10

479 12 3
                                    

Viki

Rano wstałam około 6 rano. Przetarłam rękoma zaspane oczy i ziewnełam. Ledwie przytomna podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pudrowo różowe rurki i tego samego koloru sweter typu oversize. Ponieważ na dworze było na minusie chciałam się ciepło ubrać. Weszłam do łazienki i zrzuciłam z siebie piżamę, po czym wrzuciłam ją do kosza na pranie. Stanęłam w kabinie prysznicowej i zaczęłam się myć. Dodatkowo umyłam włosy, bo wieczorem mi się nie chciało. Kąpiel zatem trwała ponad 30 minut. Gdy wyszłam przeszedł mnie dreszcz z powodu nagłej zmiany temperatury.

Szybko wytarłam się i ubrałam w wcześniej wybrane ubrania. Podeszłam do zlewu i przemyłam twarz wodą, po czym nałożyłam krem nawilżający oraz przeciw trądzików. Ponieważ miałam ogromne wory pod oczami, użyłam niewielkiej ilości korektoru po oczy, który zwędziłam mojej siostrze. Na koniec wysuszyłam włosy i je rozczesałam. Nałożyłam jeszcze na usta błyszczyku i zadowolna z efektu, wyszłam z łazienki.

Godzina w telefonie wskazywała siedem minut po siódmej. Podeszłam do torby i sprawdziłam, czy mam wszystkie książki. Gdy się upewniłam, że mam, wzięłam go i mój telefon, po czym szybko zbiegłam na dół. Czekał tam na mnie gotowy omlet z owocami. Pysznie. Z ochotą zjadłam jedzenie i wstałam od stołu. Ubrałam adidasy, kurtkę i plecach, a gdy chciałam wychodzić, usłyszałam:

— Tata Cię dzisiaj odbiera, pamiętaj! - krzyknęła moja mama.

— Jasne - mruknełam i wreszcie wyszłam z domu.

W czasie drogi słuchałam sobie moich ulubionych piosenek, znaczna ich część były Ariany Grande. Uwielbiam ją. Lecz dzisiaj moje myśli zajmował wyjazd. Wyjazd w którym wreszcie zobaczę się z Matheu i resztą. Bardzo się cieszę. Lecę tam z moją siostrą, bo moi rodzice niestety mają dużo na głowie. Szczególnie moja mama, bo ma rzeczy związane z moją karierą.

***
Wreszcie usłyszałam dzwonek, kończący lekcję matematyki, a zarazem ostatnią dzisiejszego dnia. Szybko się spakowałam i wybiegłam z sali. Po drodze z szatni zgarnełam kurtkę, którą założyłam po drodze. Na parkingu dostrzegłam znajomy mi samochód parę chwil później byłam już w środku.

— Cześć - przywitałam się, odkładając torbę na miejsce obok. — Macie wszystko? - spytałam, próbując się ogrzać.

— Spokojnie Wiktoria. Wszystko mamy - powiedziała Melisa. Ja ci dam spokojnie.

Po parunastu minutach drogi dojechaliśmy wreszcie na lotnisko. Tata otworzył bagażnik i pomógł wyjmnąć nam walizki. Miałam dość małą w porównaniu do mojej siostry. Mialiśmy być tylko na weekend, a ta się spakowała chyba na miesiąc. Wzięliśmy jeszcze czarną, dużą torebkę, w której moją siostra zazwyczaj ma książki i żegnając się z naszym ojcem, weszliśmy na lotnisko.

Usiedliśmy na krzesełkach, bo mialiśmy jeszcze pół godziny do odprawy. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i weszłam na Insta. Oczywiście miałam z tysiąca powiadomień i wiadomości. Starałam się odpisać większości, ale miałam taki spam, że nie mogłam każdemu. Moi fani są po prostu wspaniali. Kocham ich i wiem, że bez nich nie osiągnęłam by tyle. Są takimi moimi światełkami w mroku.

Akurat, gdy zgasiłam telefon, z głośników wydobył się głos, informujący, że za niedługo będzie nasz lot i bramki są otwarte. Wzięliśmy wszystko i podeszliśmy do odprawy. Mamy szczęście, że byliśmy pierwsze, bo przynajmniej nie było kolejki. Pani sprawdziła nasze bilety, potem czy nie mamy nic niebezpiecznego, po czym mogliśmy wejść do samolotu. Gdy już byliśmy w środku i siedzieliśmy na swoich miejscach, włączyłam tryb samolotowy. Do uszu włożyłam słuchawki i włączyłam moją playlistę, żeby nie myśleć o starcie. Start i lądowanie są dla mnie najgorsze. Wreszcie po małych turbulencjach znaleźliśmy się w powietrzu. Zerknełam przez okno i uśmiechnęłam się. Przepiękne widoki. Zdecydowanie.

Music is in me || Viki Gabor & MatheuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz