Kiedy pozostali wrócili ze skarbca, okazało się, że artefaktu tam nie było. Z lekką podejrzliwością obserwowałam jak Warren podaje Kendrze ukradkiem zwiniętą karteczkę i szepcze jej coś do ucha. Na twarzy dziewczyny na chwilę odmalowało się ogromne zdziwienie. Potem schowała tajemniczy liścik do kieszeni i od tej pory stała się jeszcze bardziej tajemnicza i milcząca. Resztę dnia spędziłam z Gavinem, który najwidoczniej próbował poprawić mi humor. Bałam się, że będzie próbował rozmawiać ze mną o Kendrze i moich postępach w nawiązywaniu rzekomej przyjaźni, ale temat się nie pojawił. Ostatecznie spędziliśmy miły wieczór i niemal zdążyłam zapomnieć o wątpliwościach jakie naszły mnie w skarbcu.
Następnego dnia stało się jednak coś, co będzie mnie chyba prześladować przez resztę życia.W dniu wyjazdu weszłam do kuchni targając w ręku spakowaną torbę. Zastałam tam Kendrę i Gavina, którzy jeśli śniadanie rozmawiając przyciszonymi głosami.
Dziewczyna ku mojemu zaskoczeniu posłała mi trochę smutny, ale szczery uśmiech. Pomacham jej także się uśmiechając. Wczoraj w skarbcu nasze relacje nieco się ochłodziły, więc bardzo mi zależało na tym, żeby zobaczyła, że się staram.Dopiero mina Gavina sprawiła, że poczułam się jakoś nieswojo. Było w niej coś drapieżnego i złowrogiego.
- Czy coś się stało?- spytałam zaniepokojona.
Kendra westchnęła.
- Dziś w nocy uciekł jeden z domowników. Zabrał fałszywy artefakt.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia.
Wczoraj ustaliliśmy, że będziemy udawać, że zdobyliśmy magiczny przedmiot. Dougan schował w swoim pokoju srebrny kielich zamknięty w drewnianej skrzynce i powiedział wszystkim, że nie wolno go ruszać. To miało sprawić, że ujawni się ewentualny zdrajca.
Ponieważ jednak jedynymi zdrajcami byliśmy my z Gavinem, byłam pewna że przynęta pozostanie nietknięta.
Znowu spojrzałam na Gavina, a on posłał mi porozumiewawczy uśmiech. Przeszył mnie dreszcz strachu. Co on zrobił temu człowiekowi?- Kim... Kim on był?- spytałam lekko drżącym głosem.
- Chavier.- powiedziała Kendra.- Pracował w rezerwacie od lat.
- Gavin, choć ze mną. Książka wpadła mi za łóżko, a nie umiem sama go odsunąć.
Chłopak posłusznie podniósł się z miejsca.
- Zaraz wracam.- rzucił do Kendry konspiracyjnym szeptem. Dziewczynka zachichotała.
Szliśmy korytarzem w milczeniu. Gavin podszedł do mnie i poczułam jak spłata swoje palce z moimi.
Odtrąciłam jego dłoń przyspieszając krok.Kiedy znaleźliśmy się w moim pokoju, stanęłam naprzeciwko niego.
- Co zrobiłeś?- spytałam ze złością.
Chłopak znowu się uśmiechnął.
- To część naszego planu. Nie martw się. Odsunąłem od nas podejrzenie.
Wprost kipiałam z wściekłości.
- Zabiłeś go, tak? Odpowiadaj!
Gavin uniósł rękę.
- Wyluzuj. To był zwykły śmiertelnik.
Prychnęłam z niedowierzaniem.
- Za kogo ty się uważasz, co?- krzyknęłam.- Nie jesteś pieprzonym królem, żeby decydować o życiu i śmierci innych ludzi!
- Masz rację. Nie jestem. Jestem kimś o wiele większym.
Cofnęłam się. Wyraz jego twarzy stał się mroczny. Wprost czułam promieniującą od niego złowrogą moc.
- Kim ty jesteś?- wydyszałam.
Tym razem się nie uśmiechnął. Patrzył tylko z wyższością, a ja poczułam, że mam na ramionach gęsią skórkę.
Nie odpowiedział. Po prostu wyszedł z pokoju, a po chwili usłyszałam wesołe głosy jego i Kendry.
Nie mogąc opanować drżenia nóg odsunęłam się na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach. Co chwila wstrząsał mną szloch. I leżałam tak opłakując nieznajomego mężczyznę, który musiał stracić życie, żeby Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej zrealizowało swoje cele.
-----------------------------------------
enjoy <3
CZYTASZ
Córka Sfinksa
Fanfiction19.04.2020 #1 w baśniobór 10.01.2020 #1 - || - Rezerwaty na całym świecie powoli upadają. Wśród Rycerzy Świtu panuje chaos. Wszystko to za sprawą Stowarzyszenia Gwiazdy Wieczornej. Garstka Rycerzy próbuje uratować rezerwaty i odnaleźć artefa...