Rozdział 27

1.3K 48 26
                                    

- Witamy wśród żywych! - usłyszałam kpiący głos Marka, gdy tylko przekroczyłam progi salonu - jak się spało?

Zazgrzytałam zębami z wściekłości, a moje pięści pobielały od siły, z jaką je zaciskałam. Do tego niedawno zszyta bez znieczulenia rana w dalszym ciągu bolała. Jednak dałam radę to znieść i całą uwagę skupiłam na Marku. Wiedziałam, że brunet bardzo długo nie da mi zapomnieć o porażce. Jedyne co by rozwiązało tę sytuację, to rewanżyk, którego zdecydowanie się domagam.

Zamiast tego, w tej chwili podeszłam do kanapy i stanęłam na przeciwko Marka. Spojrzał na mnie, gdy zasłoniłam mu telewizor, unosząc do góry jedną brew. Ja w tym czasie kucnęłam przed nim, nie spuszczając z oka jego twarzy. Próbowałam wymusić minę, która wyrażałaby koncentrację, zagryzając przy tym wewnętrzną stronę policzka.

- Co tak podziwiasz te boskie rysy? - zapytał po chwili sarkastycznie, nieznacznie wypychając pierś do przodu.

- O taaak - wydałam jęk zachwytu - te dwie rysy, które ci zrobiłam, są wprost cudowne!

Pozostali mieszkańcy tej rezydencji, którzy zdążyli już rozgościć się na fotelach za moimi plecami, roześmiali się donośnie. Uśmiech triumfu wpłynął na moją twarz, gdy zobaczyłam wściekłość w oczach mężczyzny. Przejechał dłonią po policzku w miejscu, gdzie zadałam solidny cios, a pod palcem wyczuł plaster. Rozbawiła mnie jego mina i dezorientacja, a zarazem fakt, że miałam teraz z czego kpić do woli.

- Ahhh o tej pięknie oszpeconej twarzy będę śniła po nocach - zawyłam z zachwytem, unosząc wyżej podbródek Marka, a ten błyskawicznie strzepnął moją dłoń i warknął - nawet teraz z tym opatrunkiem doskonale to widzę.

- Uwierz mi, jeżeli nawiedzę cię w nocy to będziesz krzyczała w niebogłosy - syknął przez zaciśnięte zęby, a za nami zrobił się spory szum po jego słowach - w snach, jełopy! Mówimy o snach! Szanujmy się! - krzyknął w kierunku rozbawionych chłopaków. Mała żyłka na jego szyi dygotała ze złości.

- Szanujmy się, czy szanujmy cię? Bo nie ukrywam, że z tym drugim będzie straszny problem - zironizowałam, zostając automatycznie obdarzona mroźnym spojrzeniem. Mark ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale szybko przerwał mu Callum.

- Pamiętasz o jutrzejszym stażu? - Zwrócił moja uwagę, przez co wstałam i odwróciłam się do niego przodem, zostawiając Marka w spokoju. Jęknęłam przeciągle na jego słowa, nie mając ochoty na przebywanie w warsztacie tego wariata.

- Nie cieszy cię to? - zapytał wyraźnie zdumiony Sam. Wzruszyłam jedynie ramionami.

- Co mnie ma cieszyć? To wariat - fuknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Czyli się dogadacie - powiedział Mark za moimi plecami, przez co ponownie stanęłam przodem do niego i posłałam mu mordercze spojrzenie. Ten w odpowiedzi posłał mi całusa w powietrzu i wykrzywił wargi w okropnym uśmiechu samozadowolenia.

- Pojutrze idziemy na wyścigi, młoda - odezwał się ponownie Callum - chcesz towarzyszyć mi w wybieraniu odpowiedniej maszyny?

Spojrzałam na niego zdumiona. Przekrzywiłam głowę na bok, posyłając mu pytający uśmiech.

- Startujesz? - zapytałam, z nieukrywaną nadzieją w głosie. Postanowiłam, że nie będę nic knuć, i że poczekam, aż całą sytuacja sama się rozwiąże, ale myśl o możliwości ucieczki, albo zawiadomienia kogokolwiek o ich dziwnych zagrywkach ekscytowała mnie.

- Skąd - parsknął śmiechem, a moja nadzieja pękła jak balon - auto będzie nam potrzebne do innych rzeczy.

- Na przykład? - Skrzywiłam się, nie widząc innego zastosowania do tego, aby tak bardzo zwracać uwagę na to, czym pojedziemy.

Klara RouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz