22. Moment, w którym Krystian Orczyk nie chciał czekolady

887 170 232
                                    

    – Odnoszę kawę, dziękuję. – Uśmiech Hiacynta powitał Anastazję, kiedy tylko otworzyła drzwi. – Ciasto upieczone?

Anastazja w głębi duszy nie chciała wpuszczać sąsiada do małego mieszkania, w którym i tak było już za dużo osób, ale tak przecież nie wypada. Może jest głodny i przyszedł na ciasto?

– Przed chwilką wyciągnęłam z piekarnika. – Anastazja nie wiedząc, co zrobić i wiedząc, że nie wypada nie poczęstować ciastem sąsiada, który najpewniej specjalnie na nie przyszedł, po prostu otworzyła szerzej drzwi.

Chłopak tylko wszedł do mieszkania numer czternaście z uśmiechem. Blondynka zamknęła za nim drzwi, idąc do kuchni, w której Ida dobierała się do garnka z czekoladową polewą. Krystian stał przy blaszce z ciastem i najprawdopodobniej chciał ukroić kawałek, ale Anastazja w porę pojawiła się w kuchni i odgoniła potencjalnych złodzieji ciasta.

– Cześć, Ida! – przywitał się Hiacynt z fioletowowłosą, która usiadła po turecku na krześle po nieudanej próbie zjedzenia polewy czekoladowej.

– Fajnie, fajnie, ale moglibyście teraz opuścić kuchnię, która i tak jest za mała na takie zgromadzenie. Niezwłocznie. – Anastazja machnęła łyżką, mieszając czekoladową polewę. – Wszyscy dostaną ciasto, bez paniki. Tylko proszę mi stąd wyjść.

Ida posłusznie wyszła z kuchni, kręcąc tylko głową. Krystian trochę się opierał, pod pretekstem pomocy, ale pod miażdżącym spojrzeniem czarnowłosego chłopaka posłusznie wymaszerował.

Anastazja oblała ciasto polewą czekoladową. Krystian przyszedł w końcu do kuchni, rezygnując z towarzystwa w pokoju. Patrzył jak dziewczyna z zaangażowaniem dekoruje czekoladowe ciasto z konfiturą.
„Ona wszystko robi z miłością” – pomyślał.

Czekolada była jak przyjaźń. Czasem słodka, czasem gorzka, ale nie dało się bez niej żyć na dłuższą metę. Krystian tak bardzo uwielbiał czekoladę. Tylko i nad nią jest czasem trudno zapanować. Ludzie potrzebują czekolady. Może nie tylko czekolady?

– Mam ciasto. Znaczy jeszcze polewa nie zastygła – oznajmiła Anastazja.

– Dawaj! Jak ja dawno ciasta nie jadłam – wykrzyknęła Ida z pokoju.

Blondynka pokroiła ciasto w kawałki, a nie do końca zastygnięta czekoladowa polewa spłynęła po jego brzegach.

– Jako szef kuchni tego mieszkania prezentuję wam ciasto z konfiturą. – Podała każdemu talerzyk.

– Dobre! – powiedziała Ida, oblizując łyżeczkę.

– Krystian mi pomagał – zaśmiała się blondynka i spojrzała na przyjaciela, który bacznie przyglądał się sąsiadowi z mieszkania numer piętnaście.

Październikowy wieczór również chciał spróbować ciasta, więc zaglądał przez okno do mieszkania numer czternaście. Atmosfera była przyjemna, tak mogłoby się wydawać.
Dobry humor wyczuwalny był w powietrzu tak samo, jak zapach ciasta, który delikatnie głaskał wszystkich po włosach. Może nie wszystkich. Ktoś nie czuł czekolady, którą uwielbia. Nie czuł delikatnych czekoladowych rąk na swojej twarzy. Czuł... Właściwie to czuł się nie na miejscu.

– Ja już chyba pójdę – powiedział nieśmiało Krystian, odstawiając talerzyk na niewielki stolik.

– O, ale jeszcze wcześnie! Dopiero chwila po siedemnastej. – Anastazja podniosła się z łóżka. – Nie zdążyłam zrobić herbaty. Nawet nie zalałam wodą tej poprzedniej.

– Serio, muszę iść. – Silił się na uśmiech. – Do widzenia – powiedział na odchodne, a Anastazja odprowadziła go do drzwi w parze z pożegnaniem Idy. Hiacynt nawet nie spojrzał.

– Dzięki, że pomogłeś mi upiec ciasto – zaśmiała się pod nosem blondynka. – To do zobaczenia!

Krystian Orczyk wyszedł z kamienicy, a niebo było zbyt wesołe. Ludzie byli zbyt weseli. Minął jakąś parę, spacerującą z wózkiem, chłopaka z psem, który wpatrzony był w ekran telefonu i prawie wpadł w słup. Wszyscy byli zbyt szczęśliwi. On nie. Uśmiech, który tak często widywała Anastazja, zniknął. Nie miał nawet psa, z którym mógłby wyjść i nawet pogadać. Owinął się szczelniej płaszczem, którego nie zapiął. Chciał, aby wiatr przewiał wszystkie smutki z jego wnętrza, ale tak to chyba nie działało. Niestety. Gnany październikowym wiatrem wsiadł w autobus, aby dojechać na Przymorze. Nie miał nawet słuchawek, aby odciąć się od ludzi, którzy cieszyli się pięknym wieczorem. On nie czuł się szczęśliwy, no może przez chwilkę.

Ludzie narzekają na jesień, która chce być kochana, ale nie jest. To dlatego często padają deszcze i opadają liście.
Ciasto nie może być szczęśliwe bez czekolady. Tak samo Krystian nie był szczęśliwy bez czekolady, ale z nią czuł się jeszcze gorzej. Chciał pozbyć się swoich czekoladowych włosów, czekoladowego płaszcza i czekoladowych uczuć. Wszystko przypominało mu o czekoladzie, której nie mógł mieć. Wiedział to, wiedział i tłamsił w środku, mając nadzieję, że czekolada w jego wnętrzu się rozpuści i wyparuje. Nie mogła wyparować, bo za czekoladą kryje się wiele uczuć i rzeczy. Wysiadł z autobusu i szedł chodnikiem w stronę domu. Tylko jedna nieśmiała łza spłynęła po policzku czekoladowego chłopca, który tak bardzo chciał być kochany. Tak samo, jak jesień.

***

– Dzięki za ciasto. No i kawę. To twój chłopak? – zapytał Hiacynt, niedługo potem wychodząc z mieszkania numer czternaście.

– Co? – Anastazja czasami żałowała, że zawsze odprowadzała ludzi do drzwi. Wtedy wszystkie słowa wydostawały się na wierzch, nie chcąc być zapomniane, kiedy przekroczy się próg drzwi. – Skąd takie pytanie w ogóle?

– Nic, nic. Do zobaczenia! A w ogóle, kiedy przyjdziesz po swoje gitarowe notatki? Uprzedzam, że mogę je niedługo zgubić. Pojutrze? – Uśmiechnął się czarnowłosy i wyszedł, nie dając czasu, aby dziewczyna zaprzeczyła.

Zapach ciasta chował się w szczeliny segmentów, chcąc zostać jak najdłużej w mieszkaniu gdańskiej kamienicy.

Anastazja nakazała Idzie pozmywać talerzyki, bo przecież jakaś sprawiedliwość musi być. Ona przecież upiekła ciasto. Blondynka tylko zawinęła się w kołdrę, aby zacząć spotkanie z notatkami teatru średniowiecza. Noc zasłaniała zasłony w oknach, a dziewczynie powoli mieszały się fazy teologii i pozytywizmu z abstrakcją. Ida też przeglądała notatki, raz po raz pociągając nosem.

– Katar masz? – Anastazja podniosła wzrok znad kartek.

– Nic, ja tak po prostu. – Wahała się z odpowiedzią, a głos jej się załamał. – Po prostu dotarło do mnie, że tylko mama i tata mnie kocha, tak sądzę. Ale tak naprawdę – głos jej zadrżał, a w oczach pojawiły się małe łezki – ale tak naprawdę to Zygmunt wstawił zdjęcie z jakąś dziewczyną i...– Zakryła twarz dłońmi, aby nie było widać smutku. Jeśli go nie widać, nie jest tak bardzo wyczuwalny. – Nie oszukujmy się moje włosy są okropne, wyglądają jak bakłażanowa kupa.

– Idusiu Pyk, przecież ja cię kocham, a ty znajdziesz inny pierwiastek, aby stworzyć idealny związek chemiczny, pamiętasz? Włosy masz koloru pięknej śliwki, która chwilowo wpadła w depresję, ale zaraz z niej wyskoczy, tak pyk i już. – Odrzuciła kartki na bok i podeszła do przyjaciółki. – Nie uważasz, że obcując z substancjami, powinniśmy mieć okulary i rękawiczki, aby niczego nie dotknąć? Nałóż okulary ochronne i już go nie obserwuj.

– Łatwo ci mówić jak ty masz dwa pierwiastki tuż pod nosem – odparła fioletowowłosa, wycierając nos rękawem.

– Nie jestem dobra z chemii. Jakie pierwiastki. Przesadzasz. Przyniosę chusteczki, zanim całą bluzę osmarkasz.

Słońce już spało. W mieszkaniu numer czternaście łzy kapały raz na jakiś czas, a zapomniane notatki leżały na łóżku.


Muzykanci z drugiego piętra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz