36.

568 41 2
                                    

Minęły cztery miesiące, odkąd Jungkook wyjechał. Minęły cztery miesiące, odkąd zupełnie straciliśmy kontakt. Ani razu do mnie nie napisał, ani razu nie zadzwonił. Ani razu nie dostałem od niego żadnej wiadomości. Nie ważne ile smsów napisałem i nie ważne ile razy dzwoniłem. Ani razu nie dostałem odpowiedzi.
Był maj. Codziennie na nowo przypominałem sobie dzień, w którym widziałem Jungkooka po raz ostatni. Widocznie nie interesowało go to, że płakałem, tęskniłem i nie dawałem już rady. Naprawdę nic dla niego nie znaczyła nasza przyjaźń? Ani ja?

-Jimin, zjesz jabłecznik? -Zapytał Yoongi zmartwiony, podsuwając mi talerz pod nos.

-Nie jestem głodny. -Odparłem, odsuwając od siebie kawałek ciasta.

-Jimin, ciągle to słyszymy od kilku miesięcy. Wiesz, jak ty wyglądasz? -Zagadnął Jin, a w jego oczach widziałem narastający strach.

Miesiąc po odejściu Jungkooka, Yoongi i mama zgodzili się, żebym "chwilowo" zamieszkał u miętowowłosego. Nie mogłem słuchać ciągłego marudzenia mamy o tym ile schudłem, a tym bardziej nie mogłem patrzeć na swój pokój, w którym tyle czasu spędziłem z Kookiem. Jego wspomnienie było we mnie wciąż żywe. Nie potrafiłem bez niego normalnie żyć.

-Wyglądam normalnie. -Odrzekłem wiedząc, że nawet w jednym procencie nie jest to prawda.

Wyglądałem okropnie. Wszystkie ubrania, które kiedyś lubiłem najbardziej i wyglądały na mnie idealnie, teraz wisiały na mnie jak na wieszaku. Zdarzyło mi się parę razy zemdleć z osłabienia, bo mogłem nie jeść przez kilka dni. Wszyscy martwili się moim fatalnym stanem, ale dla mnie wszystko straciło sens cztery miesiące temu. Odkąd nie było przy mnie Jungkooka, robienie czegokolwiek sprawiało mi trudność. Ograniczyłem się do absolutnego minimum.

-A pójdziesz jutro z nami do szkoły? -Zapytał Min, chcąc pewnie przygotować się psychicznie na ewentualność mojego zemdlenia w trakcie drogi.

-Nie wiem jeszcze. -Wzruszyłem ramionami, nakrywając się kocem pod samą szyję.

Na zewnątrz było gorąco i w domu przyjaciela podobno też, ale ja odczuwałem ciągły chłód. Byłem grubo ubrany, a wciąż było mi zimno. Przyzwyczaiłem się już, ale i tak było to niekomfortowe.

-Kiedy się z tym pogodzisz? Kiedy będziesz normalny? -Dociekał Seokjin, bo pewnie nie mógł już znieść takiego stanu rzeczy. Ja też już nie mogłem.

Nie odezwałem się na to. Odwróciłem lekko głowę, a chłopcy tylko cicho westchnęli. Przywykli do mojego dziwnego zachowania.
Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
                        
                                *****
-Dzień dobry. -Uśmiechnąłem się wymuszenie do przemiłej staruszki.

-O mój Boże... -Przyłożyła dłoń do ust, otwierając szeroko oczy. -Dziecko, co ci się stało? Jesteś chory? -Dopytywała z zszokowanym wyrazem twarzy.

Babcia Jungkooka nie zmieniła się ani trochę. Wciąż miała miły głos i wygląd. Chyba dobrze się trzymała po wyjeździe Jungkooka. W przeciwieństwie do mnie. Trudno było mi tu przyjść ze względu na mój stan i wspomnienia związane z tym miejscem, ale dziś postanowiłem cofnąć się w czasie do najlepszych chwil mojego życia. Do tych spędzonych z Jungkookiem.

-To nie choroba. To tęsknota. -Wyjaśniłem szybko, wprawiając babcię Kooka w osłupienie.

-To przez niego? -Domyśliła się prędko, łamiącym się głosem.

Aż żal było patrzeć na nią tak sfrasowaną, więc musiałem przejść do sedna sprawy.

-Jeśli to czyjaś wina, to wyłącznie moja. Mogłem walczyć, kiedy miałem siłę. Teraz nic mi nie zostało. -Zaśmiałem się gorzko do własnej głupoty. -Wie pani, ja wolałem się obrażać, niż starać się zapobiec niektórym wydarzeniom. -Dodałem ciszej, nie chcąc zaraz się rozkleić. Na to jeszcze miała przyjść właściwa pora. -Mogłaby pani wysłać to na adres Jungkooka z tego adresu? -Zagadnąłem żywo, wręczając jej zaklejoną i nie podpisaną kopertę. -Pojechałem do niego kilka razy, ale podobno nigdy go nie było. Listów pewnie też nie odczytał. -Stwierdziłem bez emocji, przyglądając się posmutniałej staruszce.

Don't leave me //JiKook [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz