56.1. Rozstanie

3.2K 100 26
                                    

Nick: Czekałaś na niego już od dobrych dwudziestu minut z sercem podchodzącym do gardła. Czekanie jednak nie mogło trwać wiecznie i w końcu klamka drzwi frontowych drgnęła, a w progu stanął Nick, obdarowując cię wzrokiem spod uniesionych brwi. Nic dziwnego, kiedy widział cię siedzącą przy pustym stole na środku pokoju, wpatrującą się w niego szklistymi oczami i ciemności, którą oświetlała jedynie lampa nad twoją głową.

-Co się stało? - spytał zmartwiony, siadając naprzeciw ciebie.

- Nie możemy tak dłużej, Nick. - szepnęłaś, uświadamiając sobie, że o wiele bardziej wolałabyś dalej siedzieć na tym krześle w samotności niż rozpocząć tę rozmowę.

- O czym ty mówisz? - Słyszałaś w jego głosie znienawidzoną dezorientację i w twoich oczach stanęły łzy.

- Od kilku miesięcy tylko się mijamy, Nick. - mówiłaś, próbując przezwyciężyć płacz. - Siedzimy w pracy po kilkanaście godzin, a kiedy wracamy do domu nie rozmawiamy już ze sobą jak kiedyś. Nie jesteśmy już zakochanymi do szaleństwa kochankami, a zwykłymi... współlokatorami. I nie... - powiedziałaś głośniej, widząc, że chce zaprotestować. - Nie da się tego naprawić, jest już za późno. Ten płomień zgasł i nie zapłonie, musimy się z tym pogodzić.

Skończyłaś i między wami zapanowało milczenie, które ciążyło na twoim sercu, zmuszając do łez, które były już blisko wyjścia.

- Masz rację. - odparł w końcu Domyśliłaś się, że sam myślał o tym już wcześniej, inaczej nie podjął by tej decyzji tak szybko. Ale nie miałaś do niego o to żalu. W końcu nie tylko mu zabierało sen z powiek. - Ale rozstańmy się w zgodzie. - poprosił, na co skinęłaś jedynie głową.

Zaraz potem wyszłaś bez słowa, czując, jak nie dasz rady już ani chwili powstrzymywać łez. Owszem, musiało do tego dojść i chciałaś tego, ale nie zmieniało to faktu, że cholernie bolało.

Steve: Jak zwykle po udanej sesji zaczęłaś układać krzesła w wynajmowanej sali. Sam bardzo ci pomagał, więc chciałaś mu chociaż w taki sposób się odwdzięczyć. Nadal byłaś roztrzęsiona po dzisiejszym wyznaniu, które było jednym z przełomowych w twojej terapii. Nieustannie rozmyślałaś o tym, aż w pewnym momencie myśli cię pochłonęły, przez co nie zauważyłaś stojącego przed tobą krzesła. Potknęłaś się o nie i upadłabyś gdyby nie silne ramiona Sama, który w ostatniej chwili cię złapał. Postawiło to was jednocześnie w bardzo niezręcznej sytuacji, w której wasze twarze były zaledwie kilka centymetrów od siebie.

- Mogliście powiedzieć, a nie kłamać mi w żywe oczy. - usłyszałaś nagle znajomy głos za sobą. Jak oparzona odskoczyłaś od Sama, patrząc w stronę wyjścia. W twojej głowie pojawił się alarm, gdy oczy ujrzały posępną twarz Steva.

Wystartowałaś od razu, jak torpeda przecinając opór powietrza. Ile sił w nogach pobiegłaś za szybko kroczącym blondynem, który oddalał się od was ze złością wypisaną na twarzy. W ostatnim momencie dogoniłaś go, gdy zaciskał już dłoń na klamce od samochodu.

- To nie tak jak myślisz! - zawołałaś, dopiero później zdając sobie sprawę jak fatalnie to brzmi. W końcu mówiła to każda winna osoba, a wbrew pozorom ty do niej nie należałaś. - Daj mi wytłumaczyć! - dodałaś po chwili, naiwnie wierząc, że to podziała. Myliłaś się jednak, bo Steve już nawet nie słuchał.

- Dla mnie to już koniec, [T.I.]. - odparł, po czym wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając cię samą na podjeździe mokrymi od łez policzkami.

Tony: Wściekle pchnęłaś drzwi do jego gabinetu, które z trzaskiem uderzyły o ścianę, a później o framugę drzwi posłane tym razem przez Tony'ego.

Skarbnica Marvela, czyli preferencje i imagify. cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz