Rozdział 7: Diego

763 27 0
                                    

  Kiedy 20 lat temu szedłem do akademii policyjnej myślałem,  że będę pracował przy zabójstwach. To mnie naprawdę kręciło. Gdyby ktoś mi powiedział,  że będę się zajmował walką z przemytem narkotyków i nowojorską mafią nigdy bym w to nie uwierzył.

  Niestety,  tak wygląda moje życie. Od kilku lat starałem się rozwiązać sprawę mafii. Może nie była ona zła,  bo w wielu rzeczach pomagała władzom miasta,  ale mimo wszystko powodowała ciągłe zamieszki i strzelaniny. Bossowie pozostawali jednak nieuchwytni. Prowadzili na co dzień legalne firmy,  więc nie miałem na dowodów na inną działalność. Moja zawziętość nie pomagała. Koledzy wiele razy powtarzali mi żebym odpuścił,  bo nie mam nawet nazwisk,  ale ja wiedziałem,  że prędzej czy później popełnią jakiś błąd.

  W życiu osobistym też nie układało mi się za dobrze. Żona odeszła ode mnie kilka lat wcześniej z powodu mojego oddania pracy,  przynajmniej tak to tłumaczyła. Małe mieszkanie w centrum Manhattanu nie było szczytem moich marzeń,  dlatego też rzadko tam przebywałem. Częściej spędzałem czas na komisariacie,  czy na strzelnicy.

  W pewnym momencie uświadomiłem sobie,  że całe życie poświęciłem pracy i było już za późno na założenie rodziny.

  Jechałem właśnie do centrum skąd dostałem wezwanie od jakiejś kobiety,  kiedy mój telefon zadzwonił. James,  mój partner,  zmierzył mnie wzrokiem. Odebrałem niechętnie spodziewając się,  że to moja była,  ale myliłem się.

  – Diego,  stary,  co się z tobą dzieje? - usłyszałem głos jednego z moich kolegów.

  – Widzieliśmy się 15 minut temu,  mamy wezwanie. Jeśli dzwonisz poplotkować to od razu mówię,  że nie mam na to czasu. - wylałem z siebie słowa uważnie obserwując jezdnie.

  Bycie policjantem nie oznacza,  że można łamać prawo.

  – Przestań być taki sarkastyczny. Mam coś dla ciebie. Chodzi o tą twoją mafię... Czekaj.- słyszałem jak klnie pod nosem i chyba czegoś szuka. – Nasz informator twierdzi,  że jutro w południe w hotelu Plaza odbędzie się zebranie Cosa Nostry.

  – Jesteś pewny? Kto tak powiedział?

  – Przecież nie podam ci nazwiska. Jeśli ci zależy to możesz tam jechać. Informator wprowadzi cię jako swojego ochroniarza. Może wtedy czegoś się dowiesz. - zaproponował.

  – Dobra porozmawiamy jak wrócę,  teraz muszę uratować damę w opałach. - zaśmiałem się,  a on mi zawtórował i rozłączył się.

  Przez chwilę jechaliśmy w ciszy zbliżając się do domniemanego miejsca przestępstwa.

  – No to w końcu będziesz miał coś na tą twoją mafię. - zaśmiał się James.

  – Ta,  o ile znów nie spotykają się żeby pogadać o imprezach charytatywnych. - zauważyłem.

  Dwa lata temu kiedy myśleliśmy,  że przyłapiemy ich na jakimś przemycie oni organizowali jakiś event na dom dziecka. Wtedy mieliśmy dostać nazwiska,  ale wszystko się posypało. Oby tym razem było inaczej.

   Resztę drogi spędziliśmy w ciszy.

  Dojechaliśmy na miejsce,  a naszym oczom ukazała się staruszka trzymająca za ucho jakiegoś małolata. Na oko miał może jakieś piętnaście lat. Przed wyjściem z samochodu rzuciłem mojemu partnerowi znudzone spojrzenie. Takich wezwań mieliśmy na pęczki,  czasem trafiało się nawet po kilka dziennie.

  – Jej wnuk. Znalazła w jego pokoju woreczek z białym proszkiem,  a młody ściemnia,  że to mąka. - rzucił James, posyłając mi wyzywające spojrzenie.
 
  Pokręciłem głową.

Regina della mafia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz