2.5Horace

236 16 0
                                    

Naciągnęłam łuk i wystrzeliłam serię pięciu strzał. Wszystkie trafiły idealnie do celu. Wyjęłam strzały z tarcz i wzięłam dodatkowe pięć. Halt jeszcze nie uczył nas (mnie i Willa) strzelania z dziesięcioma strzałami, ale mi to nie przeszkadzało. Potrafiłam strzelać w ten sposób od paru lat. Nauczyłam się tego w górach Deszczu i Nocy, a za tarcze służyły mi kartonowe koła. Nigdy nie miałam tak dobrego sprzętu, jaki posiadał Halt. Zawsze to było marne coś, co ojciec bez żalu mi oddawał. Poszłam znowu wyjąć pociski z tarcz. Halta nie było. Pojechał do zamku na wezwanie Aralda. Nie przeszkadzał mi brak obserwatora. Will powiedział mi kiedyś, że woli, by ktoś patrzył jak trenuje, ponieważ on sam nie potrafi ocenić, czy robi coś dobrze czy źle. Ja potrafiłam, przyzwyczajona do braku zainteresowania moimi poczynaniami. Bo kogo obchodziłam? Ojca, który tylko co jakiś czas sprawdzał jakie poczyniłam postępy? Brata, który uważał mnie za zło konieczne? Czy może moich nauczycieli, którzy kazali mi coś robić, nigdy tego nie tłumacząc? Przyjaciół nie miałam i na nikim mi nie zależało. Nawet na ojcu. Kochałam go, owszem. Ale była to miłość na zasadzie, jesteś moim ojcem i muszę cię kochać, bo nie mam nikogo innego na tym świecie. Gdyby zginął (bo w jego naturalną śmierć nigdy nie wierzyłam) płakałabym, ale nie miałabym za złe jego zabójcy. Wręcz pogratulowałabym mu wspaniałego czynu względem kraju, jak nie świata. Wyszarpnęłam oporną strzałę z tarczy i westchnęłam. Pomimo, że przywykłam do samotności, czasami brakowało mi ponurego zwiadowcy i jego ucznia. Czułam się przy nich bezpieczna. Nagle usłyszałam, jak ktoś biegnie. Po chwili, na polankę wpadł wysoki, dobrze zbudowany blondyn w stroju czeladnika rycerskiego. Natychmiast rozpoznałam w nim przyjaciela Willa z sierocińca, z którym widziałam się pare razy i zdążyłam się z nim trochę zakumplować.
-O co chodzi, Horace?- Spytałam, opierając łuk o czubek buta. Halt nie chciał, żebym tak robiła, bo podobno to zniekształca łuk (a figa), ale ja nie byłam przekonana i nadal stosowałam tą metodę.
-Zwiadowca Halt powiedział mi, że tu cię znajdę. Biegłem tutaj, ponieważ mam tylko godzinę.
-I na co ci ta godzina?- Spytałam, podnosząc łuk i zakładając strzałę na cienciwę.
-Elinor, daj spokój. Chyba znajdziesz dla mnie chwilkę?
-W celu?
-W celu bliższego poznania.
Naciągnęłam cięciwę i wystrzeliłam. Strzała trafiła idealnie w środek.
-No weź.
-Ale co weź? Że mam nie robić tak?- To mówiąc nałożyłam strzałę, naciągnęłam i strzeliłam.
-Elinor!
-Słucham pana.
-Jesteś niemożliwa.
-Zdaję sobię z tego sprawę.
Mruknął coś pod nosem, ale nie dosłyszałam co.
-Co mówiłeś?
-Nic.
-Dobra. Trochę zgłodniałam. Wrócę do chatki i mogę chwilę z tobą pogadać.
-Dzięki.- Uśmiechnął się. Kto by pomyślał, że sprawię mu taką przyjemność tym jednym zdaniem. Ruszyliśmy w stronę domu.
-Bo widzisz...- Zaczął Horace.- Nie mieliśmy ostatnio zabardzo możliwości pogadać i....
-I kożystasz z nieobecności Willa. Odgadłam.
-No, nie nazwałbym tak tego.
Weszliśmy do chatki. Zrobiłam kawę i nalała do dwóch kubków. Po chwili wróciłam do stołu z miodem i dwoma jabłkami.
-Też chcesz?- Rzuciłam owoc w stronę rycerza. Zaskoczony chłopak złapał niezdarnie.
-Dzięki.- Jego wzrok przykuł miecz, wiszący u mojego pasa i obijający mi się o nogi przy każdym ruchu.- Nie wiedziałem, że zwiadowcy mogą posługiwać się mieczami.
-Pierwsze primo, nie jestem jeszcze zwiadowcą, tylko uczniem. Drugie primo, walczyć za pomocą miecza zaczęłam się uczyć w wieku dziesięciu lat, więc potrafię się nim posługiwać i nie muszę uczyć się od początku. Trzecie priomo, czasami robią wyjątki takie jak ja lub Gilan.
-Gilan?- Powtórzył ,,mądrze". Przewróciłam oczami, gryząc jabłko.
-Pierwszy uczeń Halta, zanim wszechświat pokarał go Willem i mną. Mruknęłam. Nie miałam ochoty na kontynuowanie tej ,,przeciekawej" konwersacji.
-Ej, sprawdź może czy kwiatki w ogródku piekarza dobrze rosną.  Zaproponowałam.
-Ale piekarz nie ma ogródka.- Nie załapał.
-Czy ja mówię o piekarzu w Redmont? W którymś lennie na pewno jest jakiś piekarz z kwiatkami w ogródku.
-Ale czemu?
-Ludzie. Ale ty jesteś nieogarnięty.
-A ty szczera.- Zauważył.- I za to mi się podobasz.
-Co?!- Zawołałam. I nagle stało się coś nieprzewidywalnego. Horace podszedł do mnie i pocałował mnie. Prosto w usta. Zamarłam w pierwszej chwili, ale zaraz zareagowałam. Złapałam za jego rękę i wykręciłam ją boleśnie. Chłopak krzyknął i chciał się odsunąć, jednak złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam tak, że jego twarz znajdowała się tuż przy mojej.
-NIGDY WIĘCEJ TEGO NIE RÓB. Wysyczałam.- NIE JESTEM PIERWSZĄ LEPSZĄ PANNĄ, KTÓRA POZWALA SIĘ CAŁOWAĆ KAŻDEMU, KTO MA NA TO OCHOTĘ.
Póściłam go, odpychając równocześnie z całej siły. Horace stał na przeciw mnie i patrzył ze zdziwienie. To jeszcze bardzie mnie rozsiediło.
-Wynocha!- Wydarłam się. Rycerz rzucił się w stronę drzwi, jakby w obawie, że mogę rzucić czymś za nim. Na swoje nieszczęście w drzwiach zderzył się z Haltem.
-Co tu się wyprawia?- Spytał zwiadowca.
-Pan Altman właśnie wychodził. Oświadczyłam, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie.
-Przepraszam zwiadowco.- Wydukał Horace i trzmychnął jak najszybciej. Halt spojrzał na mnie z wachaniem.
-Zastanawiam się, czy dobrze robię zostawiając cię czasami samą z Willem. Mruknął i poszedł do swojego pokoju.

Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz