rozdział dwudziesty drugi; drogi pamiętniku

307 19 6
                                    

ten rozdział już czytaliście...
ale teraz przeczytacie go w lepszej wersji
mam nadzieję, że nie będzie trudny w czytaniu
na szczęście nie planuje więcej retrospekcji.

*retrospekcje oddzielone są od teraźniejszości trzema gwiazdkami:)

___________________

Drogi pamiętniku...

Między mną a Niallem coś się zmieniło odkąd zrobiliśmy rzecz, której nie nazywamy, ani o niej nie mówimy. Nie wiem, jak określić co od tamtego momentu do niego czuję. Chciałbym, by wciąż był moim przyjacielem, ale mam przeczucie, że nigdy nie będziemy już tak blisko, jak przed tym. Wstydzę się na samo wspomnienie i gdybym tylko mógł cofnąć czas, nigdy bym tego nie zrobił. Wiem, że jemu też jest ciężko. To właśnie dlatego zostawia mnie coraz częściej. Stawia przed sobą barierę i nie pozwala się przez nią przedostać. Zawsze miał tendencję do budowania murów, ale od ostatnich tygodni przestałem go poznawać.
Czasem brzydzę się sobą. Zwłaszcza, gdy tak jak teraz, zostaje sam i ta samotność coraz bardziej mnie przytłacza. Nie chcę tego. Brzydzę się tym, czego pragnę i czego potrzebuję, bo nigdy sobie na to nie zasłużę. Nie mam prawa wyboru, nie mam kół ratunkowych, nie wiem nawet, do czego zostałem stworzony. Wiem tylko, że jeśli Niall nie pozwoli mi zostać, każdy kolejny dzień tutaj tym bardziej nie będzie miał żadnego sensu.

— Harry? Czy jesteś pewny, że chcesz, żebym czytał dalej? — Znaną, choć trochę już zapomnianą przeze mnie treść, przerwał Louis. Brzmiał na zestresowanego, a jego twarz tylko potwierdzała, że nie czuje się w zupełności naturalnie z sytuacją, w jakiej go postawiłem. Nawet w pełnym zmieszaniu wyglądał jak najpiękniejsza istota, którą stwórca świata mógł przede mną postawić. Miał na sobie to, w czym najbardziej go lubiłem: czarne, poszerzone na całej długości spodnie, przetarte na kolanach i koszulę, której wyraźnie używał do malowania, bo za każdym razem mogłem dostrzec na rękawach coraz więcej plam. Może dlatego podwijał je, nawet mimo wiatru, który zostawiał na skórze gęsią skórkę. A może wykorzystywał moją słabość do swoich tatuaży.
W każdym razie...
On miał w sobie coś takiego, że zawsze wyglądał jak artysta - nieschludny, z żyjącym w nim przynależnym żywiołem, sztuką. Sztuką, którą całe jego ciało tętniło. Począwszy od fryzury, czesanej wiatrem, po sprężystość ramion i sposób, w jaki podpierał stopy na małym, drewnianym stołku.

— Tak, Lou — odetchnąłem. — Ten pamiętnik pozwoli ci poznać wszystkie historie, których się wstydzę, a które są całkiem ważne.

— W porządku — wydął wargę w konsternacji, przykuwając oczy z powrotem do treści. — Możesz mi tylko powiedzieć, dlaczego musimy robić to na balkonach? Nogi mi drętwieją, nie jest już zbyt ciepło i moglibyśmy być obok siebie.

Na jego odpowiedź odrzuciłem głowę do tyłu, poruszając nią na boki, aby rozluźnić spięte mięśnie.

Tego dnia oboje zrezygnowaliśmy z większości swoich obowiązków. Dużo się działo w ostatnim czasem. Dwa poprzednie tygodnie przypominały budowanie wieży z klocków. Czułem się jak dziecko, które dokłada element po elemencie; myśli, że konstrukcja jest już solidna, coraz wyższa, przypawająca o dumę i nagle... ma przed sobą bałagan. Wszystko się zburzyło. Taki był też nasz los. Szliśmy do przodu. Nasza relacja zaczęła nabierać konkretnych kształtów i kolorów, stworzyliśmy piękne chwile. Potem w moim salonie pojawił się Niall. Kiedy Lou pomógł mi przetrawić tę sytuację, zdemolowano mi mieszkanie. Jak mogę nie czuć, że moim życiem rządzi fatum?

Mniejsza z tym...

— To tutaj zobaczyłem cię pierwszy raz — wróciłem do niego spojrzeniem, ocierając kciukami kubek z gorącą herbatą. — Tu wymieniliśmy pierwsze rozmowy. Uznałem wtedy za niesamowite, że od razu zeszliśmy na tematy, o których raczej nie gada się z obcą osobą przy papierosie.

Bitch In Amsterdam • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz