Rozdział 16: ¡Hostia!

3.1K 414 43
                                    

      Nasunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos, gdy tylko pchnęłam drzwi kawiarni mieszczącej się nieopodal The Cupid. Serce Manhattanu tętniło porannym zgiełkiem: trąbienie klaksonów, szum silników i głośne rozmowy zlewały się w znajomą symfonię. Słońce unosiło się nad szklanymi drapaczami i neoklasycznymi budynkami, a sierpniowa duchota sprawiała, że szybko pożałowałam założenia spodni w kant. Mogłam postawić na sukienkę.

Z papierowym kubkiem przeszłam przez pasy po budynek, z którego nie tak dawno wyszłam. Po zaparkowaniu auta na podziemnym parkingu zorientowałam się, że byłam sporo przed czasem, dlatego przespacerowałam się po poranną dawkę kofeiny. Właśnie dlatego zamiast windą z samego podziemia wkroczyłam do firmy niecodzienną drogą, bo głównym wejściem.

— Dzień dobry, panno Amor — przywitał mnie ochroniarz, któremu skinęłam głową na powitanie.

Biuro było ciche jak przystało na wczesną porę, jeszcze nie ogarnięte szałem pracy. Zajechałam windą na ostatnie piętro, ale zamiast błogiego spokoju od progu zostałam zaatakowana przez zestresowaną Suzy. 

— Jakie szczęście, że przyszłaś! — odetchnęła z poczerwieniałymi policzkami. W rzeczywistości jej szyję oraz przedramiona pokrywała pokrzywka, zapewne z nerwów.

— Oddychaj, Suzy — uspokoiłam ją. — Co się stało?

— Oświadczenie — sapnęła. — Pan Raveli nie podpisał go na jednej stronie. Zauważyłam to wczoraj wieczorem, ale nie chciałam zawracać ci głowy po wyjściu z biura. Dziś od dwudziestu minut próbuję się skontaktować się z jego asystentką, ale nikt nie odbiera.

Zmarszczyłam brwi. Najwyraźniej we wczorajszym szale wywołanym przez Johnny'ego, który swoją drogą został zwolniony żadna z nas nie przypatrzyła się dokładnie podpisywanym papierom. To nie była katastrofalna sytuacja, ale nie należała do najlepszych. Mimo że zapoznałam Casha ze skutkami problemów z klientami i chciałam wierzyć, że w żaden sposób nie wykorzystałby tego na moją niekorzyść, nie mogłam pokładać w nim nadziei. Ten drań był nieprzewidywalny. Potrzebowałam jego podpisu na tych dokumentach, zanim pójdzie na swoją randkę — tą, której daty nie znałam. Liczył się czas.

— Dobra, to nie koniec świata — powiedziałam łagodnie. — Próbuj dodzwonić się do Raveli Develop po godzinie ósmej, wtedy istnieje większe prawdopodobieństwo, że ktoś odbierze. Jeśli nie dodzwonisz się tam w ciągu dwóch godzin zadzwonię na jego prywatny numer.

Kobieta potaknęła. Była niezastąpiona w swojej pracy pod względem biurowym i zadaniowym, ale czasami pod wpływem stresu, czy przy kontaktach interpersonalnych całkowicie traciła głowę. Zbyt szybko panikowała. Nawet nie chciałam wiedzieć, ile nerwów kosztowało ją mierzenie się z tym błędem od poniedziałkowego wieczora. Naprawdę zaczynałam zastanawiać się jak długo jeszcze zniesie tę presję. Jeśli w ciągu najbliższych tygodni nie wyhoduje pancerza, zapewne kwestią czasu będzie złożenie przez nią wypowiedzenia.

Wkroczyłam do swojego biura, położywszy na kanapę ogniście pomarańczową torebkę od Hermesa pasującą do moich sandałków na szpilce. Z westchnieniem opadłam na obrotowy fotel, którym podjechałam pod samo okno. Miałam doskonały widok na miasto tętniące porannym życiem. Druga kawa tego poranka powoli zaczynała działać, mocna gorycz spływała po moim języku. Potrzebowałam tego kofeinowego pobudzenia, jeśli chciałam przetrwać ten dzień na marnej dawce snu, którą zaznałam. W nocy przewracałam się z boku na bok pełna frustracji, a to wszystko przez pewnego diabelskiego miliardera.

Jaka jest szansa, że w łóżku posługujesz się hiszpańskimi sprośnościami

To cholerne pytanie dudniło w mojej głowie na okrętkę. Nie chciało odejść, niezależnie od tego jak mocno z nim walczyłam. W jednej chwili panowałam nad tym, — nad tym nieuzasadnionym pociągiem do niego — a w kolejnej zachowywałam się jak napalony nastolatek. Przez jedno cholerne pytanie nabawiłam się wizji opieczętowanych wielką naklejką: dozwolone od lat osiemnastu. Byłam żałosna.

MatchmakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz