki jednak ta druga informacja nie dotarła. Zaczęła szlochać nad losem ojca i tulić się do jego kolan. Jej zawodzenie łamało Jamesowi serce. Wziął córkę na ręce i ucałował, by wiedziała, że wszystko już dobrze, ona jednak nie dała się uspokoić.

— Dlaczego mamusia na to pozwoliła? — zawodziła.

Myśl, że jej mamusia bezczynnie przyglądała się temu, jak ktoś bije jej tatusia, była dla niej zupełnie niezrozumiała. Jak mogła być dla niego tak okrutna? Przecież zawsze zdawała się tak dobra i czuła!

— Bo twoja mamusia to zła kobieta — jęknął.

Po raz pierwszy Belle musiała przyznać mu rację, choć nie wypowiedziała tego na głos. Skoro mamusia przyzwoliła na to, by jej ukochanemu tatusiowi stała się krzywda, nie była wcale tak dobrą kobietą, jaką się jej zdawała.

— A teraz zmykaj, kruszynko, tatuś przyjdzie do ciebie później — szepnął.

Belle niechętnie pozwoliła na to, by ojciec został sam z Cataliną. James obawiał się tej konfrontacji. Wciąż nie wiedział, czy na plaży rzeczywiście ją widział, czy tylko mu się zdawało. Nie chciał, by wiedziała o Camille, gdyż był świadom, że w takiej sytuacji na pewno by go porzuciła, a lękał się ponownej samotności. Spojrzał jej w oczy i pojął wszystko. Wyzierała z nich tak okropna rozpacz, że nie mógł na nią patrzeć. 

Camille i JeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz