Rozdział 17

2.3K 160 33
                                    

Wybiegła zza budynku i zarzuciła Jo-jo na jeden z kominów, już po chwili szybując w górę. Słyszał już, że zło nigdy nie śpi, ale to była już przesada. Niedługo zegary miały pokazać północ, a tym czasem, gdzieś na ulicach Paryża pojawił się nowy złoczyńca. Dostrzegła, przyczynę zamieszania na Moście Miłości. Czarny Kot był już na miejscu. Skierowała się w ich stronę. Gdy złoczyńca ją dostrzegł, klasnął w dłonie a mocny podmuch wiatru wyrzucił jej partnera prosto w nią. Przez chwilę oboje lecieli prosto do rzeki. Chłopak z pomocą kici kija zaczepił się o konstrukcję mostu. Marinette z początku zaskoczona tym co się stało, za późno wyrzuciła Jo-jo. Kot jednak w porę wyciągnął rękę i zdążył ją złapać. Owinął rękę wokół jej talii i przyciągnął jej plecy do siebie. Szybko odetchnęła patrząc na wodę pod nogami. 

— Schowaj kij i mocno się mnie trzymaj.

— Pamiętaj, że koty nie przepadają za wodą. — Zaśmiał się i posłusznie wykonał polecenie, obejmując ją drugą ręką.

Polecieli w dół. Obróciła ich tak by mogła zobaczyć most. Zarzuciła swoją broń na barierki i mocnym szarpnięciem wyrzuciła ich w górę. Wylądowali na lekko ugiętych nogach, na moście. Złoczyńca siedział z założoną nogą na nogę. Wyglądała na kobietę. Była wysoka i smukła, a jej postać wyglądała jakby płomień. Jej twarz była biała, usta czerwone, a oczy przypominały czarne otchłanie. Gdy zobaczyła bohaterów, uśmiechnęła się z wyższością i powoli wstała z ławki. Zastygli w bezruchu czekając na jej następny ruch. Zaśmiała się i wyciągnęła rękę przed siebie. Z jej dłoni wystrzelił płomień. Szybko odskoczyli na boki, jednak ogień zdążył osmalić sporą część włosów dziewczyny. Zaklęła cicho pod nosem, czując smród przypalonych włosów.

— Powinnaś raczej podziękować, ta twoja fryzura i tak była porażką,

— Jedyną porażką, okaże się twoja próba odebrania nam miracullum.

— Pokaż na co cię stać Biedronko. — Postać kobiety wyglądała jakby przeszedł przez nią dreszcz.

Uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła ręce na boki, zachęcając dziewczynę do ataku.

— Czuję się nieco pominięty. — Kot podparł się na kiju. — Mam tylko stać i patrzeć?

— Oh wybacz, uznałam, że Czarny Kot nie jest tak ważny jak Biedronka. — Skrzyżowała ręce na piersi. — W końcu to tylko pomocnik.

— Pomocnik? — Otworzył szeroko oczy.

— Nie słuchaj jej kocie, próbuje tobą manipulować.

— Widzisz? Same rozkazy. — Zaśmiała się.

— Dosyć tego! — Zacisnęła pięści i wyrzuciła jo-jo w górę. — Szczęśliwy traf!

W jej dłoniach wylądowała butelka wody. Świetnie. Rozejrzała się wokół. Czarny Kot zajął się złoczyńcą. Walczyła naprawdę nieźle. Coś było w niej... innego. Wydawało się, że to ona pociągała za sznurki. Jakby Władca Ciem jej nie kontrolował, a dał wolną wolę. Jakby sama decydowała czego chce. Gdy chłopak próbował ją uderzyć, uchyliła się, złapała dłonią za jego włosy i cały impet uderzenia skierowała na barierki, o które uderzył głową. Osunął się  na deski i złapał za obolałe czoło. Wplotła dłoń w jego włosy i ponowiła uderzenie. Marinette zarzuciła jo-jo na jej nadgarstek i pociągnęła mocno by nie mogła ponowić ataku. Ona jednak tylko się zaśmiała i zaczepiła linkę pod łokciem, by następnie mocno pociągnąć. Dziewczyna wylądował na brzuchu tuż pod jej nogami.

— Masz zamiar pokonać mnie tym? — Spytała ironicznie i wyciągnęła dłoń po butelkę, która wypadła z rąk dziewczyny. 

Jednak, gdy tylko ją podniosła, plastik roztopił się w jej dłoni. Woda, która zalała jej rękę  ugasiła płomień, ukazując jej ciało pod powłoką, równie blade jak twarz. Płomień jednak szybko wrócił na swoje miejsce, a kobieta syknęła z bólu.  Biedronka powoli się podniosła i uśmiechnęła z wyższością.

— Nie. Pokona cię własna głupota. — Oplątała jo-jo wokół niej, przytwierdzając jej ręce do tułowia mocno ściskając żyłkę. 

Wzięła rozbieg i zeskoczyła z mostu ciągnąc kobietę za sobą. Gdy znalazły się w wodzie otworzyła oczy i z trudem dostrzegła ugaszoną postać. Przyciągnęła ją do siebie. Z pomocą jo-jo podświetliła jej sylwetkę. Jedyną rzeczą, która nie pasowała do białej powłoki była czarna bransoletka. Zdjęła ją z nadgarstka kobiety i poluzowała jo-jo. Objęła ją i wyciągnęła je obie z wody. Na szczęści, już nie zapłonęła. Oparła ją o ławkę i podeszła do Czarnego Kota, który podniósł się z ziemi, trzymając za głowę. Spojrzał na nieprzytomnego złoczyńcę i uśmiechnął się.

— Może naprawdę jestem tylko pomocnikiem.

— Widać uderzenia namieszały ci w głowie... W porządku?

— Wyliżę się.  — Uśmiechnął się ciepło, patrząc jej w oczy. — W razie czego, mam jeszcze kilka żyć w zapasie.

— Może uda mi się to naprawić. 

Podeszła do resztek butelki i złapała za pozostały fragment z korkiem. Rozdeptała bransoletkę  i złapała akumę. Wyrzuciła resztę szczęśliwego trafu w powietrze, wypowiadając zaklęcie. Niestety, obrażenia odniesione w walce, nie zawsze mogą zostać wyleczone. Jej włosy wróciły do normy, jednak siniak rosnący na boku czoła u Kota pozostał na miejscu.

— Wybacz.

— Hej, jest w porządku.

Ich uwagę zwróciło ciche stęknięcie. Odwrócili głowę w stronę kobiety. Marinette szybko do niej podeszła i chciała pomóc wstać. Coś jednak było nie tak. Kobieta, ubrana cała na czarno, miała twarz zasłoniętą kominiarką. Wyciągnęła dłoń by ściągnąć ją z jej twarzy, jednak ona gwałtownie złapała za jej nadgarstek. Zza pleców wyciągnęła nóż, którym zraniła zaskoczoną dziewczynę w brzuch. Odepchnęła ją i wstała. Zaśmiała się, a po chwili obok jej twarzy pojawiło się kwami... pawia! Sekundę później stała przed nimi Mayura. Zaskoczeni bohaterowie spojrzeli na siebie. Mayura  zaczęła uciekać. Biedronka próbowała za nią biec, Czarny Kot zrobił to samo. Zatrzymał się jednak, gdy usłyszał huk. Dotarło do niego co się stało. Odwrócił głowę i zobaczył, że dziewczyna upadła na kolana, kurczowo trzymając się za lewy bok. Wyciągnęła dłoń w jego stronę.

— Nie pozwól jej uciec! — Wykrzyczała z trudem i opadła na nogi.

Zrobiło jej się niedobrze. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Spanikowana zaczęła łapczywie łapać tlen. 

— Już spokojnie. — Usłyszała głos przyjaciela. — To atak paniki, poradzimy sobie, tylko uspokój oddech.

Może by go posłuchała, gdyby nie fakt, że usłyszała jak kolczyki dają o sobie znać. Jej tożsamość, nie może się dowiedzieć! Z trudem wstała i chciała odejść choć przed oczami majaczyły jej ciemne plamy. 

— Dam sobie radę, zostaw mnie, nie możesz...

— Biedronko,  musisz mi zaufać.

— Dam radę. — Powiedziała, zachwiała się, po czym poleciała do tyłu tracąc przytomność. 

Wpadła prosto w jego ramiona. Przytrzymał ją i szybko zabrał ich z mostu. Wziął ją na ręce i  skacząc po dachach skierował się po pomoc. Kolczyki dały ostatni symbol. Okaże się czy miał rację. Nie chciał się dowiedzieć, no może chciał. Ale na litość boską! Nie w taki sposób. Teraz jednak liczyło się tylko to, by nic jej się nie stało.

Dziewczyna z Piekarni ~ Miraculous LadybugOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz