Promyki porannego słońca powoli wkradały się do mieszkania numer czternaście. Wciskały swoje wścibskie nosy pomiędzy firanki i obserwowały. Chciały wszystko widzieć.
– Idź, bo się spóźnisz – powiedziała Anastazja, smarując chleb masłem.
– Nie spóźnię się, jest dopiero... – Ida jadła płatki. Spojrzała na zegarek i upuściła łyżkę do miski. – Spóźnię się, cholibka! - Wstała pospiesznie, prawie wylewając na siebie mleko. – Nienawidzę poranków. Idę! – Wykrzyknęła tylko z korytarza, w pośpiechu narzucając kurtkę.
Anastazja przewróciła oczami, narzekając pod nosem na roztrzepanie przyjaciółki. Ida Pyk była roztrzepana jak jej poczochrane fioletowe włosy, których nawet nie zdążyła poczesać.
Minęły już dwie noce od feralnego zamieszania. Dzisiaj najprawdopodobniej Anastazja spotka swojego przyjaciela na uniwersytecie. Mogła powiedzieć bez bicia, że się bała, chociaż sama nie wiedziała czego. Stres ściskał ją od środka. Dosłownie.
Zjadał kawałek po kawałeczku, nie dając spokojnie pomyśleć ani odetchnąć. Myśli też jakby uciekały z głowy. Jednak dorosłość stawia ludzi czasem w sytuacjach nieco trudnych, a ci muszą się z tym zmierzyć. Bo przecież w opowieści, jaką jest życie, nie może być zawsze kolorowo, chociaż by się chciało. Świat - to on pisze tę całą książkę, w której pomieszały się wszystkie gatunki literackie.Anastazja wstawiła naczynia do zlewu, ubrała się i wyszła z mieszkania, zamykając drzwi na klucz i sprawdzając przy okazji dziesięć razy. Kiedy już miała schodzić, na wszelki wypadek zawróciła się i jeszcze raz pociągnęła za klamkę. Zamknięta.
Z mieszkania naprzeciwko też wychodził pewien delikwent o włosach ciemnych jak noc. Może pracował po godzinach jako jakiś tajny nocny agent? Stąd te czarne ubrania, czarne wszystko?
– Dzień dobry, Anastazjo! – Hiacynt ukłonił się na powitanie. – Do szkoły?
– Tak – odparła dziewczyna, schodząc po schodach. – I dzień dobry.
– Ja też, ale do pracy. Może podwieźć? – zaproponował, dorównując kroku dziewczynie.
– Dziękuje, nie trzeba. – Uśmiechnęła się, zeskakując z przedostatniego stopnia. To dziwny nawyk.
– To ja jako dobry sąsiad oferuję pomoc, żebyś nie musiała tłuc się tramwajem. Eh ludzie – westchnął z delikatnym uśmiechem, kierując się w stronę samochodu.
– Ja... No niech będzie. – Anastazja wsiadła do samochodu.
Hiacynt odpalił silnik i powoli wyjechał spod kamienicy. Ciche dźwięki gitary wysuwały się z radia. Anastazja zapięła pasy.
– To jak tam życie? W ogóle, gdzie mam jechać? – zapytał chłopak, dopiero orientując się, że nie zna celu podróży.
– Na Uniwersytet Gdański. Moje życie jako tako. Nawet nie mam czasu, pograć na ukulele, które chyba się na mnie niedługo obrazi.
– Moja gitara też się niedługo obrazi, że jej nie odwiedzasz – mruknął cicho pod nosem, tak aby dziewczyna nie usłyszała.
– Co mówiłeś?
– Że to bardzo źle.
Dalszą drogę przebyli w ciszy. Ludzie za oknem gdzieś się spieszyli, nie wszyscy, oczywiście. Sąsiedzi z drugiego piętra siedzieli w samochodzie, słuchając cichej, gitarowej muzyki i obserwowali świat za oknem. Może to bardziej Anastazja obserwowała, bo Hiacynt kierował.
Dziewczyna lubiła patrzeć. To jej wystarczało. Nie lubiła wtrącać się w rozmowy. Wolała oglądać wszystko dookoła. Szkoda tylko, że nie wszystko można zobaczyć. Szkoda, że uczucia nie są jasne i widoczne. Mgła utrudniała ich widoczność. Dlatego Anastazja bała się dzisiejszego dnia. Bała się mgły.– Prawie jesteśmy – wyrwał ją z letargu głos Hiacynta. – Gdzie mam się zatrzymać?
– Och, gdziekolwiek. Ja tylko wysiądę. Bardzo dziękuję ci za podwózkę, nie trzeba było – odparła dziewczyna.
– Dla mnie to czysta przyjemność! Nie musiałaś jechać tramwajem.
– A może ja jeżdżę autobusem? – Wysiadła z samochodu. – Do widzenia!
Hiacynt odprowadził dziewczynę wzrokiem. Patrzył za nią jeszcze chwilkę i w końcu odjechał, nie ryzykując spóźnieniem do pracy.
Musicie wiedzieć, że Hiacynt był skryty. Skryty to dobre określenie. Jego czarna dusza, chociaż wcale taka nie była, a to sam pokrowiec w postaci ubrań był czarny. Hiacynt Czerwinski upodobał sobie ten kolor już wiele lat temu, chociaż sam był kolorowy. Można by rzec, że jest czarnym optymistą, który koloruje ludzi. Hiacynt nie był jak te kwiaty w ogródku jego mamy, chociaż ta czasem narzekała i na hiacynty, i na syna. Zdradzę Wam, że chłopak przyjechał do Gdańska po ukończeniu szkoły. Nie, żeby nie lubił swojego rodzinnego miasteczka, co to, to nie. Nie można powiedzieć, że lubił podróżować, no, chyba że do kuchni, ale to inna sprawa.
W kwiatowym sercu Hiacynta Czerwinskiego coś zaczynało się dziać, ale nie powiem co, bo on sam tego nie wiedział. Uśmiechał się wewnętrznie i zewnętrznie z resztą też, na widok pewnej pani. Nie, żeby był niedoświadczony w takich sprawach, ale te zawsze przychodziły niespodziewanie. Pojawiały się powoli tak jak brudne naczynia w zlewie mieszkania numer piętnaście, ale kiedy był już z nich stosik, cóż, coś trzeba było z tym zrobić.Anastazja weszła na uczelnię z torbą pełną obaw i stresu. Zobaczyła Krystiana, rozmawiającego z kolegami z roku. Nie wiedziała, czy ma podejść. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie wiedziała, jak potoczy się sytuacja. Miała nadzieję, że Krystian zapomniał, ale jednak chciała wszystko wyjaśnić. Potrzebowała znaleźć klucz.
Wymyśliła, że poczeka do końca zajęć. Jeśli Krystian pierwszy nie podejdzie, ona to zrobi, ale dopiero na koniec. W ostateczności.Zajęcia leciały jak liście z drzew, a Krystian nadal nie podszedł, nie zagadał. Co prawda, spoglądał ukradkiem na Anastazję, kiedy ta tego nie widziała.
Czym są spojrzenia, kiedy to słowa są najpotrzebniejsze?Po kilku godzinach, w ciągu których można było tak wiele powiedzieć, nic nie zostało powiedziane. Anastazja zebrała się w sobie i ściskając pasek torby, podeszła do Krystiana.
– Cześć, masz chwilkę? – zapytała. – Bo jakby, chciałabym porozmawiać, ale jeśli nie masz czasu, to zrozumiem.
– Pewnie, ale możemy spotkać się jutro? Na czekoladzie jak zawsze? Dzisiaj muszę lecieć – odparł, starając się nie patrzeć w niebieskie oczy dziewczyny.
– Nie ma sprawy. – Krystian wyminął ją i szybkim krokiem szedł w stronę wyjścia.
Anastazja czuła się jakby ktoś wymieszał ją mikserem. Bardzo nie chciała, aby jej relacja z Krystianem stała się twarda jak tabliczka czekolady. Wolałaby, aby była ona jednak czekoladą z bitą śmietaną, na jaką wspólnie chodzili.
Ale co jeśli śmietana rozpuściła się pod wpływem gorąca czekolady? Ktoś zbyt szybko ją nałożył, a ta nie była jeszcze gotowa.
Tak samo Krystian Orczyk zbyt szybko nałożył uczucie na Anastazję.
Emocje, które nie zdążyły się do końca wykształcić, zostały wylane. Nie do końca wiadomo, jaki był to rodzaj śmietany.Anastazja wyszła z uniwersytetu, a pomimo październikowego słońca, które grało w podniebnym teatrze, w jej myślach były szare chmury. Poczuła w kieszeni wibracje telefonu.
– No co tam? – odebrała. – Jak to zepsułaś drzwi, Ida?! I ja mam zajść do sklepu po coś do naprawy? Żartujesz. Co ja mam kupić w tym sklepie? Wiertarkę? Miejmy nadzieję, że obsługa będzie cierpliwa – mruczała pod nosem, kierując się w stronę przystanku autobusowego. – Zostawić cię samą, a już demolujesz mieszkanie.
![](https://img.wattpad.com/cover/218991092-288-k580741.jpg)
CZYTASZ
Muzykanci z drugiego piętra
Ficción GeneralAnastazja jest miłośniczką teatru, morza i eleganckich spódnic. Może to właśnie dlatego wyjechała na studia do Gdańska? Aby słyszeć szum fal i... no właśnie, dźwięki gitary nocą, ale to już nie na własne życzenie. Mieszkanie w kamienicy oznacza nowy...