15. Kiedy jest problem z drzwiami

986 194 417
                                    

       Anastazja z siatką pełną najróżniejszych rzeczy weszła do kamienicy. Sprzedawca w sklepie powoli chyba miał jej dość i cieszył się, że ta już poszła. Dziewczyna nie potrafiła określić problemu, dlatego kupiła śrubokręt, silikon w tubce i inne dziwne rzeczy, których nazw nawet nie próbowała sobie przypomnieć. Lepiej więcej niż wcale, prawda?

– Ido Pyk, coś ty najlepszego zrobiła?! – krzyknęła, wchodząc do mieszkania numer czternaście. – Mieszkamy tu miesiąc. MIESIĄC, a ty już zdążyłaś coś zepsuć. Jak ty to robisz? – Rzuciła torbę na podłogę. – Okej, przemiły pan w sklepie powiedział, żebym wzięła to, to i to. – Wykładała rzeczy na stół.

– No ja tylko otworzyłam te drzwi i one się jakoś tak zrobiły. – Ida próbowała pokazać sytuację. – No dobra może za bardzo pociągnęłam, ale one serio same się tak zrobiły, przysięgam.

– Musisz poszukać czegoś w internecie. „Jak naprawić drzwi?– prosty poradnik”, czy coś w tym stylu. Zepsułaś, to teraz naprawiaj! Tu masz asortyment. Ja się na tym nie znam.

Ida tylko burknęła coś pod nosem i podreptała do łazienkowych drzwi, które nie chciały się zamykać.

– Dobra, słuchaj! – Ida krzyknęła z łazienki. – Jak na moje amatorsko-naprawcze oko, to jest tu coś z zamkiem. Poza tym tu chyba nie ma śruby, bo jest taka dziura. Masz młotek? A śruby masz? – zapytała, wchodząc do kuchni, gdzie siedziała Anastazja.

– Mam śrubokręt i silikon, i jakieś wkręty, i coś jeszcze, ale młotka to nie mam. Może od razu wiertarkę? – powiedziała Anastazja, spoglądając na przyjaciółkę.

– Młotek. Potrzebny mi młotek. Jeszcze nie wiem, do czego jest mi potrzebny, ale go potrzebuje. Tak czuję. To intuicja. Myślę, że trzeba tam jakoś wbić ten taki dzyndzel, co wystaje, bo wcześniej tak nie było. – Ida złapała się za swoje fioletowe włosy.

– Skąd ja ci wezmę młotek?

– Sama go wezmę. Idę. Idę do sąsiada, bo pani Wanda raczej nie ma młotka. Myślisz, że starsze panie trzymają w domu młotki? – Wyszła z mieszkania w samych skarpetach.

Anastazja została w mieszkaniu, siedząc na krześle. Fioletowowłosa nie zamknęła nawet za sobą drzwi.
Ida Pyk stanęła przed drzwiami mieszkania numer piętnaście i bez wahania zastukała w drzwi.

– No cześć, cześć! Ja potrzebuję młotka. Nie, że jakiejś głupiej osoby, którą miałbyś być, ale takiego no wiesz, do stukania – mówiła szybko, machając rękami. – Masz może? Mógłbyś pożyczyć, jak masz?

– Zazwyczaj to Anastazja stoi przed moimi drzwiami na boso, nieważne zresztą. Młotka nie mam niestety. Po co ci młotek? – zapytał, unosząc brwi.

– Hej, ja wcale nie jestem na boso! Mam skarpety! Młotek potrzebny jest do naprawy, a do czego innego? Drzwi nam się zepsuły. To znaczy ja je zepsułam, ale w większym stopniu one same się zepsuły. Jak nie masz, to ja już pójdę.

– Wybacz, ale jakoś nie widzę was, naprawiających drzwi. Może tam wcale nie trzeba młotka? – odparł, wychodząc z mieszkania numer piętnaście.

– Proszę mi tu nie kwestionować moich umiejętności, ale jak już sam się pchasz do tych drzwi, to proszę bardzo! – Zaprosiła go do mieszkania ruchem ręki.

– Masz ten młotek? – Anastazja zawołała z kuchni.

– Mam coś lepszego – powiedziała Ida, wchodząc do kuchni. – Nasz prywatny Bob Budowniczy. – Wskazała ręką na Hiacynta. – Patrz, tu masz potrzebne lub też nie rzeczy i tamte drzwi do naprawienia. – Poprowadziła chłopaka do zepsutych drzwi. – Jakbyś potrzebował pomocy to mów.

Anastazja ze stoickim spokojem popijała zieloną herbatę. Nie dziwiła ją już tak obecność sąsiada, bo ten wpadał do mieszkania numer czternaście przy każdej możliwej okazji. Dziwne, że też zawsze był w domu.

Ida przebiegle zagoniła Hiacynta do pracy, której sama wykonać nie umiała. Farba na jej włosach nie straciła koloru i nadal wyglądała jak smutna śliwka. Koloru Idy nadal nie dało się zidentyfikować, ale ta mówiła, że lepsze to, aniżeli ten okropny rudy.

Tak, więc Hiacynt dzielnie naprawiał albo chociaż próbował naprawić drzwi w mieszkaniu numer czternaście. Anastazja nie zamierzała wchodzić w tę sprawę, a Ida, cóż Ida skutecznie wymigała się od zajęcia i aktualnie robiła herbatę. Z łazienkami dochodziło stukanie i burczenie pod nosem Hiacynta.

– Dobra, jednak potrzebuję tego młotka. – Czarnowłosy pojawił się w kuchni. – Znaczy, tak myślę, bo tam jest taki wihajster dziwny.

– Ha! Mówiłam, że będzie potrzebny! Nie mamy, ale wydaje mi się, że ukulele Anastazji również może służyć za młotek – powiedział Ida, wskazując na instrument stojący w kącie pokoju.

– Zabraniam! Definitywnie zabraniam! Co ci do głowy, w ogóle przyszło, głupia?! – Anastazja natychmiast poderwała się z krzesła z przerażoną miną, a jej włosy podskoczyły w powietrzu.

– Okej, okej ja tylko żartuję. – Ida uniosła ręce. – Możesz użyć łyżki? Nie, łyżka nie będzie dobrą alternatywą młotka. To nie wiem.

– Spróbuję inaczej – westchnął Hiacynt i zgarnął śrubokręt ze stołu.

W mieszkaniu numer czternaście pachniało herbatą z cukrem. Zdecydowanie z cukrem, bo Ida do swojego kubka wsypała cztery łyżeczki.

– Ja się poddaję, musicie chyba wymienić zamek czy coś. – Chłopak wzruszył ramionami.

Anastazja siedziała cicho przez cały proces prób naprawy drzwi. Zdradzała swoje smutki zielonej herbacie, która tak energicznie myślała, że aż parowała. Dziewczyna chciała pobyć sama i posmuteczkować odrobinę, patrząc na niebo, które tworzyło obraz z chmur. Widzicie, chmury to tak naprawdę słoiczki z farbą, którymi Niebo maluje obraz. Niebo najbardziej lubi tworzyć zachody i wschody, to właśnie wtedy ma największą dowolność barw i może zatopić się we własnych myślach.

Niestety, Anastazja nie mogła zatopić się w swoich myślach, ponieważ przeszkadzał jej pewien osobnik, który pojawiał się zawsze, kiedy w mieszkaniu numer czternaście był jakiś problem.
Dziewczyna nie chciała być niemiła i z grzeczności nie wyprosiła jeszcze sąsiada.

– Wybaczcie, dziewczęta, ale nic nie poradzę. – Hiacynt rozłożył ręce, tym samym kończąc próby jakiejkolwiek naprawy.

Przysiadł na krześle i sięgnął po ciasteczko z miski, która akurat stała na stole. Wnętrze Anastazji opanowało rozdrażnienie, ale na zewnątrz patrzyła spokojnie na sąsiada, nie okazując chęci wyproszenia go, chociaż ten miał dobre intencje. Zawsze, kiedy blondynka pragnęła spędzić wieczór na herbatce z własnymi myślami i narzekaniem Idy na naukę w tle, wtedy zawsze, chociaż raczej zazwyczaj, nie udawało jej się to. Ostatnim razem przypomniała sobie o zaległej pracy, a jeszcze innym zadzwoniła do niej mama, z którą rozmawiała ponad godzinę.

– Wybacz Hiacyncie, ale musimy jeszcze zadzwonić do tej specjalnej firmy, aby jak najszybciej naprawić zamek w drzwiach. Ida na pewno ma wiele zaległości na studiach i musi się uczyć. – Spojrzała wymownie na przyjaciółkę, która zrobiła tylko wielkie oczy, ale nic nie odpowiedziała. Anastazja tak naprawdę nie wiedziała, o jaką firmę chodzi.

– Och, jasne nie ma sprawy, już nie zabieram wam czasu. W razie jakiejś usterki wiecie gdzie mnie znaleźć! – Udał się w stronę drzwi.

– I że niby naprawisz te usterki – wymruczała Anastazja pod nosem. – Do widzenia! – uśmiechnęła się miło do wychodzącego sąsiada.

Zmęczenie nałożyło na głowę Anastazji kapelusz zmartwień, a samo przysiadło na łóżku, do którego niedługo potem położyła się dziewczyna.
Ida po drugiej stronie pokoju w swoim szarym dresie przeszukiwała internet w poszukiwaniu informacji.
Zmęczenie w parze ze zmartwieniem nie stanowiło dobrych towarzyszy i Anastazji rozbolała głowa. Nici z oglądania malowideł nieba.

Muzykanci z drugiego piętra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz