Rozdział 40

936 34 0
                                    

Dzień: 2
Temat: Anatomia i zajęcia medyczne

Dowiedziałam się, że muszę być również tym męczona, aby wiedzieć w razie potrzeby, jak udzielić pomocy sobie lub innym. Zszywanie, odkażanie, tamowanie, usztywnianie złamanych kończyn, postępowanie w przypadku utraty jakiejś części ciała. Różnice między ranami postrzałowymi, ciętymi, kłutymi. Jak zareagować przy każdej z nich. Omówienie miejsc, których uszkodzenie powoduje najszybszą śmierć, radzenie sobie w sytuacji skrajnie kryzysowej, gdzie trzeba zrobić opatrunek uciskowy z niczego. To tylko kilka z wielu, wielu naprawdę wielu rozdziałów wchodzących w skład programu.

Słuchanie, co może mi się przytrafić w czasie "misji" przyprawiało mnie o zawroty głowy. A to dopiero początek - dzisiaj tylko zostałam poinformowana o najważniejszych zagadnieniach, które będą realizowane.

Jak ochronić siebie i innych to jedna rzecz, natomiast jak najlepiej atakować to druga. Samoobrona i sztuki walki podobno nie obejmują tego samego. Anatomia omówi "statystyczny czas trwania umierania", natomiast ten wcześniejszy przedmiot oprze się na otumanianiu, zaskakiwaniu, zadawaniu bólu i tym podobnych sytuacjach. Przykładowo - jeden rozdział z kolejnego podręcznika ma rozpisane najsilniejsze trucizny, co uszkadzają, ich charakterystykę i jak możne niektóre z nich od siebie rozróżnić oraz po jakim czasie od "skonsumowania" trutki ofiara zginie. Poznam "ranking" najsilniejszych środków i ich dozowanie w zależności od tego z kim mam do czynienia. Na zajęciach z samoobrony i sztuk walki dowiem się natomiast między innymi jak unieszkodliwić napastnika i wyjść z opresji. Zadać cios, który załatwi go na dłuższy czas lub też na zawsze - w tym przypadku te dwa przedmioty niewiele odbiegają od siebie.

Jak zabijać i nie umrzeć vs jak atakować i uciekać. Mniej więcej ta zasada.

Naprawdę nie rozumiem, czego wymaga ode mnie szef. Gdyby moi nauczyciele ze szkoły dowiedzieli się, że teraz chodzę na zajęcia przypominające wykłady na medycynie, wyśmialiby go. To, że zamiast marnować czas na naukę wolałam wykorzystać go na wygłupy ze znajomymi, mogłoby faktycznie tłumaczyć tak słabe oceny, ale to nie zmieniało jednego, prostego faktu. Nienawidzę się uczyć. Nienawidzę siedzieć i kłuć. Nienawidzę pisać testów i zdawać egzaminów skoro i tak wiem, że obleję. A teraz mam niby siedzieć nad książkami i uczyć się o cyjankach, arszenikach, zszywaniu i opatrywaniu? Do tego język, historia, teoria ze sztuk walki i zapewne wiele więcej.

Chociaż jak teraz uzupełniam ten segregator i widzę, ile czasu mam spędzić sama w pokoju zamkniętym od zewnątrz, chyba z samych nudów kiedyś sięgnę po notatki. W końcu mam tutaj dostęp wyłącznie do łóżka i łazienki. Wiadomo, można by to było wykorzystać na sen i odpoczynek po całym dniu, ale ile można?! To dopiero początek siedzenia w tym miejscu. Wiem jednak, że błyskawicznie będę miała dość tych czterech ścian. Ląduje tu zaraz po kolacji, czyli coś koło godziny ósmej. Uwolniona zostanę... o piątej? Może mogę liczyć na szóstą... ale raczej nie więcej.

Tak właśnie minął mi pierwszy prawdziwy dzień tutaj. Żyję, z czego jestem dumna. I żałuję, że jeszcze nie rozpoczęłam prawdziwych zajęć. Czeka mnie teraz kilka dobrych godzin przewracania się z boku na bok i wzdychania, czując wszechobecną nudę. Nie mam z kim porozmawiać. Rysować nie umiem, a wręcz nieudane próby tego mnie irytują. Okna również nie posiadam, więc poobserwować  czegoś nie mogę...

Co to miejsce ze mną robi, skoro w ogóle biorę pod uwagę naukę?

Klara RouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz