1.6Zadanie

333 18 2
                                    

-Pospiesz no się!- Zawołał Halt. Obróciłam się w stronę idącego dwa metry za nami Willa. Wyglądał na zmęczonego szybkim i długim marszem w moim i Halta wykonaniu.

-A mogę chociaż wiedzieć dokąd idziemy?- Jęknął.

-Nie.- Padła krótka i zwięzła odpowiedź. Szliśmy jeszcze dwie godziny, aż zobaczyliśmy stajnie. Popatrzyłam zdziwiona na nauczyciela.

-Czas, żeby wybrać dla was konie. Powiedział. Will podszedł zadowolony.

-Ale mi nie potrzebny koń.

W tym momencie z domu wyszedł niski, łysy staruszek.

-Witaj zwiadowco! Przyprowadziłeś mi uczniów jak widzę.

-Jak to masz już konia?- Spytał mentor. Wzruszyłam ramionami.

-Normalnie.- Gwizdnęłam, a z lasu wybiegła truchtem moja klacz. Jej czarna, lśniąca sierść błyszczała w słońcu. Will i Halt stali zdumieni, a mężczyzna gwidznął ze zdziwieniem.

-Czy to Ibell?- Spytał z niedowierzaniem.

-Tak. Znasz ją?- Przed rokiem poznałam tego staruszka (oczywiście byłam bez konia) i poprosił mnie, bym mówiła mu na ,,ty".

-Oczywiście!- Przytaknął ochoczo.

-Urodziła się w mojej stajni! Sam ją szkoliłem! Skąd ją masz?- Spojrzał na mnie podejrzliwie.

-Dał mi ją chory zwiadowca i poprosił, bym się nią zaopiekowała.

Przed trzema laty do twierdzy Morgoratha trafił schorowany zwiadowca ze swoją klaczką. Wiedział, że zostało mu mało czasu i wybrał sobie mnie, żebym zajęła się Ibell. Nauczył mnie wszystkich sztuczek, których ją nauczono i przede wszystkim zdradził do niej hasło. Bob gwizdnął.

-Redenil nikomu nie pozwalał się do niej zbliżać. Czuj się zaszczycona.

Spłonęłam rumieńcem. Poszliśmy wybrać konia dla Willa. Zwierzak nazywał się Wyrwij i miał bardzo mądre oczka, jednak nie dorównywał urodą Ibell. Potem razem z Bobem zaczęliśmy uczyć chłopaka jak porozumieć się z wierzchowcem. Tym czasem Halt wziął swojego konia. Gdy wracaliśmy, Will i ja zostaliśmy trochę z tyłu.

-Skąd się wizięłaś?- Usłyszałam zadane szeptem pytanie. Zdziwiłam się.

-Już mówiłam, że urodziłam się w Macindaw.

-Nie o to chodzi. Pytam kim tak naprawdę jesteś, bo że zwykłą dziewczyną to nie wierzę.

-Wolałbyś, żebym została w domu i pracowała w gospodzie?- Spytałam, próbując uniknąć odpowiedzi.

-Nie!- Zawołał.- Ciszę się, że jesteś właśnie tutaj, taka jaka jesteś.

Poczółam jak zaczynam się czerwienić. Obróciłam głowę, by tego nie zauważył.

-I niech sobie Halt mówi co chce, ale ja uważam, że jesteś najlepszą dziewczyną jaką znam.

-A znasz ich dużo?- Zapytałam przekornie z figlarnym uśmieszkiem.

-Noooo nie.- Przyznał.

-A ty najfajniejszym chłopakiem, a znam ich dużo.- Popędziła Ibell i zrównałam się ze zwiadowcą, zostawiając osłupiałego Willa w tyle.

***

Weszłam do swojego pokoju, padnięta po całym dniu ćwiczeń. Byłam przyzwyczajona do ciężkiej pracy, ale Halt potrafił dać w kość, szczególnie po moich ,,uroczych" uwagach. Położyłam łuki kołczan na stoliku i nagle dostrzegłam jakąś kartkę. Podniosłam ją i zaczęłam czytać:

,,Śpiesz się, jeśli nie chcesz bym zaczął wątpić w twoją lojalność. Za pięć dni Halt ma być martwy. M"

Upuściłam papier na podłogę i opadłam na łóżko. Czyli musiałam to zrobić, pomimo, że wmawiałam sobie, iż zostanie mi to darowane. Prosiłam w listach, by przydzielono to zadanie komuś innemu, ale Morgorath się uparł. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie chciałam zabijać Halta. Co z tego, że się z nim droczyłam? Co z tego, że mu docinałam? On pokazał mi jak to jest żyć normalnie, bez ciągłego strachu. Zresztą, co powie Will? Opanowałam się i poszłam na przygotowaną przez chłopaka kolację. Usiadłam i zapatrzyłam się przed siebie, machinalnie prowadząc widelec z jajecznicą z talerza do ust i z powrotem.

-Elinor, pytam o coś.- Doleciały do mnie słowa nauczyciela. Popatrzyłam na niego nieobecnym spojrzeniem.

-Pytam czy słyszałaś jak mówiłem, że lord Northolt został zabity przez niedźwiedzia?

-Tak.- Skłamałam. Nie słyszałam jak o tym mówił, jednak wiedziałam, że ma to się stać. I to wcale nie był niedźwiedź.

-Miejmy nadzieję, że do zlotu nikogo więcej nie zabiją.- Kontynuował.

-Zlotu?

-Tak.

Szybko skończyłam jeść, umyłam talerz i zamknęłam się u siebie. Zaczęłam nerwowo krążyć pi pokoju. Musiałam to zrobić jeszcze przed zlotem, bo potem wiedziałam, że nie będę w stanie. Poza tym, na zlocie nie będzie jak, a późniejsze wydarzenia będą wymagały braku obecności Hlata na tym padole. Wzdrygnęłam się. I pomyślieć, że dwa miesiące temu zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem. Ale dzisiaj nie potrafiłam. Nie byłam do tego zdolna. ,,Marna z ciebie córka ojca." Pomyślałam. Tata robił takie rzeczy bez zastanowienia. Zapadła noc. Usłyszałam jak Will zamykał się w swoim pokoju. Halt jeszcze siedział w kuchni. Leżałam w łóżku i szykowałam się, na to co było nieuniknione. Skrzypnięcie krzesła i odgłos kroków zawiadomił mnie, że zwiadowca udał się na spoczynek. Odczejkałam trzy godziny i delikatnie się podniosłam. Ubrałam moją czarną pelerynę, zieloną miałam już schowaną przy siodle Ibell. Zebrałam swoje rzeczy i otworzyłam drzwi. Było cicho. Bezgłośnie przekradłam się do pokoju Halta i (uważając na skrzypiącą deskę) podeszłam do jego łóżka. Wyjęłam saksę i podniosłam ją nad głowę. Spojrzałam na śpiącą postać. Nie. Nie mogłam tego zrobić. Nie byłam w stanie. Ale musiałam. Przemogłam się i z całej siły opuściłam nóż. Łzy zamazały mi widoczność. Już prawie się stało. I w ostatniej chwili wbiłam saksę w materac tuż koło jego pleców. Przestałam co kolwiek widzieć. Wycofałam się z pomieszczenia i wypadłam przed dom. Pobiegłam do stajni, otworzyłam boks Ibell i wyprowadziłam przed stajnię. Wsiadłam i popędziłam ją do cwału. Jechałyśmy przed siebie, a łkanie wydobywało się z mojej piersi raz po raz.

,,Wszystko będzie dobrze".

Poklepałam klaczkę po szyji. Nie wiedziałam gdzie jechać. W góry Deszczu i Nocy nie mogłam. Nie wykonałam zadania. Gdy już świtało zatr-ymałyśmy się w lesie. Zmęczona walką z samą sobą, stresem związanym z wydarzeniem w pokoju Halta oraz płaczem owinęłam się płaszczem i zapadłam w sen.

Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz