Prolog

1.1K 92 18
                                    

Słowo za słowem, cios za ciosem - te na ciele zostawiały tylko siniaki i zadrapania widoczne jedynie dla oczu, lecz prawdziwy ból nosił w sobie, w sercu.

Czerwona ciecz ozdabiała jego rumiane policzki.
Krzyki roznosiły się gdzieś w środku niego, lecz na zewnątrz były słyszalne tylko przęciągłe jęknięcia.

Czuł jak jego ciało jest coraz bardziej wiodkie, a ból i rozpacz ogarniały go coraz mocniej.

Dzownek przerwał jego oprawcom. Podnieśli z ziemi swoje rzeczy i przed wyjściem spojrzeli na niego nienawistnie kopiąc go jeszcze kilka razy w brzuch przez co zakaszlał.

Gdy tylko ci podli ludzie zbiegli, bezwładnie położył głowę na zimne kafelki. Poczuł ulgę. Nie musiał już się bronić.

Jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tępie. Został sam. Mógł spokojnie pozwolić łzom wyjść na zewnątrz. Słona ciecz powoli spływała po jego policzkach łącząc się już z zaschniętą krwią co tworzyło przyjemne pieczenie.

Nie wiedział czy ma wstać czy może lepiej będzie się nie ruszać. Wybrał pierwszą opcję. Chciał być już w domu. Tam był bezpieczny, przynajmniej tak myślał. Miał małe mieszkanie na poddaszu co prawda to bardziej przypominało strych, ale było mu tam dobrze. Lubił to miejsce, może dlatego, że było tam spokojnie.

Powoli podniósł się z podłogi chwytając w dłoń swój poszarpany i brudny plecak.

Odetchnął głęboko po czym skierował swój wzrok w stronę wiszącego naprzeciwko lustra. Spojrzał na swoją twarz, była cała we krwi.

Zamknął oczy. Wolał tego nie widzieć. Nienawidził swojego odbicia. Nie chciał na siebie patrzeć. Tyle razy powtarzano mu, że jest okropny aż w końcu zaczął w to wierzyć...

𝑴𝒊𝒓𝒓𝒐𝒓 𝑹𝒆𝒇𝒍𝒆𝒄𝒕𝒊𝒐𝒏 | 𝑱𝒊𝒌𝒐𝒐𝒌 ☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz