Rozdział 5

2.1K 59 1
                                    

Po tym incydencie na nowo trafiłam do składzika, tylko że pozbawiona jakichkolwiek przedmiotów. Lucas dokładnie mnie przeszukał i znalazł tę jedną brzytwę. Byłam już gotowa na jakieś poważne konsekwencje, jednak... nic się nie stało. Blondyn po prostu zamknął drzwi i już więcej nie wrócił. No, przynajmniej przez bardzo długi czas nie mogłam liczyć na posiłki od niego. Mark natomiast nie poruszył tego tematu ani razu, chociaż wątpiłam, aby o niczym nie wiedział.

Nie miałam pojęcia, czy to był rodzaj obrazy, żalu, czy dotkniętej dumy, ale po pewnym czasie Lucas wrócił do dokarmiania mnie. Mało rozmawialiśmy wtedy, a w zasadzie to ja nie wykazywałam chęci odpowiadania na jego pytania. Był jednak niezłomny.

I na tym ponownie polegało moje życie. Nie zdając sobie sprawy z upływu czasu, skazana na gangsterów, rozmyślając, o jaką też "lekcję" mogło chodzić Lucasowi. Na nic logicznego jednak nie wpadłam. W końcu szkolenie porwanej ofiary nie miało żadnego sensu. Może się przesłyszałam? Zupełnie tak, jak wtedy, gdy teoretycznie bandyci zaczynali sugerować, że jestem ważna... faktycznie mogło mieć coś takiego miejsce? I mogło mieć to ze sobą jakiś związek? Myślenie nad tym było coraz bardziej frustrujące. Przesiadywanie tutaj doprowadzało do obłędu. Moje chęci życia i walki umierały z każdym dniem, a ja chciałam zrobić dokładnie to samo. Dlatego z czasem wpadłam na pewien pomysł, dzięki któremu mogłabym w końcu uwolnić się od tego całego cyrku. Niczego tak nie pragnęłam, jak ucieczki ze składzika, ale był na to tylko jeden sposób.

— Kolacja — oznajmił Lucas, przychodząc jak zawsze. Jego słowa jednak nie zachęciły mnie do odwrócenia głowy. Siedziałam z owiniętymi wokół kolan rękami i nerwowo kiwałam się w przód i w tył. Do mojej głowy napłynęła niespodziewanie myśl, że chciałabym nie oddychać. Wtedy odmawianie posiłków byłoby łatwiejsze. Wręcz niepotrzebne... naprawdę zaczynałam świrować.

— Nie jestem głodna. — mruknęłam, mocniej zaciskając ręce na skórze.

— Jadłaś cokolwiek dzisiaj? — zapytał z troską. W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami i nadal nawet na niego nie spojrzałam. — Co ci jest? — Nie dawał za wygraną.

— Nie jestem głodna — warknęłam zirytowana. Zapach jedzenia nieprzyjemnie drażnił mój nos, co nie sprzyjało zagłodzeniu na śmierć. Miałam ochotę rzucić się w kierunku talerza i pochłonąć wszystko jak najszybciej. Ciągle jednak powtarzałam sobie w myślach, że nie tędy droga.

— O co chodzi?! — Chłopak wszedł do pomieszczenia i potrząsnął moim ramieniem, puszczając wcześniejszą uwagę mimo uszu.

— A jak myślisz? — w końcu skierowałam na niego wzrok — tak ma wyglądać moje życie? Zamknięta w jakimś pudełku na nie wiadomo ile i skazana na waszą łaskę?! — zacisnęłam dłonie w pięści, przepełniona goryczą i złością — nie będę się wam podporządkowywać. To JA decyduję o swoim losie, więc to JA zadecyduję, kiedy umrę, a nie wy — wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Właśnie ulatywała ze mnie cała nienawiść skierowana do tych ludzi, a skupiona w owym momencie tylko na jednym z nich. Lucas przez chwilę patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Po jego twarzy widziałam zdziwienie. To wszystko trwało kilka minut, a potem niespodziewanie wstał, zostawiając przy mnie jedzenie i szybko wyszedł z pokoju. Pchnął drzwi, a te z trzaskiem zamknęły się za nim. Po paru sekundach jednak zrozumiałam, że nie usłyszałam dźwięku przekręcanego klucza w zamku. Zmarszczyłam brwi, rozważając, czy to faktycznie zaszło. Może z głodu miałam już jakieś omamy...

Niezdarnie wstałam, wyciągając rękę w kierunku klamki. Ostrożnie nacisnęłam na nią i pchnęłam drzwi. Te uległy, wpuszczając do pomieszczenia smugę światła. Szeroko otworzyłam oczy ze zdumienia, a moje serce mocniej zabiło. Momentalnie zapomniałam o jedzeniu, chęci śmierci, braku sił na walkę. To była ta okazja, na którą czekałam! Na palcach wyszłam ze składzika, zamykając za sobą znienawidzone drzwi. Do moich uszu docierał przytłumiony głos Lucasa. Nie rozróżniałam poszczególnych słów, ale może to dlatego, że po nagłym zastrzyku adrenaliny szumiało mi w uszach. Świat wokół zawirował od jasności, blasku i ostrych kolorów. Omal nie zapomniałam już, jak to jest chodzić w świetle dnia. Jaki świat potrafi być barwny i żywy. Jak to jest poczuć miłe zapachy.

Klara RouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz