30. Mieszanka listopadowa

765 141 168
                                    

    Anastazja wraz z Idą wróciły do Gdańska po listopadowych świętach. Niby to jedynie kilka dni wolnego, a czuły się zupełnie inaczej. Listopad przez parę dni zadomowił się już chyba na dobre. Większości już udzielił się jego nastrój. Obie dziewczyny przez krótki pobyt w domu zdążyły zatęsknić choć trochę za obiadami mamy, po których nie trzeba było zmywać. W swoim małym mieszkaniu nie miały przywileju, jakim jest zmywarka. Wracając pociągiem do Gdańska, Anastazja uparcie myślała o cieple, które jest podobno tak powszechnie znane i każdy chce go spróbować. W zimne miesiące szczególnie potrzeba kwiatowego ciepła. Listopady bywają zimne.

Święto Zmarłych wydawało się Anastazji bardzo klimatyczne. Lubiła odwiedzać cmentarz w swojej miejscowości, szczególnie kiedy było już ciemno i paliło się mnóstwo zniczy, które wyglądały jak miliony małych świetlików, które oświetlały zmarłym ich drogę. Nawet wiatr wtedy wiał trochę przyjemniej, choć nadal był zimny. Jakby nie chciał przeszkadzać delikatnym duszom. Może to tylko złudzenie. Ida zaś nie lubiła świąt w listopadzie. Były nijakie. Smutne i szare. Jakby pospadały z nich wszystkie emocje. Przecież na cmentarzu gromadzą się same smutki. Nie lubiła myśleć o rozstaniach z osobami, które się kochało. Wolała zbierać swoje smutki i rozstania na osobistym, małym cmentarzu, do którego tylko ona miała dostęp.

Studentki wracały powoli do starego rytmu. Pierwszy dzień na uczelni po listopadowych świętach nie zmniejszył swojego tempa na przekór studentom. W większości przypadków nie sprzyjał nawet dobremu humorowi. Raczej zasłaniał go deszczem pomieszanym z wiatrem. Mieszanka listopadowa z zapachem gorzkiej kawy, bo bez niej ani rusz, kiedy z rana jest jeszcze ciemno. O poranku jest szaro i wieczorami. W listopadzie świat jest szary, ale czasami można dostrzec kolory.

– Wiesz, Ida, bo ja chyba zapomniałam ci o czymś powiedzieć – zaczęła Anastazja, kucając nad otwartą walizką, którą miała zamiar rozpakować. Wieczorem było więcej czasu na takie sprawy. Skończył się zapach rosołu mamy, zaczął się czas zapachu mocnej, czarnej herbaty. – Bo wtedy, jeszcze kilka dni przed wyjazdem do domu to byłam w nocy u Hiacynta. W sensie, bo on znowu grał, szalony. – Ida, która patrzyła coś w telefonie, usłyszawszy o sąsiedzie, od razu usiadła wygodniej, czekając na dalszy ciąg historii. – Nie patrz się tak! Bo ty zawsze śpisz! I to ja zawsze mam słaby sen, i to ja zawsze się obudzę przy najmniejszym szmerze, i to wszystko przez tego Hiacynta, który nie ma, kiedy grać, tylko w nocy, oczywiście! Swoją drogą, słodka stokrotko, piłam z nim wtedy herbatę o dwudziestej trzeciej. Tak myślę, że była dwudziesta trzecia. Tak mi jakoś przyjemnie, jak o tym pomyślę. Jakbym trzymała kubek herbaty, a on grzałby mi ręce. Ale ja nie wiem.
Wiesz, Ida, to jest takie wyrwane z kontekstu, że jeszcze brakuje jednorożca, który sobie hopsa po Gdańsku.

Anastazja po wielu przemyśleniach doszła do wniosku, że przecież rzeczy, których się nie wie, należy sprawdzić. Nie wiedziała do końca czy ta teoria była trafna w jej przypadku. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, czy jakoś tak. Zależy jakiego szampana, a to również wypadałoby sprawdzić. Po prostu życie składa się z ciągłego dowiadywania oczywistych rzeczy, które tak naprawdę oczywiste nie są.

– Myślę, że ja spokojnie mogłabym robić za takiego jednorożca. – Ida wzruszyła ramionami, śmiejąc się pod nosem. – Matulu, czy ty… Czekaj, ty się zakochałaś w sąsiedzie. Moja głowa musi przyswoić tę informację. W końcu dożyłam tego momentu. Jesteś już taka dorosła. – Udała, że ociera łzę. Zazwyczaj to Ida była bardziej obeznana w tych wszystkich miłosnych kwestiach. – Czekałam, aż to powiesz, tak szczerze. Spójrz, przecież to jest znak, bo masz go akurat kilkadziesiąt metrów od siebie. Wróciłaś do domu, mam nadzieję? Niedługo będziesz częściej u niego niż we własnym mieszkaniu. Tylko ja zawsze będę samotna. – Na jej twarz wkradł się prawie niedostrzegalny cień smutku i szybko przegonił uśmiech.

– Idusiu, to nie tak! Ja wcale nie… No zresztą. To mnie trochę stresuje, nie mów tak, bo ja nie jestem pewna, a później się okaże, że… Słodka stokrotka, ja tutaj tak mówię, o swoich głupich uczuciach, że zapomniałam o tobie. Skąd ta mina?– Anastazja zrezygnował z rozpakowywania walizki, z której w gruncie rzeczy i tak nic nie wyjęła. Usiadła na łóżko obok Idy. – Nie myśl tak. Bo przecież nie musisz mieć koniecznie chłopaka, prawda? Ja wmawiałam to sobie przez całe liceum, ale żenada. Bo na pewno ktoś cię kiedyś pokocha tak mocno, jak we wszystkich piosenkach. Dlaczego większość piosenek jest o miłości, to się robi zbyt powszechne. Kto wie, może Hiacynt ma jakiegoś przystojnego kolegę w sam raz dla ciebie? Nie, żeby coś, oczywiście, ale ty zawsze potrafisz poznawać fajne osoby. Może on nie ma kolegów, skoro przeważnie zawsze jest w domu. Na pewno ma, co ja opowiadam – powiedziała. Anastazja potrafiła dostrzec prawie niewidzialne drobnostki u swojej przyjaciółki. Z innymi ludźmi bywało trudniej.

Ida pomimo swojej radosnej otoczki lubiła ukrywać niektóre rzeczy. Nie chodzi tu o te materialne. Zabierała je po cichu do siebie, do środka, aby kiedy nikt nie patrzy wyjąć i popatrzeć. Najczęściej były to rzeczy, na które nie chciało się patrzeć, bo niemiłe wspomnienia kręciły się w głowie. Dziewczyna lubiła przypominać sobie od czasu do czasu te niemiłe rzeczy. Taki brzydki nawyk. Kiedy za długo patrzyła na schowane rzeczy, powolutku się kruszyła. Malutkie okruszki szczęścia odczepiały się, aby później pyk i zniknąć. Ida nie robiła tego często, tylko czasami. Tylko z rzeczami, o których pragnęła zapomnieć, ale w głębi duszy chciała pamiętać. Nie czuła wielkiego smutku, kiedy patrzyła na schowane rzeczy. Czuła pustkę. Czuła się jak kubek z którego ktoś już wypił bursztynową herbatę, cały czas chcąc więcej. Nie było już łez i herbaty w kubku też nie było. Czuła się jak czekoladowy zając, którego dostaje się na Wielkanoc. W większości przypadków czekoladowe zające, mimo że uśmiechnięte, okazywały się puste w środku. Ida czuła się pusta, bo wspomnienia, które na siłę przywoływała, panoszyły się w jej wnętrzu, wyganiając wszystko inne. Była na siebie zła, że tak robi, ale nie potrafiła przestać, sobie o tym wszystkim przypominać. Takie stany odrętwienia nie trwały na szczęście długo. Za chwilę uwagę dziewczyny zwracało coś innego, a swoje rzeczy ponownie chowała do środka.

– Ja wiem, już jest dobrze. Czasami jednak lubię sobie powspominać. Myślę, że jednak ktokolwiek jeszcze się znajdzie. Weź, mną się nie przejmuj. Zawsze zostają mi koty. No, to rozpakujemy w końcu te walizki, czy będą tak leżeć przez kolejny tydzień? – zmieniła temat.

Gwiazdy nie mogły zaglądać w okna, bo zostały zasłonięte przez nocne chmury. W mieszkaniach paliły się światła. Miejskie gwiazdy, może nie tak samo urokliwe, jak te na niebie, ale łatwiej je dostrzec.

❃❃❃

Dzień dobry! Tak oto jest przedostatni rozdział (mówię serio, już zaraz koniec!)

Zobaczcie te przeurocze rysunki Idy i Nastki od cytruska- (wciąż się zachwycam). Dziękuję Ci, kochana!

 Dziękuję Ci, kochana!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Muzykanci z drugiego piętra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz