2.10W zamku

234 16 6
                                    

Nawet nie zauważyłam, gdy drzwi się otworzyły. Nadal szkochałam, klęcząc na podłodze. Nagle usłyszałam kroki.

-Elinor.- Poderwałam się z podłogi i chwyciłam saksę. Łzy zamazywały mi obraz, ale i tak wiedziałam naprzeciw kogo stoję.

-Co tutaj chcesz, Will?- Powiedziałam, starając się, żeby mój głos nie przerywał szloch.

-Elinor, nie płacz.- Powiedział cicho, zbliżając się do mnie. Wytarłam oczy i nos lewą ręką, po czym obydwie dłonie położyłam na rękojeści noża i skierowałam go ostrzem do chłopaka.

-Nie płaczę.- Warknęłam.- Zdaje ci się.

-Elinor.- Podszedł jeszcze kawałek.

-Nie jestem Elinor! Jestem Hana Morgorath! Córka i spadkobierczyni samego baroan Morgoratha! Odejdź, jeśli nie chesz, żeby było nieszczęście! Czego tu chcesz?! Duncan kazał ci mnie przyprowadzić?!

Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden odgłos.

-Powiedz!- Zawołałam.- Kazał ci mnie przyprowadzić, żebym mu nie zagrażała! Żeby zrobił ze mną to co z innymi zdrajcami!

-Nie! Elinor! Odłóż tą saksę!

-Nie wiem do jakiej Elinor się zwracasz, ale jeśli do mnie mówisz to nie! Nie odłożę! To moja jedyna broń! Duncan nie dostanie mnie żywej!

Zbliżył się, a ja wyprostowałam ręce. Ostrze noża prawie dotykało jego piersi.

-Nie chcesz mnie chyba zabić?- W jego oczach dostrzegłam strach. Z mojej piersi wydobył się szaleńczy śmiech, czym jeszcze bardziej przeraziłam Willa. Tak, byłam szalona. Długotrwały płacz nad ciałem ojca, lęk i szlaleńczy bieg, a potem szloch na kamiennej posadce zrobiły swoje. To nie był dla mnie normalny stan. Byłam szalona i o tym wiedziałam. Ale nie chciałam być w tamtym momencie normalna.

-Chyba mnie nie chcesz zabić.- Powtórzył z trwogą. Zaśmiałam się znowu.

-Nie ciebie, skarbie.- Moje oczy błysnęły niebezpiecznie.- Nie ty tutaj zginiesz.

-Elinor!

-Nie ty zginiesz, ale ja!

Płynnym ruchem skierowałam saksę w moją pierś i ruszyłam ręką w stronę klatki piersiowej. Śmiałam się przy tym. Mój mózg myślał tylko jedno: ,,nie dostaną mnie żywej". Byłam w obłędzie. Zamknęłam oczy. Stalowe ostrze dotarło do mojej piersi i poczułam zimno stali. I nagle moja ręka została szarpnięta do tyłu, a na moim nadgarstku znalazły się jego palce, zaciśnięte w żelaznym uścisku. Zamachnęłam się drugą ręką, ale ją również zablokował. Szarpnęłam się rozpaczliwie. Spojrzałam mu w oczy.

-Nie dostarczysz mnie Duncanowi żywej! Nie dam mu tej satysfakcji!

-Hana. Uspokuj się.

-Nie!- Zignorowałam, że użył mojego prawdziwego imienia.

-Hana. Halt przekonał króla. Powiedział, że sam zadba o to, żebyś nikomu nic nie zrobiła. Żebyś nie zagrażała Araluenowi. Tylko król musi się zgodzić, żeby on cię nadal szkolił.

-Niby czemu miałby to robić?!

-Bo Halt kocha cię jak córkę.

-Kłamiesz! Z resztą Duncan nie puści mnie wolno!

-Król się zgodził.

-Niby czemu miałabym ci wierzyć?!- Szarpnęłm się, ale on tylko wzmocnił uścisk. Nadal trzymałam saksę.- Po co mi to mówisz?! Żebym z tobą poszła prosto na swoją egzekucję?!

Spojrzał mi w oczy.

-Nie. Ponieważ chcę, żebyś nie musiała się tu ukrywać. Bo to prawda.

-Ta! Akurat!

-I jeszcze jedno.

-Niby co?!

-Kocham cię, Hana.- Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Po chwili zaskoczenia oddałam pocałunek. Też go kochałam. I to od pierwszej chwili. Moja pięść z saksą się otworzyła, a nóż spadł na podłogę z głosnym hukiem. Ale nas to nie obchodziło. Will puścił moje dłonie. Oplotłam ręcę dookoła jego szyji, a on objął mnie w talii. I tak sitaliśmy, całując się. I była to najpiękniejsza chwila mojego życia.

No cześć! Oto przedostatni rozdział! Podobał się? Macie mi za złe, że nie zabiłam Hany, czy wręcz przeciwnie? Pozdrawiam
Hana Morgorath

Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz