20. 💖

654 58 40
                                    

     Poranek był dosyć kłopotliwy dla Erena i Jeana. Zostali obudzeni przez Levia kilka minut po szóstej. Kiedy zostali sami, wspólnie zdecydowali, że nie pójdą na lekcje, bo są na to zbyt wykończeni. Nie martwiły ich kolejne opuszczone dni. Już i tak będą mieli wystarczające kłopoty przez ilość wagarów w tym semestrze. Kiedy uczniowie powoli zaczęli pojawiać się w szkole, chłopcy szybko pożegnali się z przyjaciółmi i wyszli razem z budynku. Humor im dopisywał, pogoda także. Idąc obok siebie, wygłupiali się i dokuczali sobie wzajemnie. Ich drogę powrotną zdecydowanie wypełniał śmiech.

     Po jakimś czasie dotarli do domu Erena. Jego rodzice byli w pracy, w przeciwieństwie do matki Jeana, która na co dzień zajmowała się domem. Zaraz po wejściu ruszyli do pokoju chłopaka. Przejście przez drzwi i przekręcenie klucza w zamku, tak na wszelki wypadek. Jednak nawet gdyby któryś z rodziców próbował mu wejść do pokoju? Jak wytłumaczyłby dlaczego zamknął się wraz z Jeanem? Nie zaprzątał tym sobie myśli.

     Rzucił plecak w kąt, a później padł na niepościelone łóżko. Jean usiadł obok. Nagle, tak po prostu nastała cisza. Otoczył ich spokój, wytwarzając w ich głębi swoje zupełne przeciwieństwo. Tykanie zegara drażniło uszy od chwili. Eren się podniósł i sięgnął po swojego pluszaka – konia o imieniu Janek. Następnie szturchnął nim kilkukrotnie Jeana po twarzy, aż ten, nie mogąc się od niego odpędzić, złapał Jaegera w nadgarstku. Pluszak wypadł chłopakowi z ręki.

– Czemu jest o wiele dziwniej, niż było w nocy? – zapytał Eren, odwracając wzrok. Lekki rumieniec wpłynął na jego twarz. Jean puścił nadgarstek.

– Boli cię jeszcze?

     Jaeger schował twarz w dłoniach. Jean także się lekko zakłopotał. Nie myślał nad zadaniem tego pytania. Po prostu to zrobił, ponieważ martwił go stan Erena.

– Nie. Znaczy... może trochę? Jest dobrze, okej? Regeneruję się szybciej, niż inni ludzie. Tego to też dotyczy.

– Aha.

     Jaeger położył się na brzuchu, a głowę zwrócił w stronę ściany. Nadal był zarumieniony, a jego serce biło nienaturalnie szybko, więc próbował sobie poradzić z tymi szalejącymi emocjami. Poza tym w nocy wszystko wydawało się takie proste i łatwe. Bliskość, czułość i zażyłość same do nich przyszły i żaden z nich nie musiał ich nigdzie szukać.

– Zauważyłeś? – zaczął Jean. – Spędziliśmy razem dzisiaj już jakieś dwie godziny i ani razu się nie pokłóciliśmy.

     Eren się podniósł i oparł o ścianę. Wyprostował nogi i jedną szturchnął bok talii Kirschteina. Jeszcze bardziej polubił przebywanie w jego towarzystwie. Było na swój sposób odprężające. Miłe i przyjemne. Przyjazne.

– Masz rację. Zupełnie jak nie my.

– Coś chyba zmieniło nasze podejście – chłopak zwrócił wzrok w stronę Erena.

     Szmaragdowe oczy przeniosły się na piwne. Jean spojrzenie miał zmęczone, ale jednocześnie zacięte i pewne siebie. Uporem sobie dorównywali. Zawsze. W krótką chwilę Eren się do niego zbliżył, a zatrzymał tuż przed nosem chłopaka. Ich oddechy się wymieszały, nagle i niepewnie. Następnie ich ciała wypełnił ogień, spowodowany improwizowanym pocałunkiem.

     Jean się rozpędził, napierając na Erena. Chłopak opadł bezwładnie na pościel, w odpowiedzi przygryzł wąskie wargi. Ich dłonie się odnalazły, a palce splotły. Kirschtein po kolejnym przygryzieniu ze strony chłopaka odsunął się od jego ust, a pocałunkami przeniósł na szczękę. Jaeger odchylił głowę w tył, delikatnie rozluźnił uścisk dłoni. Słodkie całusy spływały po rozgrzanej skórze, kierując się coraz niżej i niżej. Przepełzły przez szyję, jabłko Adama i obojczyki, pozostawiając na nich subtelne, mokre ślady. Następnie zęby się zacisnęły na luźnej koszulce, unosząc ją do góry. Ciche westchnienie wypłynęło spomiędzy malinowych warg. Lekko przymknięte oczy spoglądały rozmarzonym wzrokiem, przepełniając serce Jeana szmaragdowym uczuciem. Podekscytowanym, acz rozleniwionym podnieceniem.

Jaeger vs Kirschtein | jearen/erejeanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz