Nawet nie zauważyłam, gdy drzwi się otworzyły. Nadal szkochałam, klęcząc na podłodze. Nagle usłyszałam kroki.
-Elinor.- Poderwałam się z podłogi i chwyciłam saksę. Łzy zamazywały mi obraz, ale i tak wiedziałam naprzeciw kogo stoję.
-Co tutaj chcesz, Will?- Powiedziałam, starając się, żeby mój głos nie przerywał szloch.
-Elinor, nie płacz.- Powiedział cicho, zbliżając się do mnie. Wytarłam oczy i nos lewą ręką, po czym obydwie dłonie położyłam na rękojeści noża i skierowałam go ostrzem do chłopaka.
-Nie płaczę.- Warknęłam.- Zdaje ci się.
-Elinor.- Podszedł jeszcze kawałek.
-Nie jestem Elinor! Jestem Hana Morgorath! Córka i spadkobierczyni samego baroan Morgoratha! Odejdź, jeśli nie chesz, żeby było nieszczęście! Czego tu chcesz?! Duncan kazał ci mnie przyprowadzić?!
Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden odgłos.
-Powiedz!- Zawołałam.- Kazał ci mnie przyprowadzić, żebym mu nie zagrażała! Żeby zrobił ze mną to co z innymi zdrajcami!
-Nie! Elinor! Odłóż tą saksę!
-Nie wiem do jakiej Elinor się zwracasz, ale jeśli do mnie mówisz to nie! Nie odłożę! To moja jedyna broń! Duncan nie dostanie mnie żywej!
Zbliżył się, a ja wyprostowałam ręce. Ostrze noża prawie dotykało jego piersi.
-Nie chcesz mnie chyba zabić?- W jego oczach dostrzegłam strach. Z mojej piersi wydobył się szaleńczy śmiech, czym jeszcze bardziej przeraziłam Willa. Tak, byłam szalona. Długotrwały płacz nad ciałem ojca, lęk i szlaleńczy bieg, a potem szloch na kamiennej posadce zrobiły swoje. To nie był dla mnie normalny stan. Byłam szalona i o tym wiedziałam. Ale nie chciałam być w tamtym momencie normalna.
-Chyba mnie nie chcesz zabić.- Powtórzył z trwogą. Zaśmiałam się znowu.
-Nie ciebie, skarbie.- Moje oczy błysnęły niebezpiecznie.- Nie ty tutaj zginiesz.
-Elinor!
-Nie ty zginiesz, ale ja!
Płynnym ruchem skierowałam saksę w moją pierś i ruszyłam ręką w stronę klatki piersiowej. Śmiałam się przy tym. Mój mózg myślał tylko jedno: ,,nie dostaną mnie żywej". Byłam w obłędzie. Zamknęłam oczy. Stalowe ostrze dotarło do mojej piersi i poczułam zimno stali. I nagle moja ręka została szarpnięta do tyłu, a na moim nadgarstku znalazły się jego palce, zaciśnięte w żelaznym uścisku. Zamachnęłam się drugą ręką, ale ją również zablokował. Szarpnęłam się rozpaczliwie. Spojrzałam mu w oczy.
-Nie dostarczysz mnie Duncanowi żywej! Nie dam mu tej satysfakcji!
-Hana. Uspokuj się.
-Nie!- Zignorowałam, że użył mojego prawdziwego imienia.
-Hana. Halt przekonał króla. Powiedział, że sam zadba o to, żebyś nikomu nic nie zrobiła. Żebyś nie zagrażała Araluenowi. Tylko król musi się zgodzić, żeby on cię nadal szkolił.
-Niby czemu miałby to robić?!
-Bo Halt kocha cię jak córkę.
-Kłamiesz! Z resztą Duncan nie puści mnie wolno!
-Król się zgodził.
-Niby czemu miałabym ci wierzyć?!- Szarpnęłm się, ale on tylko wzmocnił uścisk. Nadal trzymałam saksę.- Po co mi to mówisz?! Żebym z tobą poszła prosto na swoją egzekucję?!
Spojrzał mi w oczy.
-Nie. Ponieważ chcę, żebyś nie musiała się tu ukrywać. Bo to prawda.
-Ta! Akurat!
-I jeszcze jedno.
-Niby co?!
-Kocham cię, Hana.- Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Po chwili zaskoczenia oddałam pocałunek. Też go kochałam. I to od pierwszej chwili. Moja pięść z saksą się otworzyła, a nóż spadł na podłogę z głosnym hukiem. Ale nas to nie obchodziło. Will puścił moje dłonie. Oplotłam ręcę dookoła jego szyji, a on objął mnie w talii. I tak sitaliśmy, całując się. I była to najpiękniejsza chwila mojego życia.
No cześć! Oto przedostatni rozdział! Podobał się? Macie mi za złe, że nie zabiłam Hany, czy wręcz przeciwnie? Pozdrawiam
Hana Morgorath
CZYTASZ
Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]
FantasíaElinor Rendstern to piętnastoletnia popleczniczka Lorda Morgoratha, zdrajcy mieszkającego w górach Deszczu i Nocy. Wykonując polecenia swojego pana podróżuje po Araluenie, raz po raz unikając konsekwencji swoich działań. Jednak trudności zaczynają s...