t w e n t y t w o

942 69 87
                                    

–Mamo, wróciłem!– zawołał Eddie, wchodząc do domu.

–Co ty sobie wyobrażasz?– zaczęła Sonia, kierując się z nadmierną -jak na jej standardy- szybkością w stronę syna. –Lucy mówiła, że znów rozmawiasz z tymi...dzieciakami.

Na twarzy kobiety pojawił się grymas niezadowolenia. Jakiekolwiek miłe słowo w odniesieniu do przyjaciół jej syna, było dla niej za trudne do wymówienia.

–To moi przyjaciele.

–Eddie, to nie są twoi przyjaciele!

–Właśnie, że są! Mogłabyś to w końcu zrozumieć! Tak bardzo chcesz mojego dobra, a każesz mi się odizolować od osób, przy których czuje się najlepiej!

–Nie krzycz na matkę! Wiesz, że takie zachowanie źle działa na moje serce.– Pani K. udając urażoną chwyciła się za klatkę piersiową, jak to miała w zwyczaju, gdy przegrywała kłótnie z synem.

–Tak wiem, bez przerwy mi o tym przypominasz!– oznajmił wychodząc.

Chłopiec szybkim krokiem udał się do domu Tozierów, mając nadzieje na zastanie rodziny w domu. W tym momencie potrzebował rozmowy z Richiem lub z jego rodzicami. Bardzo ich lubił, bo zupełnie różnili się od Sonii.

Maggie Tozier zawsze była uśmiechnięta. Emanowała spokojem i matczynym ciepłem, którego Eddie nigdy nie potrafił znaleźć w swojej rodzinie. 

Kobieta nieraz przekonywała Panią K., aby Eddie został dłużej u Richiego. Co bardzo często kończyło się sukcesem. A to samo w sobie było równie niezwykłym wyczynem, co uratowanie ludzi z płonącego budynku.

Z kolei Wentwortha chłopiec traktował, jak ojca. Nigdy nie zapomni, jak dumny był z siebie, gdy pomógł panu Tozierowi z naprawą samochodu. W końcu wiedza jaką zyskał, przydała mu się w praktyce. Prawdziwe auto miało zupełnie inną budowę niż te kartonowe, które mógł budować w garażu, ale i tak według taty Richiego, poradził sobie znakomicie.

***

Po naciśnięciu dzwonka do drzwi Eddiemu otworzyła kobieta promieniująca szczęściem. Jej loki mysiego koloru upięte w niedbały kucyk, chybotały na boki. A sukienka Maggie w polne kwiaty utwierdziła chłopca w przekonaniu, że zamiłowanie do ubrań we florystyczne wzory Richie ma po swojej mamie.

–Eddie! Słońce, jak ja cię dawno nie widziałam!– zawołała kobieta, przytulając chłopca.

–Widziała mnie pani miesiąc temu– odpowiedział uśmiechając się od ucha do ucha. 

Miał nadzieje, że jego głos dotarł do uszu pani Tozier, bo jego twarz była teraz przyciśnięta do jej ramienia, co nieco zagłuszyło jego odpowiedź. Gdyby musiał ją powtórzyć z pewnością zacząłby dławić się słodkim zapachem perfum mamy Richiego, połączonym z wonią ciastek korzennych.

Kobieta odsunęła się od chłopca, aby lepiej mu się przyjrzeć.

–Och, masz racje. Ale wy tak szybko dorastacie.– Kobieta uszczypała jego policzki.

–Richie jest w domu?- zapytał uprzejmym tonem.

–Tak, jest w swoim pokoju.

Eddie wyminął Maggie. Gdy stanął na pierwszym stopniu, znów usłyszał jej głos:

–Eddie, cieszymy się, że wróciłeś. Richie strasznie za tobą tęsknił.

–Ja też tęskniłem.

–Pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziany i gdybyś czegoś potrzebował,  z chęcią ci pomożemy.

–Dziękuje pani.

Elastic heart {Reddie} √Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz