14

304 10 5
                                    

Matheu

— Matheu - usłyszałem koło swojego ucha i  poczułem lekkie szarpnięcie.

Otworzyłem oczy, a ukazała mi się Liza, która uśmiechała się od ucha do ucha. Odwzajmiłem uśmiech, czując ciężar na klatce piersiowej. Spojrzałem na dół i zobaczyłem Viki przyklejoną do mnie. Mój uśmiech powiększył się na ten słodki widok. Nie ruszyłem się zbytnio, żeby nie obudzić dziewczyny.

— Co się stało? - spytałem, po czym ziewnełem.

— Nic, ale chciałyśmy się pożegnać, bo już za chwilę wyjeżdżamy - wytłumaczyła, na co pokiwałem nieznacznie głową.

— Jasne - odezwałem się, zastanawiając się, czy obudzić Wiktorię.

W końcu postanowiłem, że lepiej, żebym ją obudził, bo będzie wściekła, że nie pożegnała się z nimi. Potrząsnełem lekko jej ramię, aż w końcu obudziła się. Otworzyła te swoje piękne, błękitne oczy, w które uwielbiam się wpatrywać. Zaczęła się rozglądać, aż w końcu zobaczyła szatynkę, która ciągle stała w tej samej pozycji.

— Co jest? - spytała, rozciągając się.

— Chcieliśmy się pożegnać, bo za chwilę wylatujemy - odpowiedziała, a Viki w mgnieniu oka znalazła się około jej i ją przytulała.

— Będę tęsknić - powiedziała moja dziewczyna, na co Lizaveta odpowiedziała tym samym.

Było widać, że dziewczyny się najbardziej że sobą żyły. Najlepiej się że sobą dogadywały i wspierały na każdym kroku. Widać, że stworzyły wielką przyjaźń, która przetrwa wszystko.

Ja sam przytuliłem dziewczynę a potem pożegnaliśmy się z resztą. Po pół godzinie przytulasów i miłych słów, usiedliśmy w salonie, rozgrywając partyjkę kart. Niewiem jak, ale Viki wygrywała każdą rundę. Była niezła. W końcu po chyba setnej przegranie, odpuściliśmy sobie grę.

Było po dwudziestej pierwszej, a że jutro miałem szkołę, musiałem iść spać. Dałem całusa w policzek szatyncę przed jej pokojem, po czym udałem się do swojego.

***
Viki

Następnego dnia wstałam wyjątkowo wyspana, no ale obudziłam się przed jedenastą, to co w końcu się dziwić. Wstałam jakże z tego wygodnego łóżka i nie śpiesząc się, z wybranymi rzeczami, weszłam do łazienki. Wzięłam orzeźwiającą kąpiel i ubrałam się bordowe spodenki oraz fioletową bluzkę na ramiączkach. Mimo, że była końcówka Grudnia, dzisiaj pogoda dawała popalić. Związałam włosy w niechlujnego koka, zostawiając dwa pasma włosów z przodu. Na skórę nałożyłam krem i trochę korektoru pod oczy.

Gotowa wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. W kuchni zastałam panią Hinzen i Melisę. Obie były pogrążone w rozmowie. Mimo wielkiej różnicy wiekowej dogadywały się niesamowicie, co mnie bardzo cieszyło. Oczywiście też mam z nią dość dobre kontakty.

— Dzień dobry - przywitałam się z bananem na buzi.

— Dzień dobry Viki, na stole masz gotowe śniadanie - mama Matheu wskazała na talerz pełnej jajecznicy. Aż mi ślinka cieknie.

Szybko usiadłam na krześle i zaczęłam wręcz pożerać posiłek. Gdy już zjadłam podziękowałam za śniadanie i wróciłam do pokoju. Z walizki wyjęłam adidasy i białą ramoneskę. Założyłam je szybko i chowając telefon w tylnej kieszeni spodni, zeszłam na dół.

Pożegnałam się z moją siostrą i mamą mojego chłopaka, poczym wyszłam na dwór. Słońce grzało miłosiernie, a temperatura wskazywała na minimum dwadzieścia stopni Celsjusza. I to w grudniu. Pogoda zawsze będzie mnie zadziwiać. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam słychać pierwszej piosenki z mojej ulubionej playlisty.

Wreszcie dotarłam na wyznaczone miejsce. Stałam przed wielkim budynkiem, zwanym szkołą mojego chłopaka. Na dziedzińcu stał tłum uczniów, którzy stali z swoimi przyjaciółmi albo robili coś na telefonie. Nie rzucając się w oczy, zaczęłam szukać mojego szatyna.

Na całe moje szczęście stał on przed wejściem do szkoły. Rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi, których swoja drogą już poznałam i są super ludźmi. Mat stał tyłem do mnie, więc wykorzystałam to i zaczęłam się skradać. Gdy Rosalie mnie zauważyła, pokazałam jej, żeby nic nie mówiła, na co posłała mi uśmiech. Gdy wreszcie byłam dokładnie za jego plecami, zakryłam jego oczy.

— Pytanie za sto, odpowiedź za dwieście punktów. Zgadnij kto? - zadałam pytanie, a Matheu udawał, że się zastanawiał.

— Sophia? - spytał, a ja udając obrażoną odkryłam jego oczy.

— Ja ci dam Sophie - powiedziałam nabruszona, lecz po chwili wybuchłam śmiechem.

— Wiedziełem, że to ty - powiedział i mnie przytulił.

Dziewczyny zaczęły oczywiście piszczeć, a chłopacy chichotali pod nosem. Ich paczka przyjaciół jest odjazdowa. I nie ma tam samych chłopaków. Są też dziewczyny. A dokładnie jest ich cztery. Rosalie, o której mówiłam wcześniej, to blondynka z nie za długimi włosami i piwnymi oczami. Druga to Lidia, czyli czarnowłosa nastolatka z niebieskimi, trochę ciemniejszymi niż moje, oczami. Kolejna to Maya, platynowa blondynka z pięknymi zielonymi tęczówkami, których może pozazdrościć nie jedna dziewczyna. No i ostatnia, najbardziej nieśmiała Isabel. Ma przepiękne, zadbane długie brązowe włosy i heterochromie tęczówek, czyli że jedni około ma kolory brązowego zaś druga zielonego.

Ogółem Matheu bardzo ucieszył się nam mój widok. Ponieważ była to długa przerwa, rozmawialiśmy że sobą dość długo, ale zadzwonił dzwonek. Nie chcieliśmy się rozstawać, więc wpadliśmy na pomysł, że będę na lekcji. Nauczyciel od dziwo nie miał nic przeciwko, bo jak się dowiedziałam jest on wychowawcą ich klasy i że jest tu najlepszy w tej szkole.

***
Hej, przychodzę z nowym rozdziałem. Mam nadzieję, że się podoba. Mam dla was kolejne ważne pytanie. Czy mam kontynuować tą książkę? Nie chodzi o to, że nie mam weny, albo coś, ale Niewiem czy wam się podoba, dlatego pytam. Do zobaczenia. 

Music is in me || Viki Gabor & MatheuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz