19.

568 31 3
                                    

-Jimin, ej, Jimin -Do moich uszu dochodził przyćmiony dźwięk, który z każdą chwilą stawał się co raz lepiej słyszalny. -Jimin? Jimiiin. -Czemu ktoś cały czas powtarzał moje imię?

Otworzyłem z wysiłkiem oczy i w miarę możliwości rozejrzałem się dookoła. Tylko... Czemu tu było tak ciemno? Świat po prawej, po lewej i przede mną spowijał  mrok. A może to mi się coś pomieszało? Jakby zza mnie wypływał cienki i jedyny strumień światła, nieznanego dla mnie pochodzenia.

-Jimin! -Wrzasnął nagle rozemocjonowany, znajomy głos. -Słyszysz mnie? -Pytał przestraszony.

Zwróciłem swoje oczy w jego kierunku. Był to chłopak o różowych, poczochranych włosach; czarnych jak noc oczach, w których dało się dostrzec dziwne iskierki; pulchnej ale wręcz idealnej twarzy i jeszcze do pewnego momentu pełnych, malinowych ustach. Teraz te same usta były mocno popękane, a w ich rogach znajdowała się zaschnięta już krew. Podobnie wyglądała całość jego buzi. Na jednym policzku miał liczne, przekrwione zadrapania, a na drugim jedną, dużą ranę. Czy.. to przeze mnie?

-Jungkook.. -Westchnąłem, uśmiechając się z trudem.

Chłopak zrobił to samo co ja, a po chwili poczułem na swojej dłoni tą jego. Patrzył na mnie z troską, nie przestając się uśmiechać.

-Jak się czujesz? -Zapytał unosząc przy tym brwi, co było bardzo w jego stylu.

-No wiesz, bywało lepiej. -Odrzekłem słabo, przymykając lekko powieki.

Chłodne i orzeźwiające powietrze sprawiało, że wspomnienia zaczynały powracać do mnie w szybkim tempie, przez co narastała we mnie panika.

-Gdzie my jesteśmy? -Zapytałem wystraszony, bo moje serce gwałtownie przyspieszyło na myśl, że wcześniejsza akcja mogłaby się powtórzyć.

-W jakiejś starej stodole. -Stwierdził Jungkook, oglądając się za siebie.

-C.. co? -Zająknąłem się, podnosząc się do siadu, najwolniej jak się tylko da.

-Uważaj -Kook złapał mnie za łokieć, pomagając normalnie usiąść.

Patrzyłem na niego ze zdziwieniem, bo takie zachowanie było dla mnie nowością zwłaszcza, że przecież nic takiego mi się nie stało. Chyba..
Oparłem się o coś twardego i dopiero teraz naprawdę mogłem zobaczyć gdzie się znajdowaliśmy. Czarne, drewniane ściany; podłoga wyłożona słomą. Przed nami stały wielkie, białe worki, po brzegi czymś wypchane. W lewym rogu ktoś postawił zardzewiały, stary rower z jedną przebitą oponą. Pewnie stał tam bardzo długo.W dodatku unosił się tu dziwny zapach stęchlizny. Jakby pod warstwą słomy leżał zdechły od tygodnia kot.

-Ale czemu my tu jesteśmy? -Zamrugałem kilkukrotnie. -Nie byliśmy tam obok dębu? -Zastanowiłem się, niewiele rozumiejąc.

Od krótkiej chwili czułem też bolesne kłócie nad okiem.

-No tak. Tylko, że po tym jak zemdlałeś, ja musiałem dokończyć z Namjoonem. -Stwierdził Jungkook, wyraźnie się spinając.

-Przeniosłeś mnie tu? Tamci nie poszli za tobą? -Ughh miałem tyle pytań do zadania.

-Nie poszli, bo kiedy biłem się z Kimem, to chyba jebnął o jakiś kamień i też zemdlał, no a Hoseok wtedy jeszcze nie odzyskał przytomności. -Wyjaśnił niechętnie, obrywając cały czas skórki od paznokci.

-Co?! -Niemal krzyknąłem zszokowany. -A co jeśli ich zabiłeś? -Teraz to poważnie się przestraszyłem.

Co jeśli w wieku zaledwie siedemnastu lat zostaniemy skazani za morderstwo?! Co jeśli Kook ich nie zabił, ale oni pójdą na policję i zgłoszą pobicie? Co my wtedy zrobimy?
Patrzyłem na chłopaka wielkimi oczami, bo nie miałem pojęcia, co teraz będzie. On także mi się przyglądał, jednak był bardziej zdenerwowany, niż jakby miał się czegokolwiek bać.

Don't leave me //JiKook [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz