Promienie słoneczne zaglądały przez okno do mieszkania numer piętnaście. Była ósma, a czarnowłosy chłopak stał nad łóżkiem, w którym leżała Anastazji, zastanawiając się, czy powinien ją obudzić. Co prawda zajęcia dziewczyny zaczynały się o dziewiątej trzydzieści, bo biegnąca na uczelnię Ida, wpadła, aby skontrolować sytuację i zostawić klucze. Chłopak nie wiedział jaki przebieg będzie miał poranek, dlatego postanowił obudzić dziewczynę wcześniej. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią. Cały obolały po nocnym spaniu na ziemi, sączył powoli kawę, pozwalając, aby ta przegoniła, choć na chwilę zmęczenie z jego twarzy. Stał tak już dobre pięć minut, patrząc na złociste fale dziewczyny, która spała z rozdziawioną buzią. Bawił go nieco ten widok, bo niecodziennie widywał sąsiadkę w porannym nieporządku. Całą noc dziewczyna spała w poprzek materaca, nogi jej zwisały, plącząc się nad podłogą, bez kapci, które nie wiadomo kiedy spadły. Nieco rozmazany tusz, którego dziewczyna nie zmyła wczoraj, tańczył na jej twarzy. Tamtej nocy Hiacynt nakrył ją dodatkowo kocem, który miał służyć za jego prześcieradło, ale widząc bose stopy dziewczyny zwisające z łóżka, po prostu nie mógł jej nie nakryć. Jemu samemu został jedynie cienki dywan, poduszka, którą wyciągnął spod pościeli i koc. Początkowo zastanawiał się jeszcze, czy może nie przenieść się do kuchni, ale stwierdził, że zimna posadzka nie brzmi zbyt zachęcająco. Później wpadł mu jeszcze do głowy pomysł, aby spać w wannie, jak to robią w filmach, ale po chwili przypomniał sobie, że nie posiada wanny.
Odstawił kubek z kawą na najbliższą szafkę, poprawił na nosie czarne okulary, które nosił jedynie po domu i do czytania, i ostrożnie dotknął ramienia Anastazji.
– Ja... – odchrząknął. – Powinnaś wstać? – bardziej zapytał, niż stwierdził.
– Dobra, Ida już wsta... Daj mi jeszcze chwilkę – wymamrotała Anastazja, nakrywając się kocem na głowę. – Jakoś trochę boli mnie głowa. O której wróciłyśmy? – Spod koca wydostał się zduszony głos niezbyt rozbudzonej jeszcze dziewczyny.
Hiacynt nie myśląc wiele, poszedł do kuchni, aby poszukać jakichś tabletek przeciwbólowych. Wrócił po chwili i ponownie dotknął ukrytej pod kocem ręki dziewczyny. Zdawało mu się przynajmniej, że była to ręka.
– Może nie robię pobudki tak dobrze, jak Ida, ale mam tabletki przeciwbólowe, mówiłaś, że boli cię głowa, to przyniosłem i miałem cię obudzić na zajęcia, bo...
Anastazja wychyliła nos spod koca i dopiero wtedy otworzyła z trudem oczy. Pożałowała tej decyzji, bo wolała jednak żyć w błogiej nieświadomości, że spała u swojego sąsiada. Z ust wydobył się krótki krzyk, po czym poderwała się z łóżka, zaplątując w koc i spadając na podłogę.
– Ale... Ja wszystko pamiętam! Graliśmy sobie w grę i Ida gdzieś, i... Czy ty mnie porwałeś? – mówiła chaotycznie, w dalszym ciągu siedząc na ziemi i zasłaniając twarz dłońmi. – Słodka stokrotko – lamentowała. Poderwała się z podłogi, słysząc zduszony śmiech Hiacynta. – Jak ty w ogóle... Gdzie spałeś?! I od kiedy nosisz okulary? – Wytrzeszczyła oczy, zapominając o swoim koku, a właściwie jego ostatkach, który pląsał na jej głowie.
Hiacynt już chciał powiedzieć, że przecież spał w swoim łóżku, ale jednak odpuścił to sobie, widząc przestraszenie pomieszanie ze wstydem widniejące na twarzy Anastazji.
– Spokojnie, spałem na podłodze. Ida wczoraj poszła do domu, wpadła rano, podrzucając ci klucze, które leżą na stole w kuchni, a noszę okulary jakoś tak od siódmego roku życia. Tutaj masz coś na ból głowy.– Hiacynt wyciągnął w jej stronę dłoń z tabletką. – Fajna piżama.
– Nie boli mnie już głowa. Poza tym jestem w tej piżamie od wczoraj. – Anastazja miała ochotę walnąć się w głowę. Stała właśnie w swojej przydużej bluzce i spodniach w pingwinki na środku pokoju, w mieszkaniu swojego sąsiada. Włosy, które wysunęły się jej z koka, sterczały w każdą stronę, a ona sama nie zdawała sobie sprawy ze śladów tuszu do rzęs, który doskonale bawił się pod jej oczami. – Słodką stokrotko. J-ja muszę iść! Natychmiast! Kuchnia w kluczach. To znaczy klucze w kuchni! – Pobiegła do kuchni, zgarnęła klucze i wyszła z mieszkania numer piętnaście, zostawiając Hiacynta stojącego w pokoju z tabletką w ręku.
Drzwi mieszkania numer piętnaście trzasnęły, żegnając Anastazję.
– Zostawiła kapcie – powiedział do siebie Hiacynt, spoglądając na anastazjowe kapcie i uśmiechając się w duchu.
Anastazja wpadła do mieszkania numer czternaście, patrząc w pośpiechu na zegarek i dziękując w duchu, że jeszcze wcześnie.
Chwyciła swój leżący na szafce telefon, którego wczoraj nie wzięła i który oczywiście był rozładowany. Przeszła do kuchni i wstawiła wodę, wsypując zieloną herbatę do kubka.
Zobaczyłam kartkę leżącą na stole z oświadczeniem Hiacynta.
Przeczytała niewyraźne pismo i zaśmiała się. Nagle jakby wpadła w ramiona wyrzutów sumienia, bo nawet nie podziękowała, tylko najzwyczajniej uciekła, a biedny sąsiad nie dość, że przyniósł jej tabletkę, to jeszcze musiał spać na podłodze.Stwierdziła, że podziękuje mu przy najbliższej okazji, a tymczasem udała się do łazienki, aby w końcu pozbyć się tej kupki nieszczęścia ze swojej głowy. Kiedy zobaczyła w lustrze odciski palców swojego tuszu, złapała się za głowę, narzekając na siebie w duchu.
Zdążyła tylko założyć koszulę w kolorze masła, wziąć dwa łyki herbaty, a dobiegło ją pukanie do drzwi. W swoich niebieskich spodniach w pingwinki pobiegła do drzwi, nie trudząc się, aby spojrzeć przez wizjer.
– Zostawiłaś kapcie – powiedział Hiacynt, trzymając w rękach puchate kapcie Anastazji. – Tak mnie nurtuje to pytanie, że muszę się zapytać. Gdzie dostanę takie bombowe spodnie w pingwiny?
– Ja... Bardzo dziękuję – odparła, biorąc swoje kapcie i udając, że pytania o spodnie nie słyszała. Już miała zamykać drzwi, ale chłopak jej przerwał:
– Co powiesz na kawę? Bo przecież uratowałem twoje kapcie. – Spojrzał na dziewczynę swoimi oczami, które wypełnione były lasem.
– A-ale ja muszę iść na uczelnię i jest już późno, i...
– Z informacji Idy wiem, że masz dopiero na wpół do dziesiątej, a jest wpół do dziewiątej. – Podrapał się po głowie i widząc, że Anastazja ponownie chce zaprzeczyć, dodał: – Spokojnie, potem cię odwiozę wprost pod samo wejście.
– Ale ja jeszcze nie jestem gotowa! – Anastazja stwierdziła, że nie wypada już odmawiać i przystała na propozycję i tak była winna podziękowania swojemu sąsiadowi.
– Okej, rozumiem. To może przyjdę za jakieś piętnaście minut? – Uśmiechnął się.
– Może być – powiedziała dziewczyna i nie czekając na odpowiedź, zamknęła drzwi. – Słodka stokrotko jaki wstyd – powiedziała, a jej głos rozniósł się po mieszkaniu, docierając w każdą szczelinę.
Nie uważacie, że głosy to bardzo utalentowane stworzenia? Potrafią przekazać tak wiele, tym samym nie przekazując nic. Umieją zmieniać postać, jeśli tylko zechcą. Są bardzo wrażliwe i uciekają w przestrzeń, chowając się po kątach. Czasami nieśmiało wyjrzą zza rogu szafy, przypominając o sobie. Głosy są jak ludzie.

CZYTASZ
Muzykanci z drugiego piętra
General FictionAnastazja jest miłośniczką teatru, morza i eleganckich spódnic. Może to właśnie dlatego wyjechała na studia do Gdańska? Aby słyszeć szum fal i... no właśnie, dźwięki gitary nocą, ale to już nie na własne życzenie. Mieszkanie w kamienicy oznacza nowy...