2.9,,Jestem Hana..."

220 13 0
                                    

Mężczyzna zaprowadził mnie do namiotu służącego Duncanowi za gabinet. Po drodze przybrałam wyraz zwykłej obojętności i spokoju, który tak często widniał na mojej twarzy (no chyba, że Halt obcinał mi włosy. Nigdy mu tego nie wybaczę.). Mężczyzna przepuścił mnie przed sobą i weszłam do środka. Był tam oczywiście Duncan, Crowley i Halt. Dodatkowo byli tam też sir David, lady Pauline jak również Gilan i Will. Przybrałam najbardziej obojętny wyraz twarzy i wlepiłam wzrok w Duncana. Był najbardziej neutralny (poza sir Davidem, ale on stał gdzieś z boku) i mnie wcześniej nie znał. Nie byłam w stanie popatrzeć na Willa, Halta, Gilana, Crowley'a czy lady Pauline. Za wiele dla mnie znaczyli i nie chciałam zobaczyć na ich twarzy smutku czy żalu. Ale sama byłam sobie winna.

-Jak się nazywasz, dziecko?- Spytał Duncan. Przełknęłam ślinę. Zaraz będę miała to za sobą.

-Hana Morgorath.- Powiedziałam głośno i wyraźnie. Niech nikt nie ma żadnych wątpliwości.

-Hana Morgorath?- Powtórzył król.- Czy ty sobie ze mnie żartujesz?

-Nie.- Popatrzyłam mu w oczy.

-Powiedz coś więcej o sobie.- Zażądał władca. Najwyraźniej chciał mieć czas na przetrawienie wszystkiego. Proszę bardzo. Nawet lepiej, że powiem wszystko. Tak będzie najlepiej.

-Nazywam się Hana Morgorath i jestem córką Morgoratha, byłego barona lenna Gorlan. Nazywają mnie też Czarną Królową. Przekradłam się z gór Deszczu i Nocy do Araluenu w celu zabicia jak największej ilośvi zwiadowców, w tym Halta.- W miarę jak mówiłam, słyszałam coraz więcej szeptów, ale nie obracałam głowy. Nie poruszałam oczami. Stałam cała nieruchomo. Otworzyłam usta, żeby powiedzieć, że to jest moja przeszłość i teraz jestem po stronie Araluenu, ale Duncan mi przerwał.

-Dziękuję. Chyba już wiemy dość. Co o tym myślisz, Crowley'u?

Wstrzymałam oddech.

-Cóż, wasza wysokość. Potwierdzam, że oststnio zginęło mi trzech zwiadowców, a na Halta planowano zamach, ale...

-Pytam co twoim zdaniem powinniśmy z nią zrobić?

-Moim zdaniem...

-To co się robi z większością zdrajców.- Przerwał sir David.

-Ale to jeszcze dziecko.- Zaprotestowała lady Pauline.

-Halt.- Zwrócił się do zwiadowcy Duncan.- Jesteś jej mistrzem. Sądzę, że do ciebie należy decyzja.

Halt odchrząknął. W moich oczach pojawiły się łzy. Teraz zostanie na mnie wydany wyrok śmierci. Halt był surowy jeśli chodziło o wrogów królestwa i ich współpracowników. A ja byłam jedną z najbardziej poszukiwanych osób w Araluenie. Gdyby Halt znał prawdę, natychmiast oddał by mnie w ręce króla, zamiast uczyć mnie na zwiadowcę. A król by mnie natychmiast zabił. Poczułam, że nie jestem gotowa. Nie chciałam umierać. Nie teraz, kiedy poznałam Willa i Halta i poznałam inne życie, tak różne od mojego poprzedniego życia. Nie. Nie chciałam odchodzić z tego świata. Żyć na wygnaniu, w ukryciu, poza prawem, ale żyć i wspominać te wspaniałe dni. Halt otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył. Obróciłam się na pięcie i (roztrącając zdziwionych Paulnie i Crowley'a) wybiegłam z namiotu.

-Złapcie ją!- Zawołał sir David.- Halt! Crowley! Gilan! Will! Strzelajcie!

Zanurkowałam w tłum zebrany przed jakimś namiotem. Biegłm coraz szybciej. Za sobą słyszałm wściekłe głosy sir Davida i Duncana. Ktoś coś tłumaczył. Ktoś wołał:

-Elinor!

Krzyczał to chyba Will, ale nie byłam pewna. Zresztą nie jestem Elinor. Nigdy nie byłam. Roztrącałam zdziwionych ludzi. Ktoś chyba za mną biegł. Pobiegłam w stronę lasu. Kluczyłam, nie zwalniając. Wybiegłam z lasu i skierowałam się w stronę gór Deszczu i Nocy. Wiedziałm, że nie wiejdą tam, a nawet jeśli, to mnie tam nie znajdą. Tam będę bezpieczna. I nikomu nie będę zawadzać. Nikomu nie będę zagrażać. Dotarłam do tajnego przejścia. Dotknęłam skały w odpowiednim miejscu i przejście się otworzyło. Wibiegłam do niego, a ono się za mną zamknęło. Biegłam korytarzem przejścia. Łzy płynęły mi po twarzy. Dobiegłam do końca przejścia i znalazłam się wewnątrz kamiennego zamku w górach Deszczu i Nocy. Skierowałam się w stronę drzwi z wyrytym w drewnie napisem: ,,Hannah. Zakaz wchodzenia." Wyciągnęłam z kieszeni klucz i otworzyłam drzwi. Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi na klamkę. Stanęłam przy oknie i pozwoliłam łzą płynąć swobodnie. Na dziedzińcu wargalowie, którzy ocaleli zbijali się w grupki. Byli zdezorientowani. Tak jak ja. W jednej chwili straciłam ojca, mentora, przyjaciela i dom. I prawie życie. Łzy płynęły mi z oczu coraz bardziej. Zrzuciłam z ramion zwiadowczy płaszcz i założyłam moją dawną pelerynę z czarnego materiału. Zdjęłam łańcuszek, na którym miałam zawieszony brązowy liść dębu- znak, że jestem uczennicą zwiadowcy. Zważyłam go w dłoni i z westchnieniem odłożyłam go na stolik. Moim ciałem wstrząsnął szloch. Opadłm na kolana i skryłam twarz w dłoniach. Szlochałam, a moje dłonie były już całe mokre. Nawet nie zauważyłam, gdy drzwi się otworzyły.

Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz