,,Sługa Morgoratha" 1.1Will

523 20 0
                                    


Powoli posuwałam się do przodu pośród drzew i krzewów. Bałam się. Każdy błąd, każdy niewłaściwy krok mógł słono kosztować. Nie obawiałam się o siebie. Nie. Byłam prawie nieśmiertelna. Nic mnie nie mogło zranić, poza ogniem. Mój niepokój dotyczył wszystkich ojcowskich planów i całego, zbudowanego przez niego imperium. Gdybym zawaliła, wszystko ległoby w gruzach. Mimo woli zadrżałam na całym ciele. Nagle usłyszałam jakiś szelest z prawej strony. Zastygłam. Niedaleko siebie zobaczyłam zakapturzoną postać, idącą równolegle do mnie. Jednak nie patrzyła na mnie. Była całkowicie skupiona na skradaniu się. No tak. Przecież w pobliżu była chatka jednego z tych parszywych, wrednych dziadów, zawnych zwiadowcami. Ten w krzakach to pewnie uczeń. Namnaża się to tałatajstwo i namnaża. Nic nie dały desperackie próby ojca, żeby zniszczyć ten ich przeklęty korpus, a usuniętych zastąpić własnymi ludźmi. Ci mężczyźni zebrali się w paroosobową grupkę i odbudowali Korpus Zwiadowców. I jakby im nie było mało, doprowadzili do upadku całego planu taty. Bez ruchu obserwowałam zakapturzonego zwiadowcę. Poruszał się wolno, jak gdyby z wachaniem.

-I tak cię widzę.- Rozległ się ponury i zrezygnowany głos. Chłopak (bardzo niski i szczupły) podniósł się z czworaka i ruszył zawstydzony w kierunku niskiego mężczyzny o szpakowatych włosach, wyglądających jakby sam sobie je obciął i to niezbyt umiejętnie. Siedział do nas (mnie i chłopaka) tyłem i nie mógł widzieć swojego ucznia. Było jasne, że chciał wprowadzić młodzieńca w maliny i spowodować jego wyjście z kryjówki. Jak na potwierdzenie moich słów, zwiadowca spojrzał na nadchodzącego z kpiną i ledwie dostrzegalnym triumfem.

-Will.- Odezwał się pouczającym tonem, którego nie mogłam znieść nawet u ojca. -Musisz nauczyć się, żeby najpierw sprawdzić, czy twój przeciwnik faktycznie cię widzi. Ale dyskretnie, a nie wystawiać się cały na widok i wołać: ,,Hej! Tu jestem! Możecie mnie śmiało zastrzelić!"

Ostatnie zdanie wypowiedział podejrzanie niskim głosem, najwyraźniej przedrzeźniając sposób mówienia chłopaka. Jego uczeń skrzywił się.

-Bez przesady.- Jego głos zupełnie nie przypominał dźwięku wydanego przez mężczyznę. Uśmiechnęłam się mimo woli. Nareszcie coś się nie udało wszystko potrafiącemu zwiadowcy. (Bez względu jak się nazywa. Wszyscy oni są próżni i nadęci.)

-A czemu by nie?- Drążył siwowłosy. Will (jak udało mi się usłyszeć) obrócił głowę tak, żeby jego mentor jej nie zobaczył i przewrócił oczami. Na krótką chwilę zobaczyłam jego piękną (jest to oczywiście pojęcie względne) twarz z brązowymi, mądrymi oczami i wiedziałam, że wpadłam. Moje serce podskoczyło gwałtownie, a w głowie zaczęły szeptać różne głosy jedno słowo jak jakąś dziwną mantrę: ,,kocham". Bardzo nie chciałam tego robić, ale w końcu ruszyłam ostrożnie dalej.


Dopóki starczy czasu /Zwiadowcy części I i II [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz