– Ido Pyk, co to miało znaczyć, ja się pytam? – wyrzuciła ręce w powietrze blondynka, nim jej przyjaciółka zdążyła coś powiedzieć. – Zapraszasz sobie jakiegoś obcego człowieka do naszego wspólnego mieszkania!
– Wariujesz, Nastka – stwierdziła spokojnie rudowłosa. – Przecież to nasz sąsiad, więc wypadałoby się poznać. Co zrobisz, jak zabraknie ci jajek do ciasta? Nie, nie pójdziesz do sklepu, tylko do sąsiada.
– Mogę poprosić panią Wandę z góry – burknęła niewyraźnie. Pani Wanda była uroczą staruszką, która codziennie zapraszała swoje koleżanki na herbatę i ploteczki.
– Co ty się tak go boisz? Rozumiem, ubiera się na czarno, ale to wcale nie jest znak, że jest płatnym mordercą.
W tej właśnie chwili do stojącej przed otwartą lodówką Anastazji dotarło coś bardzo ważnego i niezrozumiałego. To był zwyczajny człowiek, mieszkający za przeciwnymi drzwiami, a ona uciekała od niego jak od ognia.
Może było jej po prostu wstyd za nocne przedstawienie, w którym z własnej, nieprzymuszonej woli zgodziła się wystąpić? Może po prostu chłopak o mlecznej skórze ją onieśmielał? Sama nie potrafiła tego określić. Nie myślcie sobie tylko, że Anastazja Bielanecka była zakochana w chłopaku, którego znała tydzień. Dla dziewczyny uczucie, jakim jest miłość, było bardzo ważne i nie rozdawała go byle jakim kandydatom, a w szczególności tym, których nawet nie znała.
***
Był piątek, a Anastazja już po kilku dniach chodzenia na uniwersytet znała drogę prawie na pamięć. W końcu chodziła tam codziennie. Często październikowe popołudnia spędzała na gorącej czekoladzie z Krystianem, którego polubiła.
Ida mówiła z rana coś, że zostaje na noc u swojego chłopaka Zygmunta. Chciała wyciągnąć blondynkę na jakąś szaloną imprezę, ale ta wolała inaczej spędzić piątkowy wieczór. Anastazja już planowała sobie w głowie, co zje i jaką książkę przeczyta. Nie wiedziała, że jej dzisiejsze plany pokrzyżuje pewien incydent.
Natchniona klimatem weekendu wstąpiła do kwiaciarni, aby podarować mieszkaniu numer czternaście mały prezent. Kupiła niewielki bukiet kwiatów i wazon, ponieważ w swoim domowym zaopatrzeniu takowego nie posiadała.
Powoli się ściemniało. Wszystkie jesienne miesiące, tak samo jak i te zimowe, były bardzo zmęczone swoją pracą, dlatego tak szybko gasiły światło i kładły się spać.
Otworzyła drzwi mieszkania, zarzucając z rąk torbę i biegnąc do kuchni, aby wstawić kwiaty do wody.
Październikowe niebo wyglądało, jakby ktoś położył na nie watę cukrową i wylał przez przypadek sok pomarańczowy. Różowy mieszał się z pomarańczowymi rumieńcami słońca, które zawstydzone chowało się za horyzont.
Gdyby tylko Anastazja miała balkon. Ach, gdyby tylko go miała, siedziałaby tam w każdej wolnej sekundzie, a w takie cudowne wieczory jak dzisiejszy nikt nie zdołałby jej stamtąd wyciągnąć. Czy to nie cudowne, że istnieją wieczory i balkony?
Jej zachwycanie się zachodem słońca przerwał dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć, chociaż przez chwilę w jej głowie gościł pomysł udawania, że nikogo nie było w domu. Spoglądnęła przez wizjer i jej obawy, czy otworzyć dzrzwi, nasiliły się jeszcze bardziej. Po drugiej stronie stał nikt inny, jak Hiacynt Czerwinski. Anastazja w końcu postanowiła otworzyć, tłumacząc sobie, że może chłopak potrzebuje pomocy.
![](https://img.wattpad.com/cover/218991092-288-k580741.jpg)
CZYTASZ
Muzykanci z drugiego piętra
General FictionAnastazja jest miłośniczką teatru, morza i eleganckich spódnic. Może to właśnie dlatego wyjechała na studia do Gdańska? Aby słyszeć szum fal i... no właśnie, dźwięki gitary nocą, ale to już nie na własne życzenie. Mieszkanie w kamienicy oznacza nowy...