2.3Bransoletka

248 13 5
                                    

Weszłam do kuchni i wlałam sobie do kubaka gorącą kawę. Dodałam odrobinę miodu, zerkając czy Halt nie widzi. Był dumny, że Will przejął od niego zwyczaj słodzenia napoju, a ja udawałam, że nie lubię kawy z dodatkami. Brało się to z mojej przekory, a od dwóch dni robiłam to w zemście za wybryk zwiadowcy. Obiecałam sobie, że kiedyś zapłaci mi za włosy. Podeszłam do stołu i usiadłam. Po chwili z ganku przyszedł Halt. Przyjrzał mi się z zainteresowaniem, po czym też nalał sobie kawy i dodał miodu. Usiadł naprzeciw mnie.

-Nadal masz mi to za złe?- Spytał. Od dwóch dni nie odzywałam się do niego jeśli nie musiałam. Nie zaczynałam rozmów i cały poprzedni dzień, gdy tylko Will i Gilan wyjechali spędziłam na dworze trenując.

-Co mam ci za złe?- Zapytałam z przekorą.

-Dobrze wiesz co. Kiedy zamierzasz z tym skończyć?

-Jak mnie przeprosisz.- Odparłam. Zrobił zdumioną minę.

-Ja mam cię przepraszać? Za co?

-Za to, o co jestem na ciebie zła. Wiedziałam, że w ten sposób do niczego nie dojdziemy, ale nie chciałam złamać się pierwsza.

-Zmieńmy temat.- Zaproponował. Wzruszyłam ramionami.

-Proszę bardzo.

-Ale może ty zaczniesz.- Stwierdził. To nie było pytanie, byłam tego pewna.

-Niby o czym? O!- Zawołałam ze sztucznym zdziwieniem.- Niebo jest niebieskie, a trawa zielona!

-Nie błaznuj dziecko.- Powiedział poważnie. Już nie mówił tym żartobliwym (w jego wykonaniu) głosem. Był teraz poważny i surowy.

-Miałeś nie mówić na nas dzieci. Przypomniałam mu. Zignorował to.

-Powiedz coś o sobie.- Zażądał.

-Lepiej nie.- Mruknęłam cicho.- Nie ma nic do opowiadania.

-Ale ja wiem tylko jak się nazywasz, a nazwisko daję głowę zmyśliłaś.

Udałam, że nie usłyszałam. Zajęłam się oglądaniem motylka latającego za otwartym oknem. Tak naprawdę poczynania owada nic mnie nie obchodziły, ale nie chciałam patrzeć na Halta. Westchnęłam ze smutkiem.

-Jesteś mocno niestabilna emocjonalnie.

Usłyszałam.

-Niby czemu?- Spojrzałam na niego.

-Raz krzyczysz, o byle co...

-Włosy to nie byle co.

-Innym razem śmiejesz się i błaznujesz, a potem ciężko wzdychasz, a jeszcze kiedy indziej jesteś milcząca. Najpierw droczysz się z człowiekiem i go drażnisz, a potem ryczysz mu w rękaw.

Zamarłam. Przypomniałam sobie tamtą noc, tuż po tym, jak Gilan rozprawiał o Czarnej Królowej. Ile ja wtedy powiedziałam? Co wygadałam? O czym rozmawialiśmy? Ile on o mnie wie? Do tej pory wstydziłam się swojej słabości. Nigdy nie zdażyło mi się nie opanować emocji przy kimś innym.

-Widocznie szesnastoletnie dziewczyny tak mają.- Powiedziałam, wiedząc, że Halt nigdy nie był i nie będzie szesnastolatką.

-Czyżby? Nie zauważyłam, żeby Alyss miała jakieś problemy z opanowaniem emocji.

-Zamknij się.- Warknęłam. Od jakiegoś czasu samo imię młodej kurierki działało mi na nerwy.

-Ej, hola, hola.- Powiedział Halt. Podniósł się z krzesła i trzepnął mnie niespodziewanie w głowę. A raczej chciał. Natychmiast odsunęłam się, umykając spod jego dłoni. Zrobiłam to jednak zbyt gwałtownie. Krzesło zachwiało się i runęło na ziemię, a ja razem z nim. Grzmotnęłam plecami o podłogę i walnęłam głową tak, że aż rozległo się.

-Nic ci nie jest?- Przestraszył się Halt. Podszedł do mnie i pomógł mi wstać.

-Wszystko dobrze.- Warknęłam. Głowa mnie nie bolałab podobnie jak plecy, ale drażnił mnie sam fakt, że wygłupiłam się, oczywiście w swoim odczuciu. Zwiadowca, gdy tylko się podniosłam wrócił na swoje miejsce i położył nogi na stole.

-Coś taka gwałtowna?- Spytał tak, jakby nawet palcem nie kiwnął, co dopiero mówić o podnoszeniu mnie.- Tylko sobie kuper obijesz i będziesz stękać rano z bólu.

-Nie będzie mnie boleć.- Stwierdziłam i odruchowo potarłam palcem branzoletkę na prawej ręce. Mój nauczyciel zauważył ten gest.

-Co tam masz?

-Złoto.- Odburknęłam. Ta rozmowa zdecydowanie szła w złym kierunku. Halt błyskawicznie znalazł się obok mnie i wygiął mi rękę.

-Co to za branzoletka?- Spytał. Do tej pory nie zauważył jej, ponieważ zawsze nosiłam ją schowaną pod rękawem bluzki.

-Nie widzisz?

-Mów. Bo wykręcę ci rękę.

-Wykręcaj.- Powiedziałamb patrząc mu w oczy. Wiedziałam, że tego nie zrobi, a nawet jeśli, to nic i tak nie poczuję.

-Mów.- Powtórzył.

-Dobra.- Westchnęłam. I tak wcześniej czy później musiałam powiedzieć.- Tylko się nie śmiej i nie mów, że dałam się nabrać.- Nie odpowiedział. Puścił mój nadgarstek i usiadł. Też usiadłam.

-Gdy miałam pięć lat, wargalowie złapali i przyprowadzili w góry Deszczu i Nocy pewnego czarnoksiężnika. Nie był to jeden z udawaczy, naprawdę znał się na magii.

-To jakim cudem go złapali?

-Nie przerywaj. Myślisz, że Morgorath nie ma u siebie czarnoksiężników? Mieli go zabić i on o tym wiedział. I wtedy napatoczyłam się ja- urocze, głupkowate, małe dziecko z rumianą buźką i ciemnymi oczętami. Zawołał mnie i założył min na rękę branzoletkę, oczywiście ona jest regulowana. Powiedział, że człowiek, który ma ją na sobie nie odczuwa bólu. Tylko ogień może go skrzywdzić. Zamilkłam. Halt patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.

-To dlatego wtedy poleciałaś do tego kalkara?- Spytał po chwili. Przytaknęłam głową.

-I dlatego trzymasz się z dala od ognia. Potwierdziłam.

-Dobra, dosyć gadania.- Podniosłam się z krzesła i stanęłam w drzwiach. Bałam się, że jeszcze o coś spyta.

-Czas na trening, bo będę taka zgrzybiała i nie ruchawa jak ty.- Stwierdziłam i już mnie nie było. Może i jestem nieśmiertelna, ale oberwać w głowę saksą bym nie chciała.

-Zapłacisz za to!- Krzyknął za mną właściciel saksy, drgającej jeszcze w framudze drzwi.

-Popatrz na mije włosy!- Zawołałam i napięłam łuk.

Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz