Słońce wślizgnęło się na klatkę schodową, kiedy Hiacynt otworzył drzwi, przepuszczając Anastazję, która ubrana była w maślaną koszulę i brązową, zwiewną spódnice.
Hiacynt oczywiście cały w czerni. Klasyka.
Dzień był tak samo radosny, jak chłopak z czarnymi włosami.
Jednak nad głową pewnej złotowłosej dziewczyny kłębiły się chmurki obaw. Swoją drogą, dosyć często się tam pojawiały.Oboje z tego całego roztargnienia zapomnieli przywitać się z sąsiadką, która spacerowała z psem. Chłopak otworzył Anastazji drzwiczki do samochodu, chociaż ta zapewniała, że przecież sama może to zrobić. Nie zważając na jej marudzenie, wsiadł do samochodu z uśmiechem majaczącym się na ustach.
Hiacynt Czerwinski miał dziś naprawdę słoneczny humor.– Przepraszam, że tak pytam, ale czy długo będziemy na tej kawie? To znaczy, po prostu nie chcę spóźnić się na zajęcia – powiedziała Anastazja, patrząc przez okno na mijane chodniki i ulice, po których spacerowali ludzie. Nadal była kłębkiem wstydu za poranne wyczyny. Na każde najmniejsze wspomnienie na jej twarzy zakwitał rumieniec. Zakwitał jak najprawdziwszy kwiat.
– Spokojnie, na pewno zdążysz – zaśmiał się chłopak.
– Tak właściwie, to gdzie jedziemy?
Hiacynt nic nie odpowiedział tylko i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Anastazja pomyślała, czy przypadkiem nie pęknie mu twarz od uśmiechania się. Tknęły ją również obawy, że może sąsiad wywiezie ją gdzieś za miasto i zostawi, chociaż starała się o tym nie myśleć.
Anastazja nie wiedziała, czy ma przepraszać za poranne wyczyny, a może lepiej podziękować? Najlepiej zrobi i to, i to.
Przeprosiny są jak nieotwarte listy, które zostały napisane, ale nikt nie zaniósł ich na pocztę i wciąż leżą gdzieś w zakurzonej szufladzie. Czasami się je znajdzie i spróbuje wysłać, a czasem na zawsze o nich zapominamy.Nim Anastazja zdążyła się obejrzeć, Hiacynt zaparkował na małym parkingu. Na szczęście jej myśli o tym, że sąsiad próbuje ją gdzieś wywieźć uciekły w tej samej chwili, kiedy dziewczyna wysiadła z auta.
– Chodź, musimy trochę podejść – powiedział Hiacynt, zamykając samochód.
– Och, dobrze, dobrze. – Anastazja poprawiła płaszcz i podbiegła kilka kroków, aby dogonić sąsiada. Niestety nie miała tak długich nóg. – A tak w ogóle, to gdzie jesteśmy?
– Pokażę ci taką małą kawiarenkę, którą znalazłem, kiedy jeszcze chodziłem na studia. – Wiatr wsuwał palce w jego kruczoczarne włosy. – Dokładniej to jesteśmy na Oliwie.
– O, a co studiowałeś? Skończyłeś już naukę? W ogóle ile masz lat? Wybacz, że tak pytam – zasypywała pytaniami Anastazja, idąc po brukowanym chodniku.
– Tak naprawdę to zrezygnowałem ze studiów na drugim roku, bo jakoś tak... – Podrapał się po głowie, obawiając się troszkę, że dziewczyna zmieni zdanie o nim, kiedy się dowie. – Studiowałem mechanikę i budowę maszyn, w tym samym czasie kończąc szkołę muzyczną, bo nieco późno się załapałem. No, i wylądowałem w sklepie muzycznym – zaśmiał się. – Tak naprawdę, bardzo to lubię. Jeśli już musisz wiedzieć, jestem szczęśliwym lub nie dwudziestotrzylatkiem, który wciąż przypala jajecznicę. Gotowanie nigdy nie było moją mocną stroną. O! To tutaj. – Weszli do niewielkiego lokalu i usiedli przy stoliku.
Anastazja, mimo że na co dzień nie lubiła się z kawą, tym razem postanowiła zrobić wyjątek i spróbować zaprzyjaźnić się z owym napojem, gdyż czuła jak jej powieki walczą z tym, aby nie opaść. Z racji, że nie jadła śniadania, poprosiła jeszcze o kawałek sernika, chociaż ten nie był dobry jako podstawowy posiłek. Kłamstwo, sernik zawsze jest dobry.
CZYTASZ
Muzykanci z drugiego piętra
General FictionAnastazja jest miłośniczką teatru, morza i eleganckich spódnic. Może to właśnie dlatego wyjechała na studia do Gdańska? Aby słyszeć szum fal i... no właśnie, dźwięki gitary nocą, ale to już nie na własne życzenie. Mieszkanie w kamienicy oznacza nowy...