4.

344 8 1
                                    


Piątek to weekendu początek. Od ostatniego incydentu w jego nowym domu nie widziałam go nigdzie indziej. Trochę stresujący jest fakt że mieszka tak blisko mnie. Dziś odpuściłam sobie zajęcia w szkole bo czuję że zaczyna brać mnie katar. 

Zeszłam na dół aby napić się wody i obmyślić plan na dzisiejszy dzień. Może posprzątałabym trochę w pokoju?

- Hej Alessa, idę na chwilę do Fletcherów. Miley ma jakieś ważne wyjście i chciała abym jej pomogła. - powiedziała gdy stanęła w progu wejścia do kuchni.

- O, ok. A tak ogólnie to, uh wiesz kto się wprowadził prawda? - zapytałam jej bawiąc się swoimi palcami.

- Tak słonko wiem, nie martw się bo wszystko będzie dobrze. - zrozumiała co mam na myśli i podeszła po to by mnie przytulić. Uwielbiam ją.

- Też tak myślę. No to co, leć do nich. - pogoniłam ją uśmiechając się co sama odwzajemniła. Nie będę zabierać jej czasu bo wiem że jej chwilka u nich kończy się różnie.


Ubrałam się i przywróciłam swój wygląd do ładu. Wróciłam do pokoju aby go z grubsza ogarnąć, porozrzucane papierki po cukierkach i ubrania leżały nawet przed pokojem. Podeszłam pod swoje okno i odsłaniając rolety do końca spojrzałam przez nie, była piękna pogoda więc mega się ucieszyłam mimo że przez zatkany nos nie czuję tej swobody.

Utkwiłam swój wzrok na jednej z parze okien domu na przeciwko. Pewna postura mężczyzny kręciła się po pokoju zapewne go urządzając. W moich myślach plątało się jeszcze jedna rzecz. Gdzie jest w tym wszystkim tata Collina?

- Bu! - ktoś krzyknął zza moich pleców na co zareagowałam podskokiem.

- Jebło cię? Zawału bym dostała! - krzyknęłam na nią trzymając się za klatkę piersiową.

- Machałam ci przez okno ale byłaś tak zapatrzona w dom przed tobą że postanowiłam wejść sama i przy okazji cię wystraszyć. - wyszczerzyła swoje białe zęby.

- Wcale nie zapatrzona tylko podziwiałam piękną pogodę. - sprostowałam temat siadając na krześle przy biurku.

- Jak sobie chcesz. - rzuciła się na moje łóżko.

- Co ty tutaj tak w sumie robisz Eva? - zapytałam się jej kręcąc w kółko na krześle.

- Nie chciało mi się słuchać tego pierdolenia dziś. Wyszłam wcześniej. - obróciła swoją głowę w moją stronę a ja tylko na nią spojrzałam.

- No co? i tak zaraz koniec roku więc bez różnicy i mam nadzieję że nie stresujesz się zakończeniem prawda? nie jesteście już razem. - posłała mi lekki uśmiech. 

- Coś ty, on to zamknięty rozdział. Mówiłam wam. - wzdrygnęłam ramionami. Staram się po prostu olewać jego temat. Co nie jest proste. 

- To dobrze bo pamiętaj że wyprawiam niedługo urodziny i musisz być! taka mała impreza. - podniosła się do siedzącej pozycji. 

- Według ciebie zapraszanie tyle ludzi to mała impreza? - prychnęłam. Nie rozumiem jak można mieć tyle znajomych. 

- Wiesz... zapraszam każdego kto chciałby wpaść poświętować  moje urodziny jak i zakończenie roku. - zagryzła swój policzek.

- Ja nie będę nic ci zabraniać więc się nie tłumacz babo, to twoja impreza przecież. - zaśmiałam się. Jej życie i jej decyzje.

- Hah, dobrze. - klasnęła w swoje dłonie. - To co teraz robimy? - spytała mnie.

- Szczerze nie wiem. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Oby dwie zastanawiałyśmy się już ponad pięć minut.

AlessaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz