rozdział dwudziesty; kłamstwa

2.2K 152 249
                                    

Ja, twardy lód
zimnem głaszczę twoją dłoń.
Ja, tak prosto w twarz
kłamię cię każdego dnia

**

Mimo swojej stosunkowo krótkiej egzystencji coraz częściej wydaję mi się, że świat jest tak naprawdę wykreowaną przez ludzi symulacją stłamszoną kłamstwami. Gdyby tak o tym pomyśleć, każdego dnia jesteśmy otaczani oszczerstwem lub sami kłamiemy. Często pod presją, mimowolnie, czasem nawet dłużej się nad tym nie zastanawiając. Uciekamy od prawdy, używając kłamstw jako obronnej tarczy, lecz zapominamy, że są one tylko narzędziem. I jak każde narzędzia - czasami skutkują, ale częściej zawodzą. Zwłaszcza, że jedno łgarstwo zmusza nas do drugiego, trzeciego... A wtedy łatwo się w nich pogubić i zostać zdemaskowanym.
Jeżeli dotychczas w jakichś konkretnych sytuacjach zasłanialiśmy się kłamstwem, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że postąpimy tak po raz kolejny. Jednocześnie moralne wartościowanie będzie nas utwierdzać w niekorzystnym dla nas poczuciu winy. Bo chociaż granica między kłamstwem a prawdą często jest bardzo subiektywna, to każdy z nas dobrze wie, kiedy tę cienką czerwoną linię przekracza. Tworząc fikcyjny świat wokół siebie, tylko pozornie kontrolujemy rzeczywistość. Ale jedno drobne potknięcie, przypadkowe zdemaskowanie prawdy, może zburzyć ten psychologiczny "domek z kart" i trzeba będzie ponieść konsekwencje oszukiwania samego siebie. Nieważne, czy kłamiemy w małej czy większej sprawie, każde kłamstwo jest oszustem. Musimy po prostu liczyć się z tym, że niektóre z nich mogą pozostawić po sobie większe skutki. A czasem nawet zmienić nasze życie. Bo istnieją cztery rzeczy, których nie można odzyskać z powrotem: słowa, które zostało powiedziane, szansy, która została przegapiona, czasu, który przepadł i zaufania, które zostało złamane.

Niejednokrotnie łapię się na tym, że od dziecka byłem ofiarą kłamców. Już począwszy od mojej własnej matki, która fałszowała miłość do mnie, tak naprawdę chcąc porzucić mnie na pastwę losu, co skutkowało nieodwracalną utratą zaufania i zostawieniem mnie z ogromnym bagażem odrzucenia.

W pewnym momencie zacząłem kwestionować, czy gdyby wcześniej nie dawała mi złudnej bliskości, odrzucenie bolałoby mniej? Wolałbym być wcześniej raniony, przygotowany na nieodłączny bieg wydarzeń, niż z dnia na dzień poczuć się tak perfidnie porzuconym. Stwierdzenie, że będę szczęśliwy w miejscu, do którego mnie zawiozła w dzień moich urodzin, było najgorszym kłamstwem jakiego doświadczyłem.

Później spirala kłamstw jedynie się nakręcała. Chociaż po latach wybaczyłem Niallowi, nigdy nie zapomnę obrzydzenia, które do siebie czułem w noc, gdy mnie zostawił. Uważałem się w tamtej chwili za winowajcę zastanawiając się, co takiego zrobiłem, co skłoniło mojego przyjaciela do podjęcia tych czynów.

Nigdy nie wiedziałem, jak to jest kochać i być kochanym. Nie byłem nawet w stanie kreować w głowie wizji swojego związku z obawy przed uczuciem pustki i nadchodzącego odrzucenia. Na moje życie składa się więcej złości i bólu niż spokoju, którego pragnę niczym powietrza. Gdy mój ból przechodzi w ogromny gniew, Louis jest osobą, która daje mi tlen, gdy ciężko o pełen oddech.

Pamiętam chwile, w których odczuwałem chęć bliskości bardziej niż mógłbym sobie na to pozwolić. Do mojej zajętej lękami głowy, przychodził on. Działo się to mimo mojej woli. Zamykając oczy widziałem tylko jego. Wyobrażałem sobie Louisa z sąsiedztwa, który pozwala mi położyć głowę na swoim ramieniu. Następnie ucisza moje myśli i działa jak kojący opatrunek wokół rany po bitwie na moim sercu.

Kiedy ja i Louis zbliżyliśmy się do siebie, czułem, że w jakiś sposób unoszę się nad ziemią. Tą samą ziemią, po której stąpając dusiłem się. Z nim byłem wyżej, ponad to. Choć tak bardzo bałem się tego uczucia, to właśnie ono mnie ratowało. Patrząc w jego oczy, czułem bezgraniczną akceptację. Coś wcześniej mi nieznanego. W jego oczach mogłem dostrzec szczery zachwyt. Za każdym razem, gdy się rozstawaliśmy zastanawiałem się, czy jestem tego wart. Czy jestem wart tych niebieskich oczu patrzących na mnie jak na kogoś, kim ja sam się nie czuję. Mimo wszystko szybko zacząłem uzależniać się od uczuć, które mi zapewniał. Chciałem doświadczać jego miłości z każdym krokiem, z każdym wdechem i wydechem, każdym sukcesem i potyczką, i chciałem wciąż słyszeć, jak mówi swoim miękkim głosem, że "będzie dobrze".

Bitch In Amsterdam • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz