CONTENT WARNING:
Rozdział zamiera opisy, które dla niektórych czytelników, mogą być odebrane za drastyczne. Jeśli nie chcesz ich czytać, przejdź do symbolu gwiazdek (***)
Koszmary nie odstępowały Eddiego przez całą noc. We śnie towarzyszyli mu przyjaciele, co wcale nie dodawało mu otuchy.
Stali odwróceni do niego tyłem. Chciał krzyczeć, dotknąć ich, zwrócić uwagę, lecz na próżno. Miał ściśnięte gardło.Nagle Stan odwrócił się w jego stronę. Z jego nadgarstków strumieniami ciekła świeża krew. A na twarzy, widniał przerażający uśmiech.
Stan trzymał Billa za rękę. Denbrough unosił się parę centymetrów nad ziemią. Jak balon poruszony na wietrze, obrócił się w stronę Kaspbraka. Jego oczy były szkliste, bez wyrazu. W źrenicach tliły się blade światełka. Światła zachowywały się jak żywe, co wzbudzało w Eddiem jeszcze większe przerażenie. Gdyby miał opisać to co widział, nazwałby je trupimi światłami.
Beverly i Ben spojrzeli na Eddiego jednocześnie, oboje byli pokryci licznymi ranami. U Bev górowały siniaki, nie wiedział dlaczego, ale Eddie był pewien, że to ojciec Marsh maczał w tym palce.
Panna w twoim wieku nie powinna zadawać się z chłopcami. Byłaś bardzo niegrzeczna Bevvie, powiedz co z nimi robiłaś, zabrzmiał głos znikąd.
Eddie dopiero po chwili zorientował się, że to on wypowiada te słowa. Jednak to nie był jego głos. Wypowiadał kolejne zdania tonem przypominającym pana Marsha.
Eddie był katem Beverly, ich wszystkich...
Ben najbardziej krwawił z korpusu. Zanim krew trysnęła z jego ust, zaczął krzyczeć w niebogłosy. Niewidzialne ostrze przebijało jego skórę, tworząc sporych gabarytów napis Henry Bowers.
Rebecca i Mike, wisieli na drewnianych tyczkach, jak strachy na wróble. Odkryte części ciała były pokryte śladami dziobania ptaków. W ustach spoczywało kilka piór. Gdyby Eddie odważył się podejść bliżej, usłyszałby charczenie, które w rzeczywistości było lamentem i błaganiem o pomoc. Pomoc, na którą było już za późno.
Strzępy skóry z twarzy Richiego, zwisały bezwładnie na policzkach. Szyja została poharatana ogromnymi pazurami .Na koszulce Toziera widniał napis „Wilkołaki naprawdę istnieją Eds. Spójrz co mi zrobił"
Nim Eddie zdążył się zorientować, przyjaciele otoczyli go zwartym kręgiem. Wszyscy trzymali się za ręce, jakby składali sobie obietnicę, którą muszą spełnić, nawet jeśli od tego zależałoby ich życie.
Kaspbrak znów usłyszał głos. Tym razem był zimny i złowieszczy, jakby jego właściciel pożerał dzieci na śniadanie, bez najmniejszego problemu. Chcesz dołączyć, Eddie? Miejsca starczy dla wszystkich! Wszyscy pływamy, och tak pływamy!
Chłopiec zacisnął mocno powieki. Obudź się obudź się, wołała, jego racjonalna część umysłu. To nie jest "Koszmar z Ulicy Wiązów". Nie umarłeś we śnie, obudź się do cholery!
***
Chłopca obudził jego własny krzyk. Poza jego przyśpieszonym oddechem w domu panowała niepokojąca cisza. W każdej chwili gotowy do ucieczki na górę, zszedł wolno na parter. W salonie siedziała Sonia oraz dwójka mężczyzn, zażarcie o czymś dyskutujący przyciszonymi głosami.
Kobieta widząc syna, zacisnęła usta. Mężczyźni zdzwieni jej nagłym zamilknięciem, podnieśli wzrok. Jeden z nich wstał, poprawiając nonszalancko drogi garnitur, za który spokojnie mógłby kupić całe Derry, jakby to była koszulka ze sklepu z pamiątkami.
–Dzień dobry, Eddie. Jestem Anthony.–Mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku Eddiego. Chłopiec lustrował go wzrokiem, nie odpowiadając na jego gest. Sonia wzdrygnęła się, siedząc na kanapie, zawstydzona zachowaniem syna.–Muszę z tobą porozmawiać. Wyjdźmy na zewnątrz, dobrze?
Eddie wzruszył ramionami. Skierował się w stronę ogrodu. Od maja do późnego lata nie miał tam wstępu ze względu na pyłki, ale nie miało to teraz znaczenia. Bał się, że niedługo usłyszy gorsze wiadomości, niż informacja o zwiększonej ilości pylenia kwiatów.
Anthony przez chwilę oglądał ogród z rozmarzeniem. Wcale nie śpieszyło mu się do rozmowy z chłopcem, który gorączkowo przebierał nogami.
–Twoja mama je pielęgnuje?– zapytał nagle jegomość, ze sztuczną uprzejmością, zasiadając obok chłopca.-Uwielbiam pelargonie, moja narzeczona...
–Chciał pan ze mną porozmawiać, o kwiatkach?
–Nie, twoja mama zadzwoniła do nas wczoraj, prosząc o pomoc.–Mężczyzna spojrzał ukradkiem na Eddiego, ciekawy jego reakcji. Chłopiec patrzył na niego zdezorientowany.– Mówiła, że cierpisz na pewne schorzenie, domyślasz się o co chodzi?
Kaspbrak pokręcił przecząco głową.
–Podobno wczoraj przyznałeś się, że jesteś gejem.–ciągnął nieznajomy.–Zrozum, że denerwowanie mamy czymś takim, nie jest zabawą. Nie ważne o jaką stawkę się założyłeś, to nie w porządku.
–To nie był żart, ani zakład.
–Okej... już wiem! Nie sprostałeś oczekiwań żadnej dziewczyny, więc szukasz innego wyjścia. Nie bój się Eddie, na pewno nie długo zawrócisz w głowie jakiejś pannie.
–Nie sądzę.
–Cóż, chyba nie pozostawiasz mi wyboru.–Anthony sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyciągnął z niej ulotkę ośrodka, mającego w programie terapie, zmieniającą osoby homoseksualne w heteroseksualne. Podał ją Eddiemu, który chwycił broszurę końcówkami palców, jakby było to coś obrzydliwego.–Nasza placówka cieszy się popularnością i uznaniem oraz może pochwalić się wieloma zadowolonymi klientami. Spodoba ci się.
–Nigdzie nie jadę.
Eddie gwałtownie stanął na nogi. Nie był pewny, czy uczucie nieważkości było skutkiem ubocznym za szybkiego wstawania, czy finalnym przetrawieniu wiadomości, jakie zostały mu przedstawione. Bądź co bądź, czuł się okropnie.
–Obawiam się, że nie masz wyjścia. Twoja mama właśnie w tej chwili cię pakuje.
Do ogrodu weszła Sonia oraz drugi pracownik ośrodka. Trzymał walizkę, którą Eddie zawsze zabierał, gdy wyjeżdżał z matką do jej sióstr.
–Chce dla ciebie, jak najlepiej.–szepnęła w jego kierunku kobieta, kiedy Anthony prowadził chłopca do samochodu.
Eddie czuł, że gdziekolwiek jedzie, na pewno nie wyjdzie z tego bez szwanku.
![](https://img.wattpad.com/cover/205752667-288-k464312.jpg)
CZYTASZ
Elastic heart {Reddie} √
FanfictionEddie jak większość nastolatków w liceum przeżywa swoje pierwsze zauroczenie. Problem polega na tym, że osoba, która skradła jego serce nazywa się Richie Tozier. ((książka zawiera oryginalną postać))