Eren westchnął głęboko. Podparł się na swojej kuli, spoglądając na wciąż niemal pustą salę gimnastyczną. Matka go podwiozła na zakończenie wyjątkowo wcześniej, bo musiała jeszcze coś gdzieś ogarnąć. Gdyby tylko chłopak ją słuchał, tak pewnie wiedziałby o co chodziło, ale właściwie miał to gdzieś. Gdy poczuł, że jego noga jest już w miarę rozruszona, postanowił usiąść na jednym z krzesełek na trybunach. Wyciągnął telefon i sprawdził godzinę, jednak nic poza tym. Czekał na swoich przyjaciół, jednak mając nadzieję, że nie będzie wśród nich Marco. Nie miał pojęcia, czy zdoła mu to wszystko wybaczyć. Chyba w ogóle nawet nie chciał tego robić. Był wyjątkowo mściwy. W końcu jednak odblokował urządzenie i włączył gierkę, w którą maniaczył ostatnimi dniami. W domu naprawdę momentami się nudził, a ciągłe pisanie do Jeana, nawet wtedy, kiedy ten był w szkole nie było rozwiązaniem na dłuższą metę. Nie chciał aż tak mocno zawracać mu głowy.
W końcu kątem oka dostrzegł nagle przysiadającą się do niego postać. Od razu zwrócił na nią wzrok, a pierwszym co mu się rzuciło w oczy była jasnobrązowa czupryna. Serce momentalnie zabiło mu szybciej, a usta rozjaśnił promienny uśmiech. Bez zastanowienia kliknął przycisk blokady telefonu, by następnie schować go do kieszeni.
— Cześć, Jean — przywitał się radosnym tonem. W innej sytuacji z pewnością rzuciłby mu się na szyję i go mocno pocałował, ale w końcu byli w szkole, a wokół nich byli inni uczniowie oraz kilkoro nauczycieli. — Jednak jesteś wcześniej — zauważył.
Naprawdę nie spodziewał się, że Kirschtein pojawi się wcześniej tylko dlatego, że Eren mu napisał, iż matka go właśnie przywiozła na to nieszczęsne zakończenie. Ale jak widać mylił się.
— Ale maślane oczy robisz — wytknął mu chłopak, przesuwając swoim piwnym spojrzeniem po jego twarzy. Oczywiście zatrzymał je na dłuższą chwilę na jego ustach, na co postanowił przygryźć swoją dolną wargę. — No jestem wcześniej. Miałbym cię skazać na siedzenie w tym gorącu samemu? Zresztą pisałeś, że matka ci odmawia kupowania energetyków, więc mam coś dla ciebie.
Po tych słowach sięgnął do swojego plecaka, który opierał się wdzięcznie o jego łydkę. Wyjął z niego kolorową, półlitrową puszkę, wciąż jeszcze zimną, najwidoczniej kupioną dosłownie przed momentem. Jaegerowi zaświeciły się oczy po tym, jak ujrzał ten napój. Miał ochotę wypuścić z siebie rozczulający się dźwięk, jednak się powstrzymał. Z przeogromną wdzięcznością odebrał podarowaną mu puszkę, zaraz ją otwierając. Upił kilka większych łyków, odchylając przy tym mocno głowę w tył. Lekkie bąbelki podrażniły jego gardło, jednak właśnie tego teraz potrzebował. W końcu się odkleił od energetyka, po czym poczęstował nim Jeana, jednak ten odmówił prostym uniesieniem dłoni.
— Nie chcę. Pij, odwodniony dzieciaku.
Eren prychnął lekko na te słowa, po czym zaczął się już nieco bardziej śmiać. Przez moment patrzył w te pełne głębi oczy, po czym jakby automatycznie ułożył głowę na ramieniu chłopaka. I miał całkowicie gdzieś to, że wokół były inne osoby. Niech myślą, co chcą. Koszula Jeana była dość śliska, ale naprawdę miło było się o nią opierać. Dodatkowo Kirchtein się mocno wyperfumował, ale ten zapach nie był mdlący. Pasował idealnie. Jaeger zamknął oczy, po czym głębiej odetchnął. Był zmęczony. Sam nie wiedział czym, ale w tym momencie zdecydowanie chciałby się zdrzemnąć.
— Siemanko!
Głos Springera przebił się przez jego nirwanę, a Eren ze złością rozchylił powieki. Tuż przed nimi stał Conny, uśmiechając się mocno w ich stronę. Nieco obok niego stał Levi ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach oraz swoim typowo chłodnym spojrzeniem. Przywitał się jedynie kiwnięciem głowy w stronę chłopaków.
CZYTASZ
Jaeger vs Kirschtein | jearen/erejean
FanfictionDwaj impulsywni, zdeterminowani chłopcy od zawsze ze sobą rywalizowali. A zazdrość wymieszana z ich wiecznymi kłótniami zdawała się nie wpływać dobrze na ich relację. Do czasu, kiedy ich cel stał się wspólny, a między nimi pojawił się specyficzny ro...