Rezerwat okazał się fascynującym miejscem. Hall pokazał nam całe obejście i wielką krowę zaopatrującą mieszkańców w magiczne mleko. Uśmiechnęłam się. W Żywym Mirażu również mieliśmy krowę.
Później pojechaliśmy jeepem wgłąb rezerwatu. Hall wyjaśnił, że pod ziemią istnieje olbrzymia sieć jaskiń, w których mieszkają najróżniejsze stworzenia.
Wprost zaniemówiłam, kiedy zatrzymał się nieopodal małej polanki na której wyrastały z ziemii długie kije z przyczepionymi do nich małymi dzwoneczkami. Mniej więcej jedna trzecia z nich wydawała metaliczne, przenikliwe dźwięki.- Co to jest?- spytałam zaciekawiona.
Hall uśmiechnął się.- To jest największą populacja zombie na tym kontynencie.- powiedział z dumą.
- Zombie?- w głosie Kendry zabrzmiało obrzydzenie.
- Będziemy je karmić- wyjaśnił mężczyzna.
- Naprawdę?- spytałam podekscytowana.
Wysiedliśmy z samochodu. Hall wyjął z bagażnika dwa duże wiadra wypełnione czymś obślizgłym.- To jedzą zombie?- zainteresował się Gavin.
- Weźcie jedno z tych wiader i wlejcie zawartość do tygo otworów poinstruował Hall.- Maya?
Ale ja go nie słuchałam. Szłam jak w transie w kierunku polanki.
- Maya!
Prawie nie słyszałam głosów swoich towarzyszy. Wokół siebie słyszałam szepty, które stawały się coraz głośniejsze.
"Pić"
"Głód"
"Samotność"
"Pragnienie"
"Tak blisko"- Kim jesteście?- spytałam zafascynowana.
Odpowiedziała mi cisza, a potem...
"Daj nam zaspokoić pragnienie"- powiedział pojedynczy głos.
"Widzimy twój strach"- dodał drugi.
- M- mój strach?
"Boisz się porażki"
"Czujesz się niedoceniona"
"Zżera cię zazdrość"
"Boisz się komukolwiek zaufać"
"Nawet własnemu ojcu"- To nieprawda!- prawie krzyknęłam.- Ufam mojemu ojcu.
"Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej"
"Niepowodzenie w misji"
"Samotność"
"Pragnienie"- Przestańcie!- zasłoniłam uszy rękami, ale to nie stłumiło mentalnych krzyków.
Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam do jeepa.
- Co się stało?- spytała Kendra z autentyczną troską w głosie. Gavin też wyglądał na zmartwionego.
Bez słowa weszłam do samochodu i ukryłam twarz w dłoniach. Wstrząsnął mną gwałtowny szloch.
Czy naprawdę byłam tak okropnym człowiekiem? Czy nie byłam zdolna nikomu zaufać? Byłam zazdrosna, zadufana w sobie?Przecież ufałam Gavinowi. No tak, tylko, że on nie ufał mi. Nie mówił mi całej prawdy. A ta misja? Co tak właściwie miała na celu? Miałam wyrządzić krzywdę niewinnym ludziom. Może nie pałałam do nich przesadną sympatią, ale oni traktowali mnie przecież jak jedną z nich. Nie zachowywali się jak banda szaleńców. Hall i Rosa naprawdę opiekowali się rezerwatem.
Spróbowałam się uspokoić.
Kto mówi o robieniu im krzywdy?
Mamy po prostu zdobyć artefakt, a później... Później dostarczyć Kendrę i jej brata do Żywego Mirażu. Czy to było w porządku?
Ale przecież nic nie będzie im groziło. Jednak jaką miałam pewność?Westchnęłam. To wszystko sprowadzało się do tego, czy naprawdę ufam mojemu ojcu i czy wierzę w słuszność jego idei. No bo komu innemu mogłabym zaufać? Postanowiłam, że przynajmniej na razie będę postępować zgodnie z jego planem. W końcu jemu na pewno zależy na moim bezpieczeństwie.
Drzwi się otworzyły i weszli Kendra i Gavin. Chłopak przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem.
- P-przypływ tęsk-knoty za domem?- spytał z troską. To jego idiotyczne jąkanie sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęłam.
Dawał mi dobrą wymówkę. Mogłam wszystko zwalić na chwilę słabości związaną z pobytem w nieznanym miejscu. Stwierdziła jednak, że tym razem nie skłamię. Nie byłam fałszywą kłamczuchą. Chociaż... Tak naprawdę to byłam zdrajczynią, a to chyba jeszcze gorzej.
W końcu zdecydowałam się na półprawdę. Dlatego pokręciłam
głową.- Raczej przypływ rozumu.
CZYTASZ
Córka Sfinksa
Fanfiction19.04.2020 #1 w baśniobór 10.01.2020 #1 - || - Rezerwaty na całym świecie powoli upadają. Wśród Rycerzy Świtu panuje chaos. Wszystko to za sprawą Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej. Garstka Rycerzy próbuje uratować rezerwaty i odnaleźć artefa...