8. Wewnętrzne (ro)zerwanie

1.1K 222 404
                                    

          Anastazja idąc przez zatłoczone uliczki, szukała dzwoniącego gdzieś w czeluściach jej torby telefonu. Krystian patrzył na nią z rozbawieniem i niezrozumieniem wymalowanym na twarzy, bo on przecież zawsze nosił najpotrzebniejsze rzeczy w kieszeniach. Ulica Długa z radością witała wszystkich ludzi, częstując ich delikatnymi promieniami jesiennego słońca.

– Tak? Halo? – Odebrała w końcu dziewczyna, odgarniając z twarzy złociste fale. – Ida? Idusia, dlaczego ty płaczesz?

– Bo... bo – chlipała rudowłosa po drugiej stronie – Bo Zygmunt mnie zostawił! – Płacz dziewczyny jak tsunami wypełnił głośnik telefonu Anastazji.

– O matko, ale... Gdzie jesteś? Zaraz będę. – Nie myśląc za wiele, blondynka od razu podjęła decyzję, że wróci do mieszkania.

– Ja jestem w domu. Przyszłam szybciej. – Dziewczyna po drugiej stronie pociągnęła nosem, a Anastazja wyobraziła sobie zaczerwienioną twarz rudowłosej.

Rozłączyła się, a Krystian spojrzał na nią zmartwiony.

– Muszę biec – wytłumaczyła pośpiesznie. – Wybacz mi, ale nici z naszego spaceru nad Motławą. Przepraszam.

– Są rzeczy ważne i ważniejsze. Co jest takie ważne? – Wiatr zmierzwił brązowe włosy chłopaka.

– Sprawa z chłopakiem – westchnęła cicho. – Muszę wpaść jeszcze do sklepu.

– Może pójdę z tobą? – zaproponował ochoczo, nie wiedząc za bardzo co ma ze sobą zrobić.

– Chyba lepiej nie. Muszę ją trochę ogarnąć. – Uśmiechnęła się w jego stronę . – Cześć! – Pomachała, biegnąc w stronę Złotej Bramy.

Wiatr gładził jej twarz. Miała wrażenie, że nie był to zwyczajny wiatr. To był wiatr miasta, które tak kochała. Wiatry są jak ludzie. Każdy jest inny; delikatny, miły, niszczycielski czy złośliwy. Jednak każdy można tak samo uwielbiać, jak i nienawidzić.

Wysiadła szybko z autobusu, trzymając w ręce siatkę i biegnąc co tchu w stronę kamienicy.
Wpadła do mieszkania, prawie zapominając zamknąć drzwi. Zastała Idę tonącą w morzu chusteczek, Marylę Rodowicz lecącą z głośników i otwarte okno.

– Czemu płaczesz, słuchając Maryli Rodowicz? – Blondynka rzuciła siatkę z zakupami na łóżko, zmierzając zamknąć okno.

– Bo... bo pamiętam, jak byliśmy z Zygmuntem na jej koncercie. – Z ust rudowłosej wydobył się zduszony szloch. – A okno otworzyłam, żeby świat widział, jak cierpię i jeśli Zygmunt kiedyś przyjdzie pod okno mnie przepraszać, to usłyszy mój płacz.

– Trzymaj. – Podała Idzie pudełko lodów, paczkę żelków i czekoladę . Usiadła na łóżko, zrzucając wszystkie chusteczki na podłogę i obejmując przyjaciółkę ramieniem. – Mów jak to się zadziało. – Otworzyła żelki.

– Och, bo w przerwie między zajęciami poprosił mnie o spotkanie. – Głos jej się załamał. – Powiedział mi, że już nie czuje tego czegoś. – Kolejne łzy popłynęły po policzkach Idy. – Bezczelny dał mi jeszcze kwiatka, którego oczywiście wyrzuciłam do najbliższego kosza. Och, Nastusiu jak on mógł tak puścić w niepamięć te trzy lata? – Wtuliła się w blondynkę, przymykając oczy. Miała wrażenie, że Anastazja czasami była taką mamą, bez której nie wyobrażała sobie życia i która dbała o jej dobro, mimo że ta czasami dawała w kość. – Byłam dzielna i nie popłakałam się od razu. Dopiero w tramwaju – mówiła, przeżuwając żelkowe misie. – Ja to mam pecha. Przecież byliśmy razem od liceum. L i c e u m.

– Wiesz, Iduś czasami ludzie wyparowują jak te substancje chemiczne, o których się uczysz. Nie złapiesz ich ponownie, chyba że z powrotem zmienią swój stan skupienia. Taka już jest ich budowa, tak zachodzą w reakcje i nic na to nie poradzisz. Jesteś niesamowitą szczęściarą, bo hej masz tyle samo liter w imieniu i nazwisku. Pójdę po łyżeczki do lodów, a twoje smutki Pyk, pyk, pyk odejdą w mig – zaśmiała się. – Smutki odejdą przy najbliższym deszczu. Po prostu wyparują razem z nim w niebo.

– Dzięki. Jesteś cudownym stworzeniem, Nastuś – Ida mówiła z pełną buzią żelek. – Masz rację, może już wyparował i nie wróci. Obejrzałabym jakiś smutny film, aby jeszcze bardziej smuteczkować. Najlepiej z jakimś przystojnym aktorem. „Zakochany kundel"?

– Czy psy są przystojne? – zapytała blondynka, stawiając sobie laptopa na kolana i szukając bajki.

– Pewnie, że tak. Taki to cię nigdy nie opuści. – Rudowłosa pociągnęła nosem. – To jest takie romantyczne, ach.

Jedząc słodycze, dziewczyny oglądały bajkę i gdyby ktoś popatrzył na to z boku, mogłoby wydawać mu się to dziwne. Jednak było to całkowicie normalnie popołudnie pełne smutków i smuteczków.

– Czemu ze mną nikt tak nie je spaghetti? – Ida pociągnęła nosem.

– Ja mogę tak z tobą zjeść. – Blondynka wzruszyła ramionami. – Zjadłabym teraz takie spaghetti.

Obie dziewczyny spojrzał na siebie i już wszystko było jasne. Na kolację będzie makaron. Może niejedzony w tak romantyczny sposób, ale makaron sam w sobie jest przecież pełen romantyzmu.

Zatrzymały bajkę i pobiegły do kuchni. Już miały gotować makaron, ale Ida powiedziała:

– Ogólnie mamy problem. Nie ma przecieru pomidorowego. Może skoczysz zapytać sąsiada?

– Nie możesz iść ty? Bez przecieru się nie obejdzie? – Anastazja już myślała, co powie, kiedy stanie przed drzwiami mieszkania numer piętnaście.

– Spójrz na mnie. Prawie nic nie widzę, takie oczy mam zapuchnięte.

Blondynka cała w stresie została wręcz wypchnięta z własnego mieszkania na rzecz przecieru pomidorowego.
Poszła w skarpetach i gniazdem na głowie, bo rudowłosa nie pozwoliła jej nawet założyć butów.

Drzwi otworzył jej Hiacynt, który miał przewiązaną na głowie bandamkę, oczywiście czarną, bo innych kolorów jego ciemna jak noc dusza nie była w stanie tolerować.

– Witaj, ja chciałam zapytać, czy masz pożyczyć przecier pomidorowy? – zapytała, bawiąc się palcami. Nie wiedziała, dlaczego przeżywa to tak emocjonalne. Może gdyby Hiacynt był Hiacynt, byłoby łatwiej? Bo jak ma się mu wytłumaczyć z nocnego przedstawienia i oblanych spodni?

– Jeśli go pożyczę, to znaczy, że go oddasz? Wiesz, drogi towar. – Puścił oczko i poszedł w głąb mieszkania, a Anastazja głośno wypuściła powietrze. – Coś gotujesz? – zapytał wręczając przecier.

– Ja... Znaczy, my robimy makaron, ale...

– To cudownie! Pozwól, że się wproszę w zamian za jeden z głównych składników. – Nie przyjmując słowa sprzeciwu, zamknął drzwi na klucz i udał w stronę mieszkania numer czternaście.

Co Anastazja miała zrobić w starciu z dwumetrowym chłopakiem? Już wyobrażała sobie minę totalnie nieogarniętej Idy, która mieszała na patelni mięso. Przecież poszła tylko po przecier pomidorowy, a wróciła z gratisem w postaci czarnowłosego chłopaka. Mogła iść piętro wyżej do pani Wandy, byłoby mniej zamieszania.

– Masz? – Ida wychyliła się z kuchni. – Puścić cię gdzieś samą. – Pokręciła głową, pośpiesznie związując włosy i przecierając twarz.

Muzykanci z drugiego piętra Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz