Rozdział 12 : Dobrze się panią zajmę.

4.3K 322 36
                                    

   Chcesz na bieżąco znać status swojego ulubionego opowiadania? Zapraszam na mojego Instagrama, gdzie na profilu c.s.riley znajdziesz bieżące nowinki, które dodaję w relacjach. Jako pierwszy dowiesz się, kiedy nadejdzie kolejny rozdział i na jakim etapie tworzenia są aktualne historie.

   Sukces nieodłącznie spajał się z ciężką pracą — to gorący pakiet. Niczym facet z sześciopakiem. Nie byłam farciarzem, któremu miliony spadały z nieba. Miałam idee, talent i mądrość, które przekształciłam w siłę napędową. Sama. Krok po kroku. W pocie czoła ruszyłam własną ścieżką świadoma, że na końcu tej drogi czeka na mnie cholerny sukces. Bo bez niego nie miałam zamiaru się nigdzie ruszyć.

Lecz niezależnie od skali mojego osiągnięcia zawsze istniało coś, przy czym wydawał się on nieznaczący. Wręcz małostkowy. Przede mną, na wiklinowym krześle siedziała istota mojej niedoli, Emmett Amor. Duma całej familii, która szerzyła rodzinne dziedzictwo — medycynę. Mimo całonocnego dyżuru zachował idealnie wystylizowane włosy, pogodny uśmiech i ten błysk w oku, który od niepamiętnych czasów kusił panienki. Naprawdę chciałabym powiedzieć, że nie był cukierkowo doskonały, ale nie czułam potrzeby kłamać. Emmett był dobrym starszym bratem, przykładnym synem i jeszcze lepszym lekarzem.

— Jak tam w świecie fleszy i amorków? — zapytał, sącząc zamówioną kawę. Drugą z kolei.

— Kto tak w ogóle mówi? — Zmarszczyłam nos, na co przewrócił oczami. — Bez większych zmian, interes się kręci, klientów przybywa...

Przy rodzinie nigdy nie zagłębiałam się w temat swojej pracy — wymijające odpowiedzi i zdawkowe odburknięcia były normą. Nie było to spowodowane ich niechęcią, lecz wyraźnym niezrozumieniem. Na początku przygody z The Cupid przybliżałam ciekawskim rodzicom swój system pracy, działanie algorytmu i samej marki, ale szybko zauważyłam, że zwyczajnie się w tym nie odnajdują. Byliśmy z dwóch różnych światów. Podczas gdy mnie pochłaniały kody informatyczne, oni skupiali się na niesieniu pomocy w szpitalnych murach. Tata szczycący się tytułem renomowanego chirurga oraz mama będąca naczelną pielęgniarką nie należeli do sekty wpajającej swoim dzieciom, że medycyna to jedyna ścieżka kariery, której mogą się podjąć. Prócz subtelnych rozmów oraz opowieści zza szpitalnej kurtyny nie dane nam było odczuć, że wymagają od nas podążenia ich dziedzictwem. Czy w duchu na to liczyli? Zapewne, ale zdobyli się jedynie na próby zaszczepienia w nas tego ziarenka ciekawości, co do ich pracy. Niestety wykiełkowało ono u jednego z nas. Nigdy nie dano mi odczuć, że kogokolwiek zawiodłam, ale to nie oznaczało, że nie czułam się odsunięta od rodzinnego życia, gdy głównym tematem na niedzielnych obiadach był kolejny trudny pacjent, przypadek czy choroba.

— Teraz masz nie tylko jedną firmę — odezwał się. — Na zmianie w szpitalu słyszałem plotkujące pielęgniarki wychwalające Drunk Angel.

Nie byłam pewna czy śmiać się z tej pomyłki, czy być urażona, że w ciągu prawie roku planowania nie zdołał zapamiętać nazwy klubu. Zaledwie dwóch słów.

— Dark Angel — poprawiłam go. — Poza tym otwarcie przebiegło całkiem pomyślnie. Szkoda, że nie udało wam się przyjść. 

Miałam swoje lata, co oznaczało, że etap łaknienia uwagi od rodziców miałam już za sobą. Nie byłam dzieckiem potrzebującym serdecznych gratulacji, poklepania w plecki i całusów w policzek. Aczkolwiek nie mogłam zaprzeczyć, że nieobecność rodziny w tak ważnym dla mnie dniu była małym kopniakiem w tyłek.

— Jeszcze raz za to przepraszam — westchnął, odgarniając do tyłu nieposłuszne włosy. — Zapisałem w grafiku wolny wieczór, ale niestety praca w szpitalu rządzi się własnymi prawami.

MatchmakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz