Rozdział 12

1.5K 55 8
                                    

Widziałam, jak z bezkresnej ciemności robi się szarówka. Ujrzałam pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadające do pokoju. Obserwowałam kontury ciała Lucasa, które nabierały odpowiednich odcieni i wyrazistości. To wcale nie tak, że mi się nie chciało spać. Chciało i to niewiarygodnie. Ledwo unosiłam powieki. Moje spojrzenie było dziwnie zamglone. Oczy piekły bólem. Ciało potrzebowało najmniejszej dawki snu. Jednak za każdym razem, gdy przymykałam powieki, od razu widziałam obraz zamordowanego Rogera. A na zmianę z nim przed oczami stawało mi ciało Aloisa. Potworne uczucie, które nie pozwoliło mi spać. 

I tak przeleżałam długie godziny, aż słońce na dobre wyjrzało zza horyzontu, a zegarek na ręce Marka zadźwięczał. Usłyszałam szmer za sobą, gdzie powinien leżeć, a następnie jego chrząknięcie. To był wystarczająco dobry powód, by zamknąć oczy. Automatycznie spięłam się i z trudem zmusiłam mięśnie do rozluźnienia. Nie chciałam dawać Markowi do zrozumienia, że nie śpię. Wolałam trochę poudawać. 

Słyszałam, jak z jękiem podnosi swoje ciało. Podłoga za moją głową skrzypiała, gdy zmierzał w stronę Lucasa.

— Wstawaj, stary — mruknął jeszcze zachrypniętym głosem. Blondyn w odpowiedzi stęknął parę razy, mrucząc coś pod nosem. — Tylko zachowuj się w miarę cicho. Klara jeszcze śpi — polecił, odchodząc. Zaraz do wydawanych przez niego odgłosów dołączył Lucas. On też musiał wstać, czym przysłonił mi nieco blask słońca, które na moment przestało drażnić moje zmęczone oczy. Zanim jednak wyszli z pomieszczenia, ktoś cicho zapukał do drzwi. Następnie usłyszałam szczęk naciskanej klamki i skrzypienie zawiasów.

— Oooo, już na nogach — powiedział Callum... albo Sam. W sumie nie byłam pewna co do tego.

— Przynieśliśmy trochę papierów — dodał od razu drugi z braci. Szelest kartek utrzymywał się przez dłuższą chwilę, a poza tym w pokoju nie można było usłyszeć żadnego innego dźwięku.

— Ohh, czemu tego jest tak dużo? — stęknął Lucas, stojąc gdzieś blisko mnie. Drgnęłam nerwowo, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi.

— Musicie podpisać parę zaległych dokumentów. — Wyjaśnił któryś z bliźniaków. Zaraz potem ktoś ze świstem wypuścił powietrze z płuc.

— Mamy też dla was kilka nekrologów, może chcecie przejrzeć — dorzucił najprawdopodobniej Callum.

— Niezły komplet... — wymamrotał Lucas. 

— Powiedzmy, że rozmowa z gangiem Coopera nie do końca się powiodła — prychnął Sam. Na ułamek sekundy zmarszczyłam brwi i chociaż leżałam tyłem do chłopaków, szybko to skorygowałam. Rozluźniona na tyle, na ile byłam w stanie, w dalszym ciągu ich podsłuchiwałam.

— Szef pewnie jest wściekły — stwierdził Mark. Zaraz po pokoju rozbrzmiały czyjeś kroki krążące w kółko. Zgadywałam, że to był właśnie on. 

— I to jak! Dlatego dostaliśmy jeszcze to...

Ich zdawkowa rozmowa nie pozwalała mi wiele zrozumieć. Mimo wszystko jednak nie odważyłam się ruszyć. Przez chwilę nastała cisza, a zaraz potem do moich uszu dotarł czyjś syk.

— Jak to sobie niby szef wyobraża? — warknął cicho Lucas.

— Nie wiem, musimy spiąć tyłki i wykonać jeszcze te wypisane tu testy. I to jak najszybciej. Szef jest w potrzasku. Zaraz może się okazać, że nic tam nie wskóra czy z nią, czy bez niej — wytłumaczył jeden z bliźniaków, na co zmarszczyłam brwi, zapominając na moment o ostrożności. Na szczęście nadal byłam do nich odwrócona plecami.

— Narazie jest z niej bardzo zadowolony. Chyba się nakręca — dorzucił Callum.

— Bez przesady — mruknął Mark i mogłam się założyć, że wywrócił oczami — poza tym nie rozmawiajmy o Klarze w jej obecności — dorzucił znacznie ciszej, jednak doskonale wychwyciłam te parę słów. Aż ciarki przeszły mi po plecach. Mają wykonywać na mnie jakieś testy? Szef mnie potrzebuje? Jest ze mnie zadowolony? Wszystko było coraz bardziej skomplikowane i niezrozumiałe.

Klara RouseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz