rozdział piętnasty; nostalgia

2.7K 178 485
                                    

Nostalgią określa się tęsknotę za czymś odległym, przeszłym. Więc, czy mogę tęsknić za wydarzeniami sprzed paru godzin? Czy nostalgią mogę darzyć uczucie ust na wyrysowanej krawędzi swoich warg? Poczuciem ciepła, bezpieczeństwa? Tego, że cały świat może być niestraszny, gdy jego ramiona działają tak chroniąco, jak ukojenie na największą ranę w miejscu serca będącym jak pole bitwy.

Z drugiej strony melancholia. Ona raczej kojarzy się z czymś smutnym, jak zasmucenie związane ze wspomnieniami, stan lekkiego przygnębienia. Lecz, czy jestem smutny? Do tego raczej mi daleko, nie mógłbym pozwolić sobie na smutek po przeżyciu czegoś tak wprost perfekcyjnego, po spędzeniu długich chwil w cieple obu ciał, po zapewnionych niemo i niewerbalnie obietnicach, po pocałunkach i wspólnym nuceniu piosenek.

Więc uczucie to nie może być nazywane melancholią. Więc czym jest?

Te myśli... wydawały się mi towarzyszyć podczas powrotu do domu, na tę szarą część miasta, która ani trochę się do mnie nie uśmiechała, ale była moją własną codziennością. Właściwie jest.

Tyle myśli zaprzątało jednocześnie moją głowę; pytania, które wydawały się nie mieć odpowiedzi, lub posiadające ją w bardzo skrytej postaci. Mętlik toczył się tak samo w moim skołotanym sercu, chociaż ta część szczerze jakby odżyła odkąd tylko dopuściłem do siebie mężczyznę, w którym jestem zakochany. Wiem, że Louis o mnie dba, cholera, przecież on aż zanadto się o mnie martwi, co jest zupełnie uroczym elementem całej tej sytuacji. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć, że w prosty sposób mógłbym zasługiwać na jego dobro i jakkolwiek mu to wynagrodzić. Miałem jednak jeden pomysł, musiałem po prostu dać mu szansę, pozwolić się zbliżyć i to... wiązało się z ogromem zaufania. To oni jest przecież fundamentem całej konstrukcji związku, czymś na czym każda relacja powinna się opierać, zwłaszcza ta wiążąca ze sobą dwoje ludzi. To jak droga do kreowania wizji wspólnego świata. Wiem, że teraz problem tkwi tylko i wyłącznie we mnie, ponieważ mimo ciągłych zapewnień i starań Louisa nie umiałem w zupełności poddać się barierom, które sam ciągle buduję wokół siebie. Które stworzyły lęki i nieodłączne mojemu życiu użalanie się nad sobą, wywoływanie destrukcyjnego bólu, nieumyślne oczywiście.

Oparłem skroń o trochę brudną szybę autobusu zupełnie wyłączając się z otaczającej mnie atmosfery. Nie obchodził mnie gadatliwy chłopiec, będący blisko płaczu w trakcie rozmowy ze swoim ojcem, właścicielem naprawdę chłodnego tonu głosu; nie zwracałem również uwagi na ciągłe prychi kierowcy illekroć zatrzymywał się na przystanku. Na zewnątrz panowała całkiem ładna pogoda, powietrze po ciążących w ostatnim tygodniu ulewach stało się rześkie, niebo się przejaśniało i wydawało się, że właśnie te dni powinny być najbardziej cenione, ponieważ niedługo, gdy jesień z powrotem otuli miasto kolorami, wichrem i nudną melancholią, człowiek w końcu zatęskni za promieniami słońca, które teraz ma gdzieś. Ludzie to tak naprawdę idioci, zbyt skupieni na pogoni za idealnym światem. Ciągle coś im nie dogodzi. Z zawieszonymi głowami, ze zbitymi minami kierują się przez ulice miasta, w którym toczy się życie, ale to wydaję się ich nie obchodzić. Skoncentrowani są na szukaniu negatywów w całym i...

...może to jest ta rzecz, dzięki której Louis skradł moje serce.

On jest zupełnie jak wyróżniający się element układanki zwanej życiem. Niekoniecznie niepasujący... ale zapewne wyjątkowy. Zachowuje się, jakby patrzył na świat przez różowe okulary - jednak nie w infantylnym, złym sensie, to coś naprawdę dobrego. Stara się znaleźć pozytywną stronę każdego medalu, dostrzega sztukę tam, gdzie nikt by nawet nie skierował wzroku, jego myślenie jest takie beztroskie, a jednocześnie cała jego postać robi wrażenie kogoś, kto musiał coś stracić, żeby więcej zyskać.

Bitch In Amsterdam • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz