20

352 30 6
                                    

Pokonywanie kolejnych przeszkód przypominało sen. Po słupach czekało nas przejście przez komnatę pełną pułapek takich jak ukryte strzałki z trucizną, czy ostrza mknące że światem przez przesycone wilgocią powietrze kiedy nieświadomie stanęło się w złym miejscu. Najniebezpieczniejszy moment miał miejsce, gdy nieostrożnie stanęłam na podejrzanie wyglądającym kamieniu znajdowaliśmy się już blisko wyjścia, więc moja czujność osłabła. Kiedy podłoga usunęła mi się nagle spod nóg wrzasnęłam i niewątpliwie spadłabym w przepaść, gdyby nie Kendra, która złapała mnie za ramię i pomogła otrzymać równowagę. Dziękując jej za uratowanie życia unikałam jej wzroku bojąc się, że jakimś sposobem wyczyta z moich oczu że od samego początku ją okłamuję. Kiedy objęła mnie ramieniem mówiąc, że to nic- tak przecież postępują przyjaciele, miałam ochotę umrzeć.
Dlaczego ktoś tak dobry i miły jak Kendra musiał być moim wrogiem? Przez całe życie nie miałam żadnych przyjaciół. Jedyną osobą, która się o mnie troszczyła był mój ojciec. Mimo, że czasem nie podobały mi się niektóre jego decyzje i nie rozumiałam dlaczego nie mogę opuścić rezerwatu, powtarzałam sobie, że to wszystko dla mojego dobra. Nie poddawałam w wątpliwość jego intencji. Ale teraz znajdowałam się w obcym miejscu, a wszyscy ludzie, którzy mi towarzyszyli mieli jakieś sekrety. Nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem. Kto chce mi pomóc, a kto wykorzystać. Ostateczne ojciec też miał przede mną wiele tajemnic. A teraz wplątał mnie w tą dziwną grę i oczekiwał, że zrobię dokładnie to co mu powiem. Nawet jeśli kłóciło się to z moim kompasem moralnym.

Kolejna komnata była ogromna. Unosiły się w niej pomarańczowe kule wielkości piłki do koszykówki. W powietrzu unosił się dziwny zapach.

- Dławistrąki.- mruknął Warren.

Gavin rzucił mi zaniepokojone spojrzenie.

- N-nie sądzę żebyśmy wszyscy musieli ryzykować.- powiedział, a ja w brew sobie zaśmiałam się pod nosem słysząc to jego śmieszne jąkanie.- Uważam, że Maya i Kendra powinny tu zostać i poczekać na pozostałych.

Nadal byłam na niego zła, ale poczułam w okolicach klatki piersiowej przyjemne ciepło. Mimo wszystko nie podobała mi się myśl o rozdzieleniu się z towarzyszami. Nawet jeśli większością nich była tak naprawdę moimi wrogami to chwilowo działaliśmy razem. Poza tym chciałam zobaczyć skarbiec.

- Chcę iść z wami.- powiedziała Kendra. Mimo to jej głos nie brzmiał zbyt pewnie.

- Dławistrąki są bardzo trujące.- wyjaśnił Warren.- wystarczy, że ktoś z nas dotknie najmniejszego z nich, a on pęknie. Powietrze wypełni się toksyczym gazem i wszyscy zginą.

Poczułam nieprzyjemny dreszcz. Rzeczywiście to brzmiało niebezpiecznie.

- Gavin ma rację.- kontynuował Warren.- Na szczycie góry było niebezpiecznie, ale w tym korytarzu powinnyście móc na nas poczekać bez niespodzianek. Niedługo wrócimy.

Próbowałam protestować, ale musiałam sama przed sobą przyznać, że nie miałam ochoty na dalsze pokonywanie przeszkód.

Kiedy pozostali ruszyli dalej, ja i Kendra zaszyłyśmy się w przytulnej wnęce i usiadłyśmy blisko siebie grzejąc się nawzajem. Kendra zapaliła latarkę, którą dał jej Warren i obie poczułyśmy się trochę raźniej.
Przez kilka minut siedziałyśmy w milczeniu obserwując jak woda skapuje z niskiego, kamiennego sufitu na ziemię.

- Może zagramy w pytania?- odezwała się Kendra wyrywając mnie z ponurych rozmyślań o ojcu.

- Jasne.- opowiedziałam starając się udawać entuzjazm, ale poczułam jak żołądek ściska mi się że strachu. Znowu będę musiała kłamać i jednocześnie spróbować wyciągnąć z niej jak najwięcej przydatnych informacji.

- A więc... może na początek... Ile masz lat?- spytała Kendra.

Odetchnęłam. To było łatwe pytanie. Nie wiedziałam, czy lepiej udawać, że jestem starsza czy też młodsza, więc powiedziałam prawdę.

- W grudniu skończę czternaście.- Kendra pokiwała głową.

- Mówiłaś, że masz brata.- powiedziałam.- To twoje jedyne rodzeństwo?

Kendra pokiwała głową.

- Seth jest ode mnie młodszy o dwa lata. Jest naprawdę odważny, ale czasem zachowuje się jak kretyn.- uśmiechnęła się prawdopodobnie na wspomnienie o bracie.
Poczułam ukłucie zazdrości. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo, ale nie poznałam nawet swojej matki.

- No dobrze. Od jak dawna wiesz o magicznym świecie.

Poczułam jak serce zaczyna mi łomotać w piersiach. Co powiedzieć?

- Właściwie...- starałam się gorączkowo coś wymyślić.- Od kiedy pamiętam. Mieszkałam z rodzicami w rezerwacie w... Turcji. Ale zaatakowali nas wrogowie i wzięli ich do niewoli. Mnie uratował Gavin. Kiedy dowiedziałam się, że zginęli...- ponieważ od panującej wokół wilgoci i zimna dostałam kataru, pociągnęłam nosem i chłonęłam cicho. Muszę przyznać, że wyszło to całkiem wiarygodnie.
Kendra przysnęła się bliżej.

- Przepraszam. Nie chciałam...

Mimo, że źle czułam się z myślą, że ją okłamuję zrozumiałam, że to najlepszy moment, żeby wyciągnąć z niej ważne informacje.

- Nic się nie stało.- powiedziałam ocierając rękawem nieistniejące łzy.- Od początku chciałam się ciebie o to zapytać, ale nie chciałam wysłać się wścibska. Jesteś taka młoda, a mimo to czuję, że masz za sobą niejedną przygodę. Wydajesz się taka spięta i podejrzliwa. Czy coś się stało?

Kendra poruszyła się niezręcznie, a potem westchnęła.

- To wszystko jest takie skalkulowane. Doświadczyłam już zdrady, a rezerwat którym opiekują się moi dziadkowie nie raz znalazł się na krawędzi zniszczenia. Nie mów tego nikomu, ale wiem z pewnego źródła, że kapitan rycerzy świtu może tak naprawdę być podwójnym agentem.

Wstrzymałam oddech. Mimo, że słyszałam jej rozmowę z Warrenem podczas zebrania, poczułam się w tym momencie bardzo nieswojo.

- Skąd taki pomysł?- spytałam trochę za szybko. To znaczy... to bardzo poważne oskarżenie.- powiedziałam miętosząc nerwowo skraj kurtki.

Po moich słowach zapadła dość krępująca cisza. Bałam się powiedzieć cokolwiek. Czułam w powietrzu nerwowe napięcie.

- Teraz ty?- spytałam chcąc rozładować atmosferę, a Kendra poruszyła się lekko.

- Chyba... Chyba muszę trochę odpocząć.- powiedziała opierając głowę o ścianę.

Poczułam jak lodowate macki strachu wypełniają mi wnętrzności. W środku aż krzyczałam zła na siebie za tak nierozważne zachowanie.
A potem coś się zmieniło.
Pierwszy raz moja złość znalazła sobie nowy cel. To mój ojciec mnie w to wciągnął. Nikt mnie nie nauczył jak mam ukrywać sekrety przed wrogami i wydobywać z nich tajemnice. To niesprawiedliwe, że on tego ode mnie wymaga. Zacisnęłam pięści. Mogłam sobie wmawiać różne rzeczy na temat ojca, ale on na pewno nie robił tego dla mojego dobra. Trzymał mnie w zamknięciu niczym tajną broń. Teraz byłam mu potrzebna i nie wahał się wysłać mnie daleko od domu na niebezpieczną misję. Teraz dostrzegałam to wyraźnie. Problem w tym, że to wcale nie rozwiązywało mojego problemu. Nie mogłam się przecież przyznać, że przybyłam tu w roli tajnego agenta. No i był jeszcze Gavin.

Córka SfinksaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz