11. Wróg czy przyjaciel?

796 19 11
                                    


Z pisaniem wyrobiłam się w lutym, ale z korektą i publikacją już nie. :D Zapraszam Was serdecznie na kolejny rozdział. Dość długi i trochę mocno przegadany, ale wydaje mi się, że potrzebny. Miłej lekturki. ;)


Hania wysiadła z samochodu Michała. Byli 15 minut przed czasem. Chciała jeszcze chwilę pobyć sama, dlatego skierowała się w stronę budynku, by w spokoju usiąść w poczekalni. Odruchowo odwróciła się w stronę Wilczewskiego i zapytała.

- Na pewno poczekasz?

- Oczywiście, że tak. Pójdę tylko po kawę i nigdzie się stąd nie ruszam.

- Nie musisz, mogę przecież wrócić autobusem.

- Nigdzie się stąd nie ruszam. - powtórzył wolniej. Chciał być przy niej. Czasami zdarzało jej się opuszczać gabinet w potoku łez. Musiała czuć wtedy jego wsparcie. Widział, że się uśmiechnęła, kiedy upewniła się, że na pewno zostanie.

- Michał... - złożyła ręce w geście podziękowania. - Idę.

***

Tak jak przewidywała, w poczekalni nikogo nie było. Z kolejnym klientem minie się opuszczając gabinet. Mogła w spokoju usiąść i poczekać. Pomilczeć. Nie zastanawiała się, co powie. Najpewniej wszystko w jednym momencie. Czasem Sikorka zastanawiała się jakim cudem jej terapeutka tyle rozumie i tak dużo o niej wie z jej chaotycznych wywodów. Wierzyła, że terapia to najlepsza decyzja, jaką podjęła w życiu. Powoli zauważa jej małe efekty, ale wie, że droga jest jeszcze kręta i bardzo długa. Bo z wielu rzeczy zdaje sobie sprawę tylko teoretycznie. Praktyka chwilami ją przerasta. Tak jak ostatnia sytuacja z odwołaną przez Michała kolacją. Czego się teraz bała? Że znowu zostanie sama? W jakimś sensie oszukana, choć to bardzo niepasujące tutaj słowo? Michał przecież bardzo dba o jej komfort, stara się ustalać z nią terminy weekendowych wizyt Matyldy, a także spotkania popołudniowe. Nie potrafi tylko przewidzieć sytuacji nagłych, które mogą się pojawić. Nie jest jasnowidzem, a Hania doskonale o tym wie. Ciągle jest jednak w niej to dziwne uczucie, ten głos w głowie, który solidnie mąci jej spokój.

- Pani Haniu, zapraszam. - zza drzwi gabinetu wychyliła się terapeutka. Sikorka natychmiast poderwała się z miejsca i weszła do środka. Niepewnie zajęła fotel naprzeciwko biurka. - Jak było w Rzymie? Podróż się udała?

- Tak, udała się. Powrót niekoniecznie. - Hania spojrzała w okno i uśmiechnęła się. - Wie pani, w tym Rzymie, którejś nocy miałam taki koszmaro cudowny sen.

- Chce mi pani o nim opowiedzieć?

- Tak. - odpowiedziała lekarka. - Najpierw Michał mnie zostawił. To znaczy w tym śnie. Powiedział, że nie chce mnie krzywdzić, ale to nie ,,to" i musimy się rozstać. Dla mojego dobra. No takie głupoty. I potem pojawiła się tam moja mama i zaczęła się ze mnie śmiać, z mojej naiwności, tego, że mu zaufałam.

- Jak się pani czuła w tym śnie?

- Bezradna, skrzywdzona, taka nijaka, nic niewarta. Chyba przerażona. I wściekła. Na niego, na siebie i na nią. - powoli uczyła się mówić o uczuciach, nazywać je, oswajać.

- Boi się pani tego? Ostatnio mówiła mi pani, że wierzy pani partnerowi.

- Bo wierzę, ale... Ciągle coś mnie blokuje. Ta świadomość, że wiem, jak to będzie bolało. Pozwoliłam mu tak bardzo wejść w moje życie, jak prawie nigdy nikomu i nie wyobrażam sobie teraz siebie bez Michała. To nie jest tak, że boję się samotności, tu o niego chodzi. Mogę być sama, ale już nie chcę.

Znów uwierzyć || Na dobre i na złeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz