- Rozdział 14 -

320 29 3
                                    


Właśnie siedziałem w kuchni robiąc śniadanie.
Nigdy zbytnio nie umiałem gotować ale dzisiaj odważyłem się zrobić naleśniki i nie spalić przy tym kuchni.
Nie no..tylko kilka razy mi się zdarzyło..
Emm..pomijając to,właśnie skończyłem nakładać ostatniego na talerz..
Wziąłem swoją porcje i usiadłem przy stole..
Jadłem sobie spokojnie tak te naleśniki aż nie przerwały mi tego jakieś zimne ręce na moim karku..
Wzdrygnąłem się krztusząc nie przełkniętym jedzeniem..
P:W-Węgry!? kurwa pogieło?!-warknąłem klepając się po klatce piersiowej..
W:Może trochę?-powstrzymywał się od śmiania się niższy.
Westchnąłem.
P:Ogarnij się i daj mi spokój..-dodałem kontynołując jedzenie śniadania..
W:...a dla mnie masz coś do jedzenia..-zapytał z nadzieja spoglądając na moją porcje..
P:A jak myślisz? Oczywiście że nie.-przyznałem zdenerwowany jego obecnością..
P:Lepiej zjedz mi z oczu i nie prowokuj mnie bo następnym razem nie będę taki miły i potulny w stosunku do ciebie..-dodałem groźnie a Węgier staną na przeciwko mnie i tylko wpatrywał się we mnie jak sroka w gnot..(xD)
P:Coś nie tak?-oderwałem się od jedzenia patrząc na niego podirytowany..
W:To jest...smutne..wiesz?-powiedział przygnębiony..
P:Tak się zdaje że nie wiem.. .-wymusiłem uśmiech i odszedłem, odłożyłem talerz do zlewu i poszedłem do swojego pokoju..
W:Chcesz się przejść na spacer?-zapytał a ja spojrzałem na niego jak na debila..
P:Tak kurwa już lece!-odpowiedziałem żartobliwie i poszedłem do swojego pokoju śmiejąc się w głos..

***

Minęło już pare godzin..ja siedziałem przy biurku i coś czytałem kiedy nagle ponownie ktoś zapukał do drzwi..Lecz zamiast suchego „mogę wejść" pod drzwiami przeleciała mała karteczka...Zaciekawiony podszedłem do papieru i podniosłem..
Na karteczce ku mojemu zdziwieniu nic nie było napisane..

P:NIEZŁY PRABK DEBILU-wrzasnąłem tak głośno aby Węgier to usłyszał..ale doczekałem się odpowiedzi..
Nagle koło mojej głowy przeleciała cegła..
P:co kurwa?..-zapytałem zaskoczony i zajrzałem za siebie..
Oczywiście okno rozwalone..moja głowa prawie też..uff..prawie..

Zdenerwowany podeszłem do wybitego okna i zajrzałem za nie rozglądając się za sprawcą tego debila co wybił mi okno ceglą..
Nikogo nie spostrzegłem..
P:no ja pierdole moje okno..-powiedziałem podirytowany..
Nagle zauważyłem pewien szczegół którego wcześniej nie zauważyłem..
Mam tu namyśli tą cegłe..była na niej jakaś taśma?
Podszedłem do tego i odwróciłem na drugą strone..ku mojemu zdziwieniu była tam jakaś wiadomośc..

-Jeżeli to czytasz to masz szczęście że żyjesz..heh..ale nie na długo..miej się na baczności nie jesteś tutaj sam~

-X

Po przeczytaniu tego przewróciłem oczami...Pewnie jakaś dzieciarnia robi se jaja..Nie będę się nad tym rozdrabniał..

Wziąłem cegłę i powrotem wywaliłem przez okno (xD)
Pozbierałem szkło i zabezpieczyłem czymś to okno..
Po chwili wyszedłem z pokoju udając się do salonu...
Usiadłem zmęczony na kanapie i zasnąłem..

***

Po kilku godzinach snu w końcu się obudziłem..
Otworzyłem delikatnie oczy...Lecz po chwili moje powieki się rozszerzyły trochę mocniej..w pewnym momencie poczułem że ktoś stoi za moją głową...
Lekko ją podniosłem i spojrzałem za siebie..
P:Ja pierdole!-wzdrygnąłem się prawie dostając zawału..
P:Kurwa czy ciebie do końca pojebało?!-wrzasnąłem na chłopaka z wręcz wiszącym nade mną z nożem kuchennym w dłoni.. Miał na sobie lekki uśmiech, przez chwile milczał ale wrońcu raczył się odezwać..

W:No co? Chciałem zrobić nam coś do jedzenia~
Wypowiedział z lekkim uśmiechem i wyciągnął zza pleców opakowanie pierogów.
P:emmm..ok?-przyznałem zdziwiony na co ten lekko przechylił głowę na bok..
Jego uśmiech się powiększył..
P:Możesz mi kurwa powiedzieć czego się tak szczerzysz?-zapytałem chłopaka przede mną..
Ten nie reagował na moje słowa..Tylko patrzył się w dal..
Nagle ręka w której trzymał ostrze lekko zadrżała i podniosła się na wysokości opakowania..
Wstałem nie zainteresowany tym co robi i po prostu go wyminąłem udając się do kuchni..

Kiedy już tam byłem usłyszałem z salonu dziwne szemroty..
Zajrzałem ukradkiem co tam się dzieje..
Węgry nadal trzymał te opakowanie tylko że cały czas dziurawiąc je tym przeklętym nożem..Nie patrzył się na to..raczej cały czas wpatrywał się w dal..
Z psychopatycznym uśmiechem który nie znikał mu z twarzy...
Lekko odwrócił głowę w moją strone...
Wtedy mogłem dostrzec łzy spływające bezwładnie po jego policzkach..

Zdziwiłem się i nadal wpatrywałem się w to co się tam dzieje..On najwidoczniej mnie nie nie widział..
Nagle przestał i rzucił gdzieś przedmiotem..
Wytarł łzy i udał się w moim kierunku...
Ja natomiast szybko zacząłem udawać że coś robię..
Nagle niespodziewanie poczułem czyjeś dłonie na moich ramionach..
P:Puść mnie..-wysyczałem wpatrując się smutno w podziurawione opakowanie pierogów..moje kochane pierogi ;<
W:Co robisz~Zapytał jakby nigdy nic..
P:Powiedziałem ci coś? Zostaw mnie..
W:Ale ja nie chcę tego zrobić...~
Powiedział szorstkim głosem..Odwróciłem się do niego głową..
Jego źrenice stały się mniejsze a oczy bardziej rozwarte patrzące znowu w tą pieprzoną dal...twarz miał spokojną..

P:Co ci odwala? Zachowujesz się jak-przerwał mi
W:Jak ty?-powiedział teraz już normalnie spoglądając na mnie...
P:yyy..co?
W:....
P:Ciebie na prawdę pogrzało.-powiedziałem przewracając oczami i kontynuując to co robiłem przed chwilą..On jednak cały czas trzymał moje ramiona coraz mocniej je ściskając..Jego ręce zaczęły się nie pohamowanie trząść..lecz nie był to strach..sam nie wiem co to było...parkinson może?
Chłopak nabierał łapczywie powietrza ale nic nie mówił..
P:Eh..ogarnij się..-powiedziałem podirytowany jego zachowaniem...
Na to on jeszcze bardziej zacisnął pięści na moich ramionach co aż przez momenty zaczynało boleć..
Na to odepchnąłem go od siebie na co on upadł na podłogę..
Ze złością na twarzy odwróciłem się w jego stronę..
P:Co..ty..sobie..wyobrażasz?!-krzyknąłem na niego..
P: W ogóle to co się z tobą dziej??-zapytałem z podwyższonym głosem w stronę niższego..
W:....
P:Ughh! Zejdź mi z oczu, Węgry!-wydarłem się ba niego podnosząc ręce z bezsilności..
On mnie posłuchał, wstał i odszedł...
Jezu to było dziwne...

/Tydzień później/

Słowacja i Czechy przyjechali trochę wcześniej niż zapowiadali..
Właśnie teraz weszli do domu ze swoimi małymi walizkami..

S:Cześć Polska!-przywitał się ze mną Słowacja ściskając na powitanie..
Nie Odwzajemniłem.
P:Hej..tak w ogóle to gdzie byliście?
S:A...nie ważne..to była taka mała wycieczka w nasze strony...-przyznał się zmieszany drapiąc się po głowie..
P:Aha?-powiedziałem a po moich słowach do domu wbił Czechy..
Cz:SIEMA GOŁĄBECZKI!!! -krzyknął z walizką pod pachą.
P:Co...
Cz:co..co? Jesteście razem?
P:O kim ty gadasz?..-pytałem wciąż nie wiedząc oco chodzi..Ten zwrócił się do Słowacji i szepnął coś na ucho..

S:Em..Chodzi nam o ciebie i Węgra..
Ruchaliście się jak nas nie było? Zgaduje że ty byłeś ba górze.-powiedział z dziwnym uśmieszkiem..
Cz:SŁOWACJA!-szturchnął go w ramie..
Cz:e-ehmm..jemu chodziło o to czy jesteście razem..?-zapytał zmieszany

P:Emmmmmm....nie, nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy..Nie, nie ruchałem się z nim i nigdy tego nie będę robił.-odpowiedziałem zmieszany za bardzo nie wiedząc co gadam..

Oni na to cicho się zaśmiali..Spojrzałem na nich jak na idiotów i już tylko milczałem..

S:Oj Polska~ Nigdy nie mów Nigdy~

———————————————

Boże czemu to jest takie zjebane??
XD
1177 słów..

- ᴘᴀɴ ᴢ̇ʏᴄɪᴀ ɪ śᴍɪᴇʀᴄɪ - { ZAWIESZONE } Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz