Rozdział 1

3.4K 106 63
                                    

— Głupie rolety — warknęłam cicho, marszcząc nos. Światło padające z okna drażniło moje oczy, więc przyzwyczajona do myśli, że mam duże dwuosobowe łóżko, przekręciłam się na bok. Zamiast jednak opaść na drugą poduszkę i nakryć głowę kołdrą, uderzyłam o twardą podłogę. Wydałam z siebie jęk niezadowolenia, kiedy całym moim ciałem wstrząsnął ból. Od obitej kości ogonowej, poprzez niemiły skręt w brzuchu, aż po ukłucie w głowie. Próbowałam unieść powieki, ale niewyraźna plama kolorów i kształtów gwałtownie zawirowała, przyprawiając mnie o mdłości. Odczekałam chwilę i przewróciłam się na brzuch. Pulsujący ból rozrywający czaszkę nie ustawał, przez co uderzyłam parę razy pięściami o podłogę. Rozchyliłam spierzchnięte wargi, powtarzając cicho i niewyraźnie błagania o utratę przytomności. Chwilowe oderwanie od cierpienia.

Nie wiem, jak długo tak leżałam, zaciskając palce na włosach i usiłując opanować niemiłe skurcze żołądka, ale w końcu ponowiłam próbę otwarcia oczu. Z trudem przeczekałam najgorszy moment, kiedy wszystko wokół wirowało i falowało, jednak po paru minutach obraz wreszcie się wyostrzył. Nabierając wiary w swoje możliwości, postanowiłam powoli wstać. W akompaniamencie własnych syków, jęków i sapnięć jakoś z powrotem usiadłam na łóżku. Schowałam twarz w dłoniach, przeciągle wzdychając.

— Co to musiał być za melanż — prychnęłam pod nosem, rozcierając czoło. Nagle opuszkami palców natknęłam się na coś dziwnego. Chropowatego. Zmarszczyłam brwi i przejechałam po tym paznokciami. Niemal natychmiast wydałam z siebie kolejny syk. Z grymasem na twarzy uważnie oglądnęłam dłonie. Pod czarnymi paznokciami dostrzegłam czerwone drobinki, które po chwili opadły na podłogę. — Krew? — zapytałam sama siebie. Wtedy właśnie do mojej głowy napłynęły wspomnienia, a ich natłok przyprawił mnie o dodatkowe uciążliwe kłucie w czaszce.

Zerwałam z Benem. Rozwaliłam mu pół mieszkania. Uciekłam ciemnym skrótem. Prawie rozjechał mnie samochód...

— O nie. — Uniosłam głowę, nagle zdając sobie sprawę z tego, że nigdy nie miałam w pokoju okna. I faktycznie, wedle moich najgorszych podejrzeń, wcale nie byłam w swoich obskurnych czterech ścianach. Wręcz przeciwnie. Wylądowałam w bardzo gustownym, ekskluzywnym pomieszczeniu, nieprzywodzącym na myśl mrocznej, wilgotnej piwnicy, w których zwykle lądują porwane dziewczyny w filmach. Wszystko było urządzone w bieli i czerni jak najbardziej w nowoczesnym stylu. Światło, które mnie obudziło, padało z okna balkonowego, a ja nie siedziałam na łóżku, tylko na nierozłożonym narożniku. W miejscu, gdzie znajdowała się moja głowa, widniała plama krwi. Czerwona ciecz zdążyła na dobre wsiąknąć w materiał, co zapewne będzie niemożliwe do usunięcia. Mnie jednak interesowało miejsce, z którego mogła wycieknąć, ponieważ wątpiłam, aby mały sznit na skroni mógł się do tego przyczynić. Przejechałam rękami po włosach i pod ich gęstą warstwą wyczułam dodatkowy materiał na karku. Po dotyku doszłam do wniosku, że to musiał być plaster. Wydęłam usta i zgarbiłam plecy, ponownie unosząc wzrok. Przede mną stał telewizor, który aktualnie nie wzbudził we mnie większego zainteresowania. Na prawo natomiast dostrzegłam mały korytarzyk. To już wyglądało na ciekawsze. Skuszona tym, co mógł skrywać, spróbowałam stanąć na nogi. Poczułam narastający ból w każdym możliwym fragmencie ciała, jednak z czasem ustępował. Wszystko poza pulsującym prądem w czaszce, ale kiedy przeszły już mdłości, ogarnęła mnie taka ulga, że przestałam na to zwracać większą uwagę.

Powoli, krok za krokiem, dotarłam do spowitego półmrokiem korytarza. Pokonanie tego dystansu spowodowało, że już dużo łatwiej szło mi zapanowanie nad własnym ciałem i utrzymanie je w pionie. Stanęłam, mając do dyspozycji drzwi zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. Bez ociągania zajrzałam do obu pomieszczeń, ale nie znalazłam tam niczego fascynującego. Z rozczarowaniem odkryłam, że prowadziły do łazienki i garderoby. Zwiesiłam głowę i wróciłam do tej bardziej oświetlonej części pokoju. Oparłam ręce na biodrach i oddychałam głęboko, usiłując nie wpaść w panikę. Okiełzanie strachu, dezorientacji i pytań, które ciągle napływały do mojej głowy, nie było łatwym zadaniem. Po chwili skupiłam wzrok na oknie balkonowym. Mogło być dobrym oderwaniem od uciążliwych myśli. Podeszłam do niego i wyjrzałam przez szybę na zewnątrz. Dostrzegłam kawałek podwórka otoczonego wysokimi tujami przy ogrodzeniu, a za nimi rozpościerał się las. Świeże powietrze. Tego mi właśnie było teraz potrzeba. Możliwości pooddychania poza pokojem. Niestety, musiałam obejść się smakiem. Dopiero teraz zauważyłam, że ktoś mnie wyprzedził, trafnie odgadując, iż mogę być zainteresowana wyjściem na balkon i wykręcił klamki. Z utęsknieniem oparłam dłonie w miejscach, gdzie powinny być uchwyty i przywarłam czołem do chłodnej szyby. No tak. Za tym wielkim oknem miałam potencjalną drogę ucieczki.

Klara RouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz