- Rozdział 4 -

604 32 31
                                    

Brawo! _Nasiti_ wygrałaś konkurs!
Odpowiedziałaś dobrze na moje pytanie! ;))

III Rzesza.

————————

- Witaj Polen~ dobrze widzieć Cię całego po tylu latach.- wysyczał pogardliwie z delikatnym uśmiechem na twarzy, a mi zajęło chwile aby przetworzyć obraz tej osoby w mojej głowie.
- Rzesza..- wypowiedziałem z nutką nienawiści, jednak moje ręce zaczęły samoistnie się trząść co zauważył mój największy wróg ostatniej dekady.
- Przyszedłem po ciebie.- Chwycił mnie gwałtownie za ramię.
- W twoich kurwa snach! Nazisto!- Wyrwałem się z jego mocnego uścisku na moim nadgarstku po czym kopnąłem go w brzuch. Mężczyzna chwycił się w obolałe miejsce podnosząc podirytowany wzrok.
- nic się nie zmieniłeś, nadal jesteś tak samo uparty jak podczas wojny!- wysyczał po czym niespodziewanie rzucił się na mnie. Ponownie próbowałem się wyrwać, szarpiąc się z nim, jednak moje krzyki, walka z nim nie przyniosła żadnych rezultatów, a co najgorsze strasznie zmęczyłem się tą niekończąca szarpaniną, co dało mu znaczącą przewagę.
- Poddaj się w końcu ty pieprzona polska świnio! -
- Nigdy!- odpowiedziałem jak z automatu, kiedy nagle zauważyłem jak otacza nas jego wojsko.
- Cholera.- szepnąłem a wszyscy żołnierze wycelowali we mnie swoja broń. 
Przestałem się ruszać patrząc na nich pogardliwie. Rzesza wstał otrzepując swój czarny mundur z piasku. W tym czasie jego ludzie związali mnie podstawiając na równe nogi.
- Dlaczego..- odezwałem się nagle widząc jak jego twarzy pojawił się ten sam przerażający uśmiech który oglądałem codziennie podczas zimnej wojny wojny.
- Dlaczego? Ohh-  zaśmiał się nachylając się nade mną. - Ponieważ jesteś mi potrzebny~ - odpowiedział a po moim ciele przeszył nieprzyjemne ciarki. Wiedziałem że nie święci się nic dobrego, znowu wszystko się spieprzyło. Nie dosyć że miałem problem z Niemcem, to teraz jego „ zdechły „ ojciec z dupy wjebał mi się na dom.. życie jest do bani.
Nazista odwrócił się do mnie plecami wydając swoim ludziom rozkaz w języku ojczystym germana, który udało mi się zrozumieć, jednak tyle wieków germanizacji nie poszło na marne..
Wziąłem głęboki oddech myśląc o tym co ten drań chce mi zrobić i do czego jestem mu potrzeby? Ugh marnie to wygląda.

Powoli zagłębialiśmy się w ciemny las, ostatni raz odwróciłem się w stronę domu z wyraźnym żalem i ogromną tęsknotą. Coś mówiło mi że żegnamy się ze sobą na długo.. Westchnąłem i spuściłem głowę w dół. Życie od zawsze mnie ruchało, tak naprawdę od początku kiedy się urodziłem. Chyba powinienem przyzwyczaić się do życia w którym przeważa tylko ciągła walka o przetrwanie w niekończącym się bólu i cierpieniu..
Nagle za sobą usłyszałem jakieś krzyki, zauważyłem jak ktoś wybiega z domu ściskając w rękach solidny karabin.
- idiota.- szepnąłem przerażony widząc jak madziar celuje swoja bronią w jednego z żołnierzy.
- zostawcie go w tym momencie, już! - zagroził a cała reszta skupiała się na nim również wymierzając w niego swoje narzędzia walki.
- Ohh kogo my tu mamy! Ungarn! Przyjacielu!- zaśmiał się podchodząc do zdeterminowanego chłopaka który ani na sekundę nie opuścił broni.
- Nie waż się nawet nazywać mnie swoim przyjacielem. - warknął na co uśmiech niemca poszerzył się jeszcze bardziej.
Jeden z żołnierzy nagle przystawił mu spluwę do głowy jednak on nawet nie wzruszony nie odrywał wzroku od Rzeszy.
- Węgry! Proszę cię! - jęknąłem z delikatnym przerażeniem widząc w jakim niebezpieczeństwie znajduje się teraz mój przyjaciel.
- Powtórzę to ostatni raz. Zostawcie go w spokoju, bo was wszystkich pozabijam. - odezwał się odchodząc ostrożnie do oprawcy.
- Nie bądź śmieszny.- rozłożył ręce.- nawet nie zdążysz we mnie strzelić, a zginiesz.- posłał mu pogardliwe spojrzenie dając mu do zrozumienia że właśnie któryś z jego ludzi nadal nie odrywa spluwy od jego głowy.  

- ᴘᴀɴ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ɪ śᴍɪᴇʀᴄɪ - { ZAWIESZONE } Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz