23. Goździki, Sofokles i inni chłopcy

929 166 301
                                    

         Poranek, choć już dawno uciekł według zegarów, nadal plątał się gdzieś w powietrzu. Ida Pyk, dzielnie maszerowała chodnikiem z siatkami zakupów w dłoniach, których rączki nieprzyjemnie wbijały jej się w dłonie. Śliwkowe włosy, wpadały do ust i wcale nie były smaczne. Przez przypadek wdępnęła w błoto, brudząc przy tym swoje czerwone trampki i narzekając pod nosem na jesień.

– Ida! – Usłyszała i odwróciła się w stronę dźwięku. – Ida! Cześć! – Hiacynt Czerwinski biegł w stronę dziewczyny. – Pomóc ci? Ty nie na zajęciach?

– No cześć. Ano, wiesz, jak tak bardzo chcesz. – Wcisnęła w ręce sąsiada jedną z siatek. – Wiesz, na zakupy wyszłam. Kupiłam dwa opakowania płatków kukurydzianych. Mam nadzieję, że to nie za mało. Dziś mam na późniejszą godzinę, bo nie ma jednych zajęć.

– Mogę cię o coś spytać? Tylko nie mów nikomu – powiedział, nie do końca pewny swoich słów. Kiedy Ida przytaknęła i obiecała, że nikomu nie powie, kontynuował: – To jest ultra głupie, ale... Czy Anastazja ma kogoś? – Odwrócił wzrok, a na jego policzki wkradł się prawie niewidoczny rumieniec.

– No, ma mnie, mamę, tatę... – odparła Ida, początkowo nie rozumiejąc o co chodzi chłopakowi. – O, nie o to ci chodzi, prawda? – Miała ochotę walnąć się w czoło, ale finalnie tego nie zrobiła. – Ja to jestem jednak głupia. Jeśli musisz wiedzieć, to nie Nastka nie ma żadnego delikwenta, który mógłby być jej potencjalnym mężem. Przynajmniej ja o niczym nie wiem. – Zmarszczyła brwi. – A co? Ej, czekaj! O, matulu! – W końcu dotarł do niej sens pytania Hiacynta i wytrzeszczyła oczy, uśmiechając się przy tym przebiegle. – Że ty... Ale akcja. – Popatrzyła na chłopaka, który próbował obrócić jakoś głowę, aby nie było widać zarumienionych policzków.

– Miałaś mi po prostu powiedzieć, a nie od razu tyle mówić – powiedział pod nosem, a Ida tylko się zaśmiała i już o nic nie pytała. Czasami lepiej nie pytać, bo nie wiadomo jak ubrać uczucia w słowa.

W sercu Hiacynta zakwitały powoli goździki. A może róże? Nie do końca wiadomo. Na widok złotowłosej sąsiadki z mieszkania numer czternaście uśmiech sam pchał się na twarz, a goździkowe pąki rozkwitały. Jakaś dziwna radość zaglądała w zielone oczy chłopaka. Chciał pisać piosenki, szarpać struny gitary, z których wydobywały się porcelanowe dźwięki. Porcelanowe jak dziewczyna. Tylko te wszystkie dźwięki i kwiaty były pełne niezidentyfikowanych obaw, czy gdzieś indziej też rosną goździki.

Wszystkie spotkania pozostawały w kamienicy, a wspomnienia wsiąkały w ściany. Gitara pamiętała dotyk palców Anastazji, a łóżko jej falowane włosy. Pragnął podarować jej bukiet goździków, ale obawiał się muzyki, jaka wypłynie z ust blondynki. Czy będzie to preludium deszczowe, burzowe, czy raczej słoneczne? Muzyk musi sięgać po nowe nuty, których nie zna, aby poznać ich piękno. Jedna nuta nie tworzy utworu, jakim jest życie i Hiacynt dobrze o tym wiedział.
Nie, żeby było to jego pierwsze spotkania z muzyką. Po prostu żadna nie zasnęła w jego łóżku, upijając się winem, żadna nie przychodziła prosić, aby grał ciszej i żadnej nie uczył grać na gitarze. Żadna nie miała ukulele w kącie pokoju. Wcześniejsze takty nie brzmiały. Na pięciolinii a i h leżą blisko siebie, a w praktyce dzieli je tylko korytarz.

***

– Z życiem, ludzie! Nie jakbyście cebulę jedli. Musicie poczuć ten vibe w waszych szarych duszach! Teatr musi brzmieć! Jak to mówił Sofokles: „Nawet w zniewolonym ciele myśl jest wolna”, a wasze umysły są wystarczająco zniewolone, aby dobiła się do nich jakąś sensowna myśl. Makowski, czy ty czujesz ten dramat w swoim głosie? Bo ja tylko komedię. – Drobna pani profesor przechadzała się po sali, raz po raz strofując studentów próbujących wykrzesać z siebie resztki chęci do życia. – To tragedia! Ten utwór to tragedia i wasze zaangażowanie w tym momencie też. Pani Lubił, proszę mi powiedzieć co to jest tragedia, oczywiście ta w teatrze – zwróciła się do pewnej wysokiej brunetki, która wydukała odpowiedź.

Anastazja z rozbawieniem patrzyła na swoich znajomych, którzy czytali sztukę Sofoklesa.

– Co tak bawi panią Bielanecką? – Profesorka spojrzała na nią znad okularów.

– Nic, nic, pani profesor – mruknęła blondynka, powracając do śledzenia tekstu.

– Okej, moi drodzy, na dziś koniec. Uwielbiam z wami pracować, jesteście tacy iconic. Do widzenia i chęci do życia wam życzę – zaśmiała się i pozwoliła studentom wyjść z sali.

Słońce wpadało na uniwersytet, patrząc na studentów i kręcąc głową. Drwiło sobie z niektórych, świecąc swoimi promieniami prosto w oczy.

– Uwielbiam chodzić na uczelnię– zaśmiała się Anastazja.

– Co ty gadasz. – Krystian pokręcił głową. – Słuchaj, idziemy z niektórymi z grupy na starówkę. Idziesz z nami?

Dziewczyna po krótkim zastanowieniu zgodziła się. Razem z innymi wyszła z uniwersytetu, kierując się w stronę Starego Miasta. Anastazja nie zdążyła nawet wejść na ulicę Długą, bo zadzwonił jej telefon. Odeszła na bok i odebrała.

– Halo? O, witaj, córciu! Wiesz pomyślałam sobie, że zadzwonię, ostatnio rozmawiałyśmy trzy dni temu. – Anastazja usłyszała głos mamy po odebraniu telefonu, przepraszając na chwilę znajomych.

– Cześć! Wiesz na razie nie mogę rozmawiać za bardzo. Zadzwonię później, dobrze? Kocham cię, pa. – Rozłączyła się, zanim mama zdążyła coś powiedzieć. Zawsze dzwoni w nieodpowiednim momencie.

Dogoniła znajomych z roku.

– Uuu, czy to twój chłopak? – Blondyn imieniem Marcel, objął Anastazję ramieniem, kiedy ta ich dogoniła. – Wie, że szwendasz się z innymi chłopakami po Gdańsku? No, Nastusiu nie mów, że nie masz żadnego kawalera! Czy przypadkiem nie chodzisz z Krystiankiem na jakieś tajne randki?

Krystian odwrócił głowę. Po dłuższym przemyśleniu całej sprawy i wyklnięcia swoich uczuć do diabła stwierdził, że najlepszą opcją będzie schowane ich bardzo głęboko, zakopanie pod ziemię, aż z czasem o nich zapomni. O wszystkim się przecież zapomina, prawda? Nie był dawno na czekoladzie, bo ta o wszystkim przypomnina. Anastazja wyswobodziła się z uścisku blondyna i już otwierała buzię, aby odpowiedzieć, ale nie zdążyła.

– Zamknij się, Marcel – zganiła go inna dziewczyna, koleżanka Anastazji. – Psujesz atmosferę.

Słońce miało już dosyć oglądania świata, dlatego zaszło za chmury. Kolorowe kamienie i kamienice uśmiechały się do ludzi spacerujących po ulicy Długiej, a Neptun dzielnie pozował do zdjęć.

❃❃❃


Jedno ze znaczeń goździków to zauroczenie, a róże to jak wiadomo miłość c:


Muzykanci z drugiego piętra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz