5. Ale nie mamy muzyki

1.3K 236 639
                                    

     Hiacynt przysiadł w ręczniku na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Anastazja udała się do łazienki, aby zaprać nieszczęsne spodnie. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, ale jak wiadomo, świat lubi zaskakiwać. Nie, żeby jakoś bardzo narzekał.

Sam nie wiedział, ale coś ciągnęło go do tej drobnej dziewczyny. Już dawno miał w planach ją odwiedzić, ale nigdy nie było okazji.

Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.

– Cześć Nastka. Ja tylko wpadłam po jakieś ubrania, bo zapomniałam – zaśmiał się dziewczęcy głos dochodzący z korytarza. – Co robisz?

Anastazja spojrzała na nią zaskoczona.

– Hiacynt! O, witaj! – Ida spojrzała na chłopaka, który był w ręczniku i czarnej koszuli, zmarszczyła brwi – Nie wiedziałam, że tak szybko się sprawy potoczą, ale już zostawiam was samych. Wpadłam tylko na chwilę – puściła oczko, a na twarz chłopaka zawitało zażenowanie.

– Cześć – zdążył tylko odpowiedzieć Hiacynt, nim rudowłosa zniknęła mu z oczu.

– Nie chciałam was zaskoczyć, ale przyznam, że o takiej sytuacji to nawet nie myślałam – szepnęła na ucho Anastazji – Już nie przeszkadzam. Wrócę jutro!

Z korytarza Hiacynt usłyszał tylko zduszony krzyk blondynki, która za kilka minut, wróciła wraz z jego spodniami.

– Zaraz je rozwieszę na grzejnik – poinformowała Anastazja, w dalszym ciągu nie patrząc na chłopaka. Nadal nie docierał do niej fakt, że kazała zdjąć mu spodnie i to we własnej kuchni. Już chyba bardziej ośmieszyć się nie mogła. – To, co teraz? – odchrząknęła i postanowiła spojrzeć na sąsiada.

– Zamknij oczy – poprosił Hiacynt.

– Co?

– Po prostu zamknij oczy. Nie ufasz mi? – zapytał, widząc niepewność na twarzy dziewczyny.

– Kwestia sporna – mruknęła blondynka i w końcu zamknęła oczy.

Hiacynt wziął stojące w kącie pokoju ukulele, które zobaczył, wchodząc do mieszkania.

Zatańczysz ze mną jeszcze raz. – Pierwsze nieudolnie zagrane dźwięki, wydostały się spod palców czarnowłosego. Nie przyzwyczaił się grywać na takim małym instrumencie, kiedy na co dzień szarpał struny gitary. – Ostatni raz.

Anastazja otworzyła oczy. Zaśmiała się perliście na widok chłopaka w czarnej koszuli, rozczochranych włosach i ręczniku, próbującego grać na ukulele.

– Hiacyncie, co ty wyprawiasz? – Dziewczynę opuściły wszelkie obawy, a zastąpiło je rozbawienie tańczące na jej twarzy.

– Gram, nie widać? – odpowiedział, nie przestając szarpać strun instrumentu. – Mam świetny pomysł, może trochę głupi, ale nadal świetny! – Odłożył ukulele na miejsce. – Poczekaj chwilkę, za moment wracam – kierował się w stronę wyjścia.

– Ale... Hiacyncie, a co jak jakaś sąsiadka pana zobaczy wychodzącego z mojego mieszkania w ręczniku? – powiedziała, dając nacisk na słowo "ręcznik".

Chłopak już nic nie odpowiedział, tylko wyszedł z mieszkania numer czternaście.

Wrócił po chwili, trzymając w rękach swoją gitarę.

– To co? Gramy? – zapytał, podając Anastazji ukulele.

– Ale jest już późno i...

– Czy jeszcze pani nie zauważyła, że ja grywam tylko późną porą? – uniósł brew – Właśnie.

– Ale co gramy? Co ty znowu wymyśliłeś?

– Czy to ważne co gramy? Najważniejsze w tej czynności jest muzyka. Nieważne jaka. Ważne jak zagrana i z kim. To tak jak w życiu, nie uważasz? – musnął struny palcami, delektując się ich fakturą. W takich momentach liczyły się tylko one, ale dzisiaj przeszły na drugi plan, ponieważ swoją uwagę skupił na pewnej zakłopotanej blondynce. – Panno Anastazjo czy to wszystko jest...fantazją? – zaśpiewał w rytm granej melodii wymyślone na poczekaniu słowa – Moje spodnie schną na grzejniku, a w głowie myśli bez liku. I choć rymy mam słabe, nadal wierzę, że jakoś dam radę. – zakończył piosenkę, a Anastazja zaklaskała.

– Cudownie pan śpiewa, panie Czerwinski. – odparła zachwycona Anastazja.

– Ach i znowu to samo. Co mam zrobić, abyś mówiła po prostu Hiacynt? – Odstawił gitarę i podszedł do dziewczyny. – Może taniec? – ukłonił się i wyciągnął rękę w jej stronę.

– Ja... och, ale nie mamy muzyki. – nieśmiało złapała za rękę chłopaka.

– Ależ mamy! Czy nasze głowy nie są wystarczająco napełnione muzyką? Na co masz ochotę? Walc czy może jakaś muzyka z lat sześćdziesiątych? A może jakiś romantyczny utwór grany na pianinie? Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile cudownych dźwięków może mieścić się w naszych głowach. To tak jakbyśmy byli muzyką! Skoro muzyka jest piękna, w takim razie ludzie również są piękni. – Niepewnie położył rękę na talii Anastazji, nucąc spokojną melodię.

– Wiesz, od dawna mnie nurtuje. Czy twoje imię nie jest zbyt kwiatowe i delikatnie jak na kogoś, kto ubiera się od stóp do głów na czarno, panie Czerwinski? Przecież kolor czarny kojarz się z czymś smutnym, a ty wcale taki nie jesteś – powiedziała cichutko, tańcząc w objęciach sąsiada.

– Myślę jednak, że kolor czarny to kolor nocy, a noc jest magiczna. Poza tym pasuje mi do włosów – uśmiechnął się tak, że Anastazji na chwilę zaparło dech w piersiach. Wciąż kołysali się w rytm piosenki, o której wiedzieli tylko oni.

Spojrzał w jej niebieskie jak najpiękniejsze jezioro oczy i nawet nie wiecie, jak w tamtej chwili pragnął coś zrobić, chociaż wiedział, że nie może. Dziewczyna wydawała mu się taka delikatna, chociaż musiał przyznać, że kiedy kazała mu zdjąć spodnie, aby je zaprać, jego zaskoczenia nie dało się opisać. Ta drobniutka istota, która nieśmiało patrzyła w jego oczy i z którą tańczył niemy taniec w ręczniku, czasami gościła w jego głowie. Jak bardzo cieszył się, trzymając ją w swoich ramionach, wiedząc, że i tak nadal będzie go unikała. Nie śmiał twierdzić, że się w niej zakochał, bo sam tego nie wiedział. Jego mama zawsze powtarzała, że to się czuje, ale czy można to czuć po niecałych dwóch tygodniach znajomości? Nie wiedział też, czy blondynka posiadała jakiegoś delikwenta, który mógł być jej potencjalnym chłopakiem. Nie wiedział wielu rzeczy, a kiedy tylko chciał je poznać, uciekały mu wraz z miodowymi falami Anastazji.

– A używasz czasem może grzebienia? – zapytała dziewczyna, wyrywając Hiacynta z rozmyśleń – Bo wiesz, twoje włosy zawsze układają się... nie układają się, nie to, że źle to wygląda. – Chciała dotknąć włosów chłopaka, ale szybko cofnęła rękę.

– Ależ tak, ale gdy tylko spróbuję je jakoś sensownie ułożyć za minutę czy dwie, wracają do swojej pierwotnej postaci. Widzisz, one są jak kot. Nigdy nie wiadomo, kiedy się ciebie posłuchają.

Za oknem było już całkowicie ciemno, księżyc przytykał nos do okna mieszkaniami numer czternaście.

– Nie uważasz, że to ja powinnam robić za partnera? W końcu to ty masz spódniczkę
– stwierdziła blondynka.

– Och i zepsułaś chwilę – zaśmiał się chłopak.

Wtedy ręcznik spadł z jego bioder, a niema muzyka ucichła.

Muzykanci z drugiego piętra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz