2.4Claris

237 14 0
                                    

Wracałam z nad rzeki do chatki. W każdeh ręce niosłam po jednym wiadrze z wodą. Fizyczna praca był najlepsza na problemy. Im więcej zrobiłam, tym bardziej byłam zmęczona i nie miałam siły na ponure rozmyślania. A teraz miałam o czym rozmyślać. Wojna była coraz bliżej, a ja miałam problem. Wszyscy zwiadowcy razem z uczniami mieli prowadzić ostrzał wojsk wroga, a Gilan miał dodatkowo znaleźć się wśród rycerzy z całego królestwa. Tym czasem ja nie potrafiłam zdecydować się czy jakoś sprytnie się wymigać z walki, czy też walczyć przeciwko ludziom, których znałam i z którymi spędziłam ostatnie piętnaście lat. Niby dokonałam wyboru ale nie potrafiłam po prostu stanąć twarzą w twarz z ludźmi, z którymi pracowałam i ich zabić. Nagle usłyszałam szelest. Rozejrzałam się dyskretnie i dostrzegłam sylwetkę ubraną w szary płaszcz. ,,Za dwie sekundy się na mnie rzuci." Przemknęło mi po głowie. Dokładnie dwie sekundy później postać wyskoczyła z krzaków. Uchyliłam się, jednak jedno z wiader uderzyło o kamień i jego zawartość wylała się na piszczystą ścieżkę. Puściłam drugie wiadro i w ostatniej chwili uderzyłam prawym sierpowym postać, która rzuciała się na mnie powtórnie. Mój przeciwnik krzyknął i upadł ciężko na ziemię kawałek odemnie.

-Czego tu szukasz, Claris?- Warknęłam, zbliżając się. Dziewczyna podniosła się. Kaptur szarego płaszczu spadł jej z głowy, ukazując szarawą twarz o szarych oczach, okoloną prawie szarymi włosami. Zresztą cała była szara.

-Szukam ciebie.- Szepnęła z paskudnym uśmiechem.

-Nie mieli już kogo wysłać, czy chcieli się ciebie pozbyć?

-Sama się zgłosiłam.- Napadła na mnie. Chwilię siłowałyśmy się. Podcięła mnie i obie runęłyśmy na ziemię. Po dłuższej chwili szamotaniny przygwoździłam ją do podłoża. Znała mnie i pamiętała jak walczę, więc miała ułatwione zadanie. Jednak ja ją również znałam, a nie była bezwzględna. Bardziej takie bezwolne ciele.

-Czemu ty jesteś taka bezlitosna, Ha...

-Zamknij się.- Warknęłam.- Co ty sobie wogle wyobrażasz napadając na mnie? Że mnie pokonasz? No i co ci z tego przyjdzie?

-Będę miała zasługę. I to ja zostanę Czarną Królową.

Parsknęłam śmiechem.

-Chyba Wypłowiałą Królową. Zresztą, ty nawet nie umiesz kontrolować wargali.

-Bo ty potrafisz?

-Oczywiście.

Nagle obie zamilkłyśmy. Ktoś się zbliżał szybkim krokiem. Tym kimś mógł być tylko Halt.

-Plan T, chwyt 15.- Wyszeptałam gorączkowo.

-Co?- Nie zrozumiała Claris.

-Ech.- Westchnęłam.- To zwiadowca tu idzie. Jak cię dorwie to biednaś.

-Ty jakoś żyjesz.

-Ale ja umiem wrabiać, a ty nie. Rób co mówię!

Kątem oka zobaczył Halta, który szedł szybkim krokiem, powstrzymując się, żeby nie podbiec.

-Teraz.- Rozkazałam. Claris szarpnęła się, a ja przetoczyłam się na bok, trzymając się za brzuch. Dziewczyna zerwała się z ziemi i pognała w stronę zarośli. Usłyszałam śpiew cięciwy i odgłos, towarzyszący lecącej strzale. Jednak strzała nie dotarła do celu. Claris krzyknęła, ale jej kroki nie ucichły. Po chwili podbiegł do mnie Halt. Czułam się paskudnie oszukując go (po raz kolejny), ale co miałam zrobić. Nie chciałam, żeby złapał Claris. Wkopałaby i siebie i mnie, a na to nie mogłam pozwolić.

-Nic ci nie jest?- Spytał zwiadowca, pochylając się nademną.

-Nic. Kopnęła mnie lekko w brzuch. Wiesz, że mnie to nie boli. Tylko mnie odrzuciło. Żadnej rany tam nie ma.

-Mam nadzieję. Kto to był?

-Najbardziej nieudolna służka Morgoratha jaką widział świat. Chce zostać drugą Czarną Królową, ale niekt nie jest tak naiwny, żeby w to uwierzyć. Tłumaczyłam, wstając.

-Dobra. Nawiała. Szkoda. Choć nad tą rzekę. Jeszcze raz napełnimy wiadra i wracamy.

Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz