Rozdział 3 : Gówno w wentylatorze.

4.3K 360 11
                                    

   Dzisiejsze społeczeństwo tętniło od nadmiaru plotek. W nich nieświadomie zaczęli pokładać swoje życie. Żyli dla tego dreszczyku emocji, gdy mogli wyszeptać kolejną tajemnicę bądź kłamstwo najbliższym osobom. Tak od jednego osobnika do kolejnego kształtował się łańcuszek niestworzonych historii, które miały mniejsze bądź większe pokrycie z rzeczywistością.

Może właśnie, dlatego nienawidziłam portali plotkarskich — wtykanie nosa w nieswoje sprawy było dla mnie abstrakcją. Potrafiły przekształcić jedną wypowiedź na swoją korzyść, zmieniały jej sens, dzięki czemu stawałeś się tematem numer jeden na łamach internetu. Bezsensowne chwytanie się każdego słówka, które mogłoby mieć drugie dno było ich domeną.

A ludzie, którzy emocjonalnie nakręcali publikę byli nie więcej, niż gównem w otworze wentylacyjnym.

— Powiedźcie, że mam omamy — warknęłam, gdy położyłam szkło wypełnione wodą na barze. Oddech uchodził spomiędzy moich zaciśniętych warg ze świstem.

— Jasna cholera. — Z oddali rozniósł się głos zaaferowanej Diany.

Złość tętniła w moich żyłach. Otrząsnęłam się z szoku, chwyciłam w garść telefon i przycisnęłam go do ucha. Bez pożegnania ruszyłam do wyjścia, a chwilę później kroczyłam
na wysokich obcasach przez ulice Manhattanu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu w sekundzie, gdy po drugiej stronie linii odezwała się Venus.

— Widziałam. — Zdawała się być równie wzburzona, jak ja. — Firmowa komórka urywa mi się od przychodzących połączeń. Kurwa. Urwę nogi Cash'owi Raveli niezależnie od tego, jak bardzo jest seksowny.

— Venus.

Mój ton był ostrzegawczy. Owszem, facet był diabelnie przystojny. Umięśnionej postury nie mogły skryć nawet warstwy formalnych ubrań. Lecz teraz był naszym wrogiem. To, że można było mu zarzucić pokrewieństwo z Mattem Bomerem było jedynie niewygodnym elementem tej sytuacji. Gdyby nie niedbała blond fryzura zdobiąca jego głowę mogłabym wziąć go za jego młodszego brata. Lecz żadne piękno nie mogło ukrócić faktu, że był totalnym draniem. Nawet znacząco wysunięty podbródek oraz mocna szczęka nie ratowały go od mojego gniewu.

Wolność słowa była kompletnie odrębnym zagadnieniem, gdy bezpodstawnie oskarża się lata czyjejś pracy. Moja spółka w żaden sposób nikogo nie krzywdziła. Jego zdanie było jedynie odrealionym oskarżeniem pochodzącym wprost od
bawidamka Nowego Yorku, który za prawdziwy biznes uważał wyzysk nieruchomości.

— Tak, wiem — odetchnęła. — Zajmę się tym.

Rzuciłam komórkę na skórzane siedzenie, wzięłam głęboki oddech i powoli ze stopniowym rozluźnieniem mięśni wypuściłam go ustami. Gówno to dało. Umysł nie ulegał nagłej czystce, ale łatwiej było prowadzić, gdy twoje ciało nie było wielką grabią ogrodową. Mój aktualny humor doskonale działał na zakorkowanych drogach — wytrąbiłam wszystkich nieostrożnych kierowców. Jednakże to był zaledwie przedsmak mojej irytacji. Gdy taksówkarz wjechał bez kierunkowskazu na mój pas straciłam wszelkie pokłady cierpliwości.
Specjalnie go wyminęłam, by stanąć na pasie obok, gdy zatrzymało go czerwone światło.

— Jak jeździsz, zasrany gnoju! — Otworzyłam szybę, łypiąc na niego groźnie.

— Znalazła się zakichana damulka.

Kierowca nie stracił rezonu, mimo że wyraźnie to była jego wina. Mogłam wysiąść z auta, co groziło mi wylądowaniem za kratkami, gdybym tylko się do niego dostała. Albo mogłam ruszyć stąd jak najszybciej, by nie kusić losu. Niestety wybrałam nudniejszą formę. Pokazałam mu dorodny środkowy palec, nacisnęłam pedał gazu i wystartowałam na zielonym świetle z żałośnie eleganckim piskiem opon.

MatchmakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz